Arabski książe. Tanya Valko
Читать онлайн книгу.na co uparci tetrycy w końcu pokornieją. – Sugeruję, by saida Darin Salimi, jeśli będzie miała ochotę przebywać w naszym państwie, zamieszkała w pałacu królewskim w Dżeddzie. Jej sponsorem będzie książę Anwar al-Saud.
– Tylko i wyłącznie pałac. Bez możliwości opuszczania jego murów. – Sędziowie kiwają głowami tak energicznie, aż ich długie białe brody szurają po odprasowanym materiale tob. – Tak! Tak! Słuszna decyzja. Sprawiedliwy werdykt.
– Złota klatka… – szepce Anwar, a wspomnienia zalewają jego serce.
– Jak zwał, tak zwał. – Każdy z obecnych na sali wie, o co chodzi, lecz niektórzy uważają, że to przesada nazywać tak miejsce, w którym panują ekstremalnie komfortowe warunki.
– Jeśli zaś idzie o ślub, to na razie nie ma o nim mowy – orzeka wuj Naif na zakończenie nieprzyjemnej sesji.
– Nie wiem, po co mi tytuł cholernego księcia, skoro nie wolno mi samodzielnie podjąć żadnej decyzji. Nawet nie mogę się ożenić, z kim chcę! – Anwar ze wzburzeniem wyraża swoje rozczarowanie.
– Masz już dwie żony, synku. Kandydatka na trzecią może chwilę zaczekać – usiłuje go uspokoić Al-Rida.
– W tym kraju popełniono wiele zbrodni i wykroczeń, a jakoś ludziom z mojej warstwy społecznej nic z tego powodu nie zrobiono. – Anwar rzuca kalumnie, tak jakby mogło mu to w czymś pomóc, a przecież decyzja tego sądu jest nieodwołalna, o czym doskonale wie.
– Kogo masz na myśli? – docieka młody następca tronu, a geriatryczne dziadki siedzące niemrawo przy stole nagle się ożywiają i łypią spod oka na przesłuchiwanego, niebezpiecznego gbura, który z czystej złośliwości może zacznie teraz ujawniać jakieś utajnione przestępstwa czy rodowe przekręty.
Ten jednak, nie przejmując się ich pozycją ani obecnością księcia koronnego, nie odpowiada, tylko zamaszystym krokiem opuszcza salę.
ZŁOTA KLATKA
KSIĄŻĘCE ZABAWY
Załamany Anwar prywatnym odrzutowcem leci do Dżeddy, chcąc osobiście zarządzić przygotowania na przyjęcie w pałacu nowej pani, choć w rzeczywistości więźniarki. Kiedy przekracza bramę, pilnie strzeżoną przez Gwardię Narodową, ogarnia go przemożne déjà vu83. Wchodzi do obszernego pustego holu i jak po nitce zmierza do lokum, które kiedyś sam zajmował. Potem kieruje kroki do drugiego, odległego, zachodniego skrzydła. Po czterech córkach króla Abdullaha, uwięzionych tu po odejściu ich matki od despotycznego władcy, nie ma śladu. Rozmyły się we mgle. Nikt nie wie, co się z nimi stało po śmierci ich starego ojca. Nie wiadomo, czy zostały wypuszczone, wyjechały za granicę, czy może przeniesiono je w inne miejsce w Arabii Saudyjskiej.
Ogromna królewska rezydencja to wieloskrzydłowy budynek w kształcie litery U, z krużgankami i podcieniami, z drewnianymi, tradycyjnymi balkonami zabudowanymi ażurem w arabeski. Znajdują się tu baseny, biblioteka, meczet, całodobowa ochrona, w podziemiach zaś sala zabaw, dyskoteka, sala kinowa i widowiskowa, do której dostęp mają jedynie wybrani, a na pewno nie przetrzymywani tutaj więźniowie; oni tylko słyszą dochodzące stamtąd hałasy i mogą się domyślić, co tam się dzieje. Pałac ma niezliczoną ilość apartamentów. Niektóre dwupoziomowe, inne z antresolą, jedne z loggią, drugie z prywatnymi ogrodami i fontanną. Wybrani mogą korzystać z zielonych działek z basenem, przeważnie zasłoniętym nie tylko po bokach, ale też od góry specjalną folią, tak że nawet dron nie wyśledzi, kto w nim przebywa. Największy, profesjonalny zbiornik o wymiarach olimpijskich znajduje się w przyziemiu, tuż obok siłowni i sauny. Aktualnie królewski belweder jest zrujnowany i wymaga generalnego remontu. Widać ostatnimi czasy nie przebywał tu żaden prominentny gość.
Anwar odsyła służbę i ochronę i pozostaje sam w swoim dawnym apartamencie. Wychodzi na niegdyś piękne patio, dziś zarośnięte wybujałymi chwastami. Zapala papierosa, czego nie czynił od lat, i oddaje się wspomnieniom, które od dłuższego czasu zalewają jego duszę i serce. Do tej pory potrafił je od siebie odegnać, jednak teraz – w tym miejscu – już nie daje rady z nimi wygrać.
Ten Londyn nie był w sumie taki zły. Dobrze mi się tam żyło, studia były ciekawe, a miasto fantastyczne. Po co ja się zadałem z tą dwójcą? Ani jeden, ani drugi nie był moim prawdziwym przyjacielem, choć po latach miło było spotkać Sajfa al-Islam Kaddafiego w tej jego Libii. O Jasemie nigdy tak nie będę mógł powiedzieć. Kontakt z nim zawsze był dla mnie traumą. Ale trzeba przyznać, że wesoła była z nas kompania. Staliśmy się nierozłączni. Miałem najwięcej pieniędzy z nich wszystkich, ale nigdy nikomu to szczególnie nie przeszkadzało, a i mnie nie zmanierowało. Moje lokum w Londynie było całkiem skromne, choć w genialnej lokalizacji – przy samym Hyde Parku. Saudyjczyk, Libijczyk i Syryjczyk – czuliśmy się odtrąceni przez resztę europejskich studentów. W końcu byliśmy Arabami. Gdyby nie dołączył do nas ten parszywy dziad Moe, to może nic złego by się nie stało, zastanawia się po prawie dwudziestu latach książę. Żeby handlarz narkotykami był fundamentalistycznym dżihadystą, to już się w pale nie mieści! To przez niego Jasem zaczął się stawać coraz bardziej ortodoksyjny i religijny. Ten typ zainfekował go dosłownie w ciągu tygodnia, owinął sobie dookoła małego paluszka. Biedny łatwowierny głupek, podsumowuje byłego kumpla, a obecnie największego antagonistę, do którego schwytania i uwięzienia niedawno sam się przyczynił.
Po co było robić tę imprezę? Od początku byłem temu przeciwny. Niech to wszyscy diabli!, denerwuje się na samo wspomnienie, jakby działo się to wczoraj.
Wielkie przyjęcie u saudyjskiego księcia, rozreklamowane i sponsorowane przez nazwisko jego przyjaciela – Kaddafiego, jest wielkim wydarzeniem w światku celebrytów i bogaczy rezydujących w Londynie. Dwudziestoletni Anwar al-Saud wyróżnia się spośród uczestników nie tylko swoją posturą, bowiem ma dobre metr dziewięćdziesiąt wzrostu i prawie dwieście kilogramów żywej wagi, ale przede wszystkim aparycją i nienagannym sposobem bycia. Dzisiaj mężczyzna, zamiast tradycyjnej arabskiej białej sukni, nałożył czarny smoking z błyszczącym kołnierzem i burgundowymi dodatkami: pasem, chusteczką w butonierce i muchą. Jego pogodna twarz jest bardzo przystojna, z klasycznym arabskim nosem, wysokim czołem, namiętnymi, dużymi ustami, skrywającymi równe białe zęby, oraz czarnymi jak smoła, życzliwymi i mądrymi oczami. Karnację ma jasną, co wskazuje na jego błękitną krew, którą odziedziczył po królewskich przodkach, urodzonych na piaskach pustyni Rub al-Chali na Półwyspie Arabskim. Wyróżniają go też tubalny głos oraz zaraźliwy śmiech. Jedynym mankamentem księcia jest jego waga – rezultat zamiłowania do jedzenia, szczególnie fast foodów, i wrodzonej niechęci do jakiegokolwiek ruchu, nie wspominając o prawdziwym sporcie. Mimo to gospodarz niezaprzeczalnie jest gwiazdą dzisiejszego wieczoru i w jego cieniu ginie nawet niepisany następca mocarnego przywódcy Libii Sajf al-Islam Kaddafi, który również prezentuje się elegancko w swoim szytym na miarę klubowym garniturze.
Jasem po raz pierwszy w życiu jest na takim przyjęciu, a że nikt go nie uprzedził, jak należy przyjść ubranym, wygląda jak szmaciarz w swoich markowych dżinsach, koszulce polo i adidasach. Nie przejmuje się tym jednak za bardzo. Szybko wychyla dwie duże wódki, przepija je piwem i od razu się wyluzowuje. Wszyscy biorą go za jednego z pospolitych Brytyjczyków, którego książę z łaski zaprosił.
Saudyjczyka otacza wianuszek ciekawskich londyńczyków oraz ludzi różnej narodowości, którzy cieszą się z zaproszenia na party u tak prominentnej osoby. Modelka Anna, ta sama, którą w haniebny sposób wykorzystał Jasem, zrobiona dziś na bóstwo, nie może wyjść ze zdumienia. Po niechlujnym, pospolitym Arabie w sukience, którego spotkała tu tydzień temu, nie ma śladu. Wtedy wydawał
83
Déjà vu (francuski) – wrażenie, że przeżywana sytuacja wydarzyła się już kiedyś, w nieokreślonej przeszłości, połączone z pewnością, że to niemożliwe.