Głębia. Powrót. tom 2. Marcin Podlewski
Читать онлайн книгу.Nie rozumiesz, kochanie – przerwała jej Anna. – Nie zdajesz sobie sprawy, gdzie się znalazłaś. To Szpara. Nie jestem zainteresowana twoim statkiem i powinnaś być wdzięczna, że nie kazałam go rozpruć za szwendanie się po tej lokalizacji. Wiem, wiem, to moja słabość, czasami jednak następuje lekki pstryk i w powietrze – kapitan uniosła lekko dłoń – ulatuje niewielki motylek sympatii. I to spotkało właśnie ciebie. Nie zmarnuj tej szansy. Prawda, że jest milutka? – zwróciła się do załogi, po której znów przemknął cień chichotu. – Chociaż nieco sztywna...
– Pani kapitan – odezwała się jakaś kobieta w tle – ja ją wezmę. Pociągnę sobie za ten koński blond ogonek... kiedy już złapię za tę krągłą pupeczkę...
– Ta pupeczka nie jest chyba do zabawy – zauważył grobowym głosem Artur.
– Tak samo jak twoja morda!
– To prawda – przyznał ze smutkiem zbrojeniowiec.
Mostek rozchichotał się po tym nieco niefortunnym stwierdzeniu, ale trwało to tylko chwilę.
– Cicho, cicho – odezwała się Anna. – Cisza, powiedziałam – uniosła nieznacznie głos i nagle w całym pomieszczeniu słychać było już tylko szum i pikotanie działających mechanizmów. – Nie chcemy, aby nasz gość poczuł się skrępowany. Musisz im wybaczyć, Biedrok – powiedziała rozbawionym tonem. – Nieco się ostatnio rozbrykali. Jak zatem mówiłam: sto tysięcy jedów.
– Muszę porozmawiać z załogą – odpowiedziała sucho Erin.
– Oczywiście. Wyślę z tobą Lill, żeby przyjrzała się waszym uszkodzeniom. Macie godzinę. – Anna uśmiechnęła się lekko, ale uśmiech nie wydał się Hakl ani trochę wesoły. – Na waszym miejscu przyjęłabym ofertę – zaznaczyła, naciskając jeden z przycisków fotela, który zaczął się obracać i odsuwać. Audiencja została zakończona. – I to szybko.
– Myślę, że mogę ekstrapolować dane skokowe – oznajmiła dwadzieścia minut później Pinsleep Wise w SN, do której Erin zaprosiła jeszcze Huba i Jareda. Jedynym nieobecnym był Monsieur, który wyszedł w próżnię z przysłaną przez Annę Lill, mającą ocenić stopień uszkodzenia korony napędu głębinowego. – Nie będziemy potrzebować boi lokacyjnej. Ryzyko przemiany w Widmo oceniam na jakieś piętnaście do dwudziestu procent.
– Bez części i tak nie skoczymy – stwierdziła Hakl.
– Może się udać – zauważył Tansky – ale wysadzi nas znowu. Chyba że Monsieur zawrze głębszą znajomość z tą łysą mechaniczką...
– To nie wchodzi w grę – skrzywiła się Erin. – Widziałam tę załogę. Nie zrobią nic wbrew tej całej Annie.
– A zatem?
– Stripsowie dali nam skromną zaliczkę przed rozpoczęciem napraw, rodzaj zabezpieczenia kredytowego – przyznała Hakl. – Jest zarejestrowana w komputerze kapitańskim, w którym miga coś o znacznym przekroczeniu comiesięcznej opłaty kredytowej za zakup statku przez Myrtona.
– Czyli dodatkowy, niesympatyczny drobiazg – zauważył ironicznie komputerowiec.
– Nie było się tym jak zająć – przyznała pierwsza pilot. – Jeśli jednak za bardzo przekroczymy granicę czasową, nałożona blokada zakupowa wyłączy nam część funkcji.
– Kwestie blokad mogę wziąć na siebie – zauważył Hub. Erin wzruszyła ramionami. – Ale nie gwarantuję, czy obejdziemy to bez imprintu Myrtona.
– Nawet po przełamaniu podstawowych blokad możesz ustąpić przed wewnętrzną, nałożoną przez system handlowy Kontroli – skrzywiła się pierwsza pilot. – A gdy ona wskoczy, przejmie wyłączony skokowiec.
– Jak mówiłem, mogę spróbować się tym zająć.
– Może i obejdziesz ograniczenia, ale handlarz puści w Strumień informację o kłopotach z naszą wypłacalnością, a to wpłynie na status naszych kontraktów. Ludzie dlatego wywiązują się ze swoich zobowiązań, bo Strumień zawsze ich dogoni, prędzej czy później. A danych w Strumieniu przecież nie zmienisz. Nikt tego nigdy nie zrobił i nie zrobi.
Hub chrząknął i wyciągnął z kieszeni neopeta, zapalając go fuzyjną zapalniczką.
– Ja mógłbym się podłączyć do systemu – zauważył Jared. – Pewne moje funkcje umożliwiają wejście w imprint Myrtona. Teraz stanowię jego... jak rozumiem, stanowię część Jedn... imprintu.
– Na to nie mogę pozwolić. – Hakl pokręciła głową. – Sprawa tego całego twojego imprintu... wolałabym w tym nie grzebać.
– Wszystko zależy od tego, jak pewna ekstrapolacji danych skokowych jest Pin – zauważył, zaciągając się petem, Tansky. – Co tam wykoncypowałaś, księżniczko?
– Obszar jest zbyt wielki i to jego podstawowa zaleta – wyjaśniła Pinsleep. – Nawet przy błędzie lokacyjnym musimy wyskoczyć gdzieś w pobliżu NGC 869, a im bliżej jesteśmy gromady gwiezdnej, tym bardziej wzrastają nasze szanse na znalezienie boi lokacyjnej.
– Chyba że system wykryje boje znajdujące się od nas kilka lat świetlnych i konieczny będzie precyzyjny skok głębinowy – zauważyła Erin. – Wtedy błąd lokacyjny będzie już miał znaczenie.
– Wystarczy, że znajdziemy się kilka lat świetlnych od boi. To zawsze lepiej niż kilka setek.
– A ile chcesz lecieć w stazie, Wise? Dwa lata? Dziesięć? Piętnaście?
– Tak blisko gromady możemy natknąć się na kolejne statki – odparowała Pin. – O wiele chętniejsze do pomocy i nieżądające za nią kwoty w cenie skoczka głębinowego czy tepeka.
– To możliwe – zauważył Jared – ale niepewne. Szanse natknięcia się na kolejny statek kosmiczny poza ustalonymi szlakami transportowymi wynoszą...
– Nigdy mi nie mów o szansach – przerwała mu Hakl. – Jakie były szanse tego, że natkniemy się na tę całą fregatę?
– W obliczu naszych ostatnich doświadczeń? – spytał nieco ironicznie Tansky.
– Dobrze – westchnęła Erin. – Oto dyspozycje. Spróbuję negocjacji z Anną. Delikatnych. Ale nastawiamy się na naruszenie środków przeznaczonych na i tak niepełną opłatę kredytową. W tym czasie Wise ustawia dane lokacyjne, jak najlepiej potrafi, a Hub próbuje zdjąć blokady handlowe Kontroli. Jared jest nadal w pełnej gotowości w zbrojeniówce, a Monsieur pracuje do końca, usiłując samodzielnie obejść uszkodzenia napędu. Jeśli musimy zapłacić „Karmazynowi”, to zróbmy to w ostateczności.
– Tak czy owak, zostało nam jeszcze ponad pół godziny – zauważył Hub.
– Niekoniecznie – doleciało ich od strony wejścia do stazo-nawigacji. Odwrócili się i dostrzegli mechanika w nie do końca jeszcze zdjętym kombinezonie próżniowym. – Panie i panowie, obawiam się, że jest nieco gorzej, niż było.
– Zdefiniuj „gorzej” – zainteresował się Tansky. Monsieur wzruszył ramionami.
– Mamy przeje...
– Nie kończ – przerwała mu Erin, czując, że nagle opuszczają ją wszystkie siły. – Po prostu nie kończ.
– Dymek na uspokojenie, królowo? – zainteresował się Tansky i ku swojemu zdumieniu zauważył, że Hakl wyciąga rękę, zabiera mu dymiącego peta i zaciąga się neonikotyną.
– Dajcie mi tę Lill do mesy – powiedziała, oddając peta komputerowcowi. – I to w podskokach.