Ten dzień. Blanka Lipińska
Читать онлайн книгу.oburzona.
Massimo westchnął i uderzył ze złością rękami o kierownicę.
– Właśnie o tym mówię! – krzyknął. – Ja słowo, a ty dziesięć.
Siedziałam obrażona, wbijając wzrok w szybę i zastanawiając nad tym, co mówi. Już miałam dość imprezy, która się jeszcze nie zaczęła.
– Zgodzę się na rolę bransoletki, ale pod jednym warunkiem.
– Bransoletki? – Skrzywił się zdziwiony.
– Tak, Massimo, bransoletki. To taki, wiesz, nieistotny dodatek, który nosisz bez celu. Zasadniczo nie spełnia żadnej funkcji prócz tej, że dobrze wygląda i zdobi nadgarstek. Będę taką błyskotką, jeśli później na jeden dzień ty oddasz mi władzę.
Czarny oparł się o zagłówek fotela i beznamiętnie patrzył przed siebie.
– Gdybyś nie była w ciąży, zatrzymałbym się i kilka razy mocno uderzył cię w pośladki. A później zrobiłbym to, co już kiedyś raz zrobiłem z twoją małą dupką. – Obrócił się i rzucił mi gniewne spojrzenie. – Ale z uwagi na twój obecny stan, muszę ograniczyć się do negocjacji słownych, dam ci więc godzinę władzy.
– Dzień. – Nie odpuszczałam.
– Nie przeginaj, Mała. Godzina, i to nocą. Boję się tego, co wymyślisz w dzień.
Zastanawiałam się przez chwilę, knując w głowie szatański plan.
– Dobrze, Massimo, godzinę nocą, ale nie masz prawa sprzeciwu.
Wiedział, że wykorzystam te sześćdziesiąt minut do maksimum, i widać było, że po namyśle nie chce mi dać nawet tego, ale było już za późno.
– A więc, bransoletko – warknął – bądź dziś grzeczna i słuchaj się męża.
Po kilku minutach jazdy zatrzymaliśmy się pod zabytkowym hotelem, do którego wjazd blokowały dwa SUV-y oraz kilkunastu zwalistych mężczyzn ubranych w czarne garnitury.
– Co tu się dzieje? – zapytałam, rozglądając się na boki.
Massimo zaśmiał się i zmarszczył brwi.
– Nasze wesele.
Oszołomiona widokiem poczułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła: kilkudziesięciu uzbrojonych ludzi, samochody wyglądające jak małe czołgi i w tym wszystkim ja. Oparłam głowę o siedzenie i zamknęłam oczy, usiłując wyrównać oddech.
– Spokojnie – powiedział Massimo, chwytając mnie za nadgarstek, by zmierzyć mi tętno, i zerkając na zegarek. – Twoje serce szaleje, Mała, co się dzieje? Chcesz leki?
Pokręciłam głową i zwróciłam twarz w jego stronę.
– Don, po co to wszystko?
Czarny, wciąż z poważną miną, wpatrywał się w zegarek, licząc uderzenia mojego serca.
– Są tu głowy praktycznie wszystkich sycylijskich rodzin, a dodatkowo moi kontrahenci z kontynentu i Ameryki. Zapewniam cię, że niejeden człowiek chciałby tu wejść i zrobić zdjęcia, nie mówiąc już o policji. Myślałem, że przywykłaś do ochrony?
Próbowałam uspokoić się po tym, co powiedział, ale taka liczba ludzi z bronią przeraziła mnie i nieomal sparaliżowała. W głowie miałam gonitwę czarnych myśli związanych z ewentualnym zamachem na moje lub Massima życie.
– Przywykłam, ale po co ich aż tylu?
– Wyobraź sobie, że każdy przyjeżdża z taką ochroną, jaka nam towarzyszy co dzień. I siłą rzeczy robi się ich kilkudziesięciu. – Poklepał mnie po dłoni. – Nic ci nie grozi, jeśli się tego obawiasz. Na pewno nie tu i nie kiedy jestem obok.
Przycisnął moją rękę do ust, badawczo obserwując moje oczy.
– Gotowa?
Nie byłam gotowa ani nie miałam ochoty wysiadać z samochodu, bałam się i chciało mi się płakać. Wiedziałam jednak, że to mnie nie minie i nie mogę przed tym uciec, więc po chwili pokiwałam przytakująco głową.
Czarny wyszedł i otworzył drzwi, po czym pomógł mi wysiąść z auta. Ruszyliśmy w stronę wejścia, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię, a przynajmniej opuścić welon, by się za nim skryć i stać się niewidoczna.
Kiedy weszliśmy na salę, rozległy się gromkie brawa i okrzyki. Massimo zatrzymał się i z kamienną twarzą pozdrowił gestem dłoni zgromadzonych gości. Stał pewnie, na lekko rozstawionych nogach, jedną ręką obejmując mnie w pasie, a drugą trzymając w kieszeni spodni. Mężczyzna z obsługi podał mu mikrofon i już po chwili Massimo rozpoczął cudowną włoską przemowę. Zupełnie mi nie przeszkadzało, że nie rozumiem ani słowa, bo Czarny, pełen niewymuszonej nonszalancji, powodował, że miękły mi kolana. Po kilku minutach skończył i oddając mikrofon, poprowadził mnie na koniec sali w stronę stołu, gdzie z ulgą dostrzegłam Olgę.
Jak tylko usiadłam na swoim miejscu, podszedł do mnie Domenico i nachylając się wyszeptał:
– Twoje wino bezalkoholowe jest po prawej stronie, kelner wie, że tylko takie pijesz, więc możesz być spokojna.
– Będę spokojna, Domenico, jak położę się do łóżka, a ta szopka się skończy.
Olga przysunęła się do mnie i z nieukrywanym rozbawieniem zaczęła po polsku:
– Czy ty, kurwa, widzisz to co ja, Lari? Przecież to jakiś zlot mafiosów i prostytutek. Nie namierzyłam nawet jednego normalnego gościa. Koleś z prawej ma chyba dwieście lat, a dupa, którą smyra po kolanie, jest chyba młodsza od nas. – Olo skrzywiła się zabawnie. – Nawet jak dla mnie to obleśne. A ten czarny dwa stoliki dalej…
Uwielbiałam Olo, to, jaka była, i to, z jaką łatwością potrafiła mnie uspokoić i rozbawić. Nie zwracając na nikogo uwagi, parsknęłam śmiechem. A na to Massimo powoli obrócił głowę w moją stronę i obrzucił mnie nieruchomym spojrzeniem pełnym reprymendy. Uśmiechnęłam się do niego najsztuczniej, jak to było możliwe, po czym ponownie zwróciłam się w stronę Olgi.
– Ale siedzi tam taka dupa na końcu – trajkotała – która wygląda jak aniołek od Victoria’s Secret. I wiesz, podoba mi się.
Z dziwnym niepokojem zerknęłam w stronę stolika, o którym mówiła. Na końcu sali, w cudownej czarnej sukni z koronki siedziała kobieta, która próbowała odebrać mi Massima, Anna.
– Co tu robi ta suka? – warknęłam, zaciskając pięści. – Pamiętasz, Olo, opowiadałam ci o tym, jak Massimo zniknął, kiedy byliśmy na Lido? – Olga pokiwała głową. – No, to jest właśnie ta kurwa, przez którą omal go nie zabili.
Kiedy to z siebie wyrzuciłam, poczułam, jak w moim ciele narasta fala wściekłości. Podniosłam się z krzesła i unosząc misterną konstrukcję sukni, ruszyłam w jej stronę. Nie życzyłam sobie, by ta dziwka tu była, ani nie interesowało mnie, skąd się wzięła. Gdybym miała teraz broń, zwyczajnie bym ją zastrzeliła. Wszystkie dni cierpienia, każda łza i zwątpienie w uczucia Czarnego były jej zasługą.
Czułam na sobie wzrok wszystkich gości, ale nie obchodziło mnie to, bo był to mój dzień i moje wesele. Kiedy zbliżałam się już do stolika, pałając żądzą zemsty, poczułam, jak ktoś mocno łapie mnie za rękę i ciągnie dalej, wymijając ją. Odwróciłam głowę i zobaczyłam mojego męża, który prowadził mnie na parkiet.
– Walc – wyszeptał i skinął do orkiestry, nim rozbrzmiały brawa.
Nie chciałam teraz tańczyć, bo roznosiła mnie chęć mordu, ale Massimo