Wojna makowa. Rebecca Kuang
Читать онлайн книгу.nie zwyciężyło w drugiej wojnie makowej – podkreślił Yim. – Federacja poniosła klęskę, ponieważ walczyliśmy tak nędznie, że wielkie zachodnie potęgi morskie musiały się za nami ująć. Broniliśmy własnego kraju do tego stopnia nieudolnie, że Hesperia, widząc rozgrywające się na naszych ziemiach ludobójstwo, postanowiła interweniować. Podczas gdy nikaryjskie jednostki były związane walkami na froncie północnym, flota Federacji w ciągu jednej nocy dokonała rzezi Wyspy Umarłych. Zamordowani zostali wszyscy zamieszkujący Speer mężczyźni, kobiety i dzieci, a ich ciała spalono. W jeden dzień wyginęła cała rasa.
Na sali zapanowała głucha cisza. Wszyscy studenci dorastali, słuchając opowieści o zniszczeniu Speer, maciupkiej wyspy zagubionej niczym łza wśród fal oceanu pomiędzy Morzem Nariin i Zatoką Omonod, w pobliżu brzegów Prowincji Węża. Było to ostatnie z terytoriów zależnych cesarstwa, podbite i zaanektowane w szczytowym okresie panowania Czerwonego Cesarza. Zajmowało w historii Nikan miejsce szczególne, stanowiło jaskrawy przykład potężnej klęski poniesionej przez rozproszone armie możnowładców.
Rin od dawna była ciekawa, czy utrata Speer naprawdę wyniknęła jedynie ze zbiegