Ten dzień. Blanka Lipińska
Читать онлайн книгу.to interesy. Rozejm między naszymi rodzinami jest niezbędny, byś była bezpieczna, a rodzina funkcjonowała bez przeszkód. Mnie także nie cieszy jej widok, ale przypominam ci, że coś mi obiecałaś w samochodzie. – Skończył zdanie i wygiął mnie tak, że głową nieomal stuknęłam w ziemię. Zerwała się burza oklasków, a Massimo tymczasem, na nic nie zważając, delikatnie musnął mnie ustami w szyję i okręciwszy w obrocie, przyciągnął ku sobie.
– Jestem w ciąży i jestem wkurwiona – wycedziłam. – Nie oczekuj ode mnie, że będę w stanie trzymać na wodzy emocje.
– Jeśli potrzebujesz rozluźnienia, chętnie ci je dam.
– Potrzebuję broni, żeby zabić to ścierwo.
Twarz Massima rozpromieniła się w uśmiechu. Zakończył taniec cudownie długim, głębokim pocałunkiem.
– Wiedziałem, że masz w sobie sycylijski temperament – powiedział z dumą. – Nasz syn będzie wspaniałym donem.
– To będzie dziewczynka! – obruszyłam się po raz nie wiadomo który.
Po kilku ukłonach ruszyliśmy w stronę naszego miejsca, zupełnie ignorując wzrok Anny. Usiadłam obok Olgi i wychyliłam naraz kieliszek wina, jakby miał mi pomóc mimo braku alkoholu.
– Jak chcesz, mogę wybić jej jedynki – powiedziała, bawiąc się widelcem. – Albo chociaż wydłubać oko.
Zaśmiałam się i wbiłam nóż w mięso, które podał mi kelner.
– Spoko, Olo, sama sobie z nią poradzę, ale nie dziś. Obiecałam coś Czarnemu.
Wsadziłam kawałek jedzenia do ust i poczułam, jak robi mi się niedobrze. Przełknęłam go, usiłując opanować narastające mdłości.
– Co jest, Lari? – zaniepokoiła się Olo, łapiąc mnie za rękę.
– Będę rzygać – poinformowałam rzeczowo i wstałam z miejsca.
Massimo zerwał się, kiedy odeszłam, ale Olga usadziła go na krześle i ruszyła za mną.
Nienawidzę być w ciąży, pomyślałam, wycierając usta i spuszczając wodę. Dość mam wymiotów i mdłości, poza tym myślałam, że to się zdarza tylko rano. Złapałam za klamkę i wyszłam z kabiny.
Olga stała oparta o ścianę i przyglądała mi się rozbawiona.
– Dobre mięsko było? – drwiła, kiedy myłam ręce.
– Bujaj się, to nie jest śmieszne. – Podniosłam wzrok i popatrzyłam na swoje odbicie; byłam blada i lekko rozmazana. – Masz jakieś kosmetyki?
– W torebce. Poczekaj, zaraz przyniosę – powiedziała i wyszła.
W rogu pięknej marmurowej łazienki stał wielki biały fotel. Usiadłam na nim, czekając na Olo.Po chwili drzwi się otworzyły i gdy podniosłam wzrok, zobaczyłam Annę.
– Ale masz tupet – warknęłam, patrząc na nią. Stanęła przed lustrem, zupełnie mnie ignorując. – Najpierw mnie straszysz, potem próbujesz zabić mojego męża, a teraz wymuszasz zaproszenie na nasz ślub. Przestań się poniżać.
Podniosłam się z miejsca i ruszyłam w jej stronę. Stała w bezruchu, wbijając beznamiętnie wzrok w moje odbicie.
Byłam spokojna i opanowana, tak jak sobie tego życzył Massimo. Zachowywałam resztki klasy, choć w głębi duszy miałam ochotę walnąć jej głową o umywalkę.
– Myślisz, że wygrałaś? – zapytała.
Zaśmiałam się i w tym samym momencie w drzwiach stanęła Olga.
– Nie wygrałam, bo nie było z kim ani w czym. A ty, mam nadzieję, najadłaś się już, więc żegnam.
Olo otworzyła drzwi i szerokim gestem wskazała jej kierunek.
– Jeszcze się zobaczymy – powiedziała, zamykając torebkę i idąc w kierunku holu.
– Mam nadzieję, że najwcześniej na twoim pogrzebie, szmato! – zawołałam, unosząc brodę.
Obróciła się i rzuciła mi lodowate spojrzenie, po czym zniknęła na korytarzu.
Kiedy wyszła, opadłam na krzesło i schowałam twarz w dłoniach. Olo podeszła do mnie i poklepując mnie po plecach, powiedziała:
– Oho, widzę, że nabierasz ich gangsterskich nawyków. To „najwcześniej na twoim pogrzebie” dobre było.
– Jej się trzeba bać, Olo. Ja wiem, że ona jeszcze coś odpierdoli, zobaczysz – westchnęłam. – Wspomnisz moje słowa.
W tym samym momencie drzwi do łazienki otworzyły się z impetem i do środka wpadł Domenico z ochroniarzem. Z nieukrywanym zdziwieniem popatrzyłyśmy w ich stronę.
– A tobie, Sycylijczyku, drzwi się pojebały? – zapytała Ola, unosząc brew.
Po minach obu mężczyzn widać było, że są przejęci, i najwyraźniej biegli, na co wskazywały ich przyspieszone oddechy. Rozejrzeli się nerwowo po wnętrzu, a nie znalazłszy nic ciekawego, skinęli przepraszająco głowami i wyszli.
Objęłam się dłońmi i pochyliłam głowę.
– A może ja prócz nadajników mam też wmontowaną gdzieś kamerę?
Pokręciłam głową, nie mogąc uwierzyć w parasol kontroli, jaki rozciągnął nade mną Massimo. Zastanawiałam się, czy wpadli tu ratować mnie, czy ją, i skąd, do cholery, wiedzieli, że sytuacja może wymagać interwencji. Po chwili, nie mogąc znaleźć logicznego wytłumaczenia, stanęłam koło przyjaciółki i zaczęłam poprawiać makijaż. Chciałam znów wyglądać promiennie i świeżo.
Wróciłam na salę i usiadłam obok męża.
– Wszystko dobrze, Mała?
– Dziecku chyba nie smakuje wino bez alkoholu – odparłam bez związku.
– Jeśli czujesz się lepiej, chciałbym cię przedstawić kilku osobom. Chodź.
Lawirowaliśmy między stolikami, witając kolejnych smutnych panów. Tak nazwałyśmy z Olgą facetów, po których gębach widać było, że są z mafii. Zdradzały ich szramy, blizny, a czasem po prostu puste, zimne spojrzenie. Poza tym nietrudno było ich rozpoznać, bo niemal koło każdego za plecami stał jeden lub dwóch ludzi. Wdzięczyłam się i byłam słodka ponad miarę, dokładnie tak, jak życzył sobie tego Czarny. Oni natomiast ostentacyjnie pokazywali, jak bardzo mają mnie w dupie.
Nie lubiłam tego rodzaju ignorancji, wiedziałam, że jestem inteligentniejsza od siedemdziesięciu procent z nich. Mogłam spokojnie pokonać ich wiedzą i obyciem. Z coraz większym podziwem patrzyłam za to na Massima, który odstawał od nich wyraźnie i mimo że był sporo młodszy od większości z nich, górował nad nimi siłą i intelektem. Widać było, że go szanują, słuchają i oczekują jego atencji.
W pewnym momencie poczułam, jak ktoś łapie mnie w pasie i obraca, mocno całując w usta. Odepchnęłam człowieka, który ośmielił się mnie tknąć, i zamachnęłam się, by wymierzyć mu policzek. Kiedy się odsunął, moja ręka zawisła w górze, a serce na chwilę stanęło.
– Cześć, szwagierko! O, faktycznie jesteś śliczna. – Przede mną stał człowiek do złudzenia przypominający Massima. Cofnęłam się i oparłam o klatkę Czarnego.
– Co się tu, kurwa, dzieje? – jęknęłam przerażona.
Klon mojego męża jednak nie znikał. Ku mojej rozpaczy miał niemal identyczną twarz, budowę ciała, ba, nawet włosy mieli podobnie obcięte. Kompletnie zdezorientowana, nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa.
– Lauro,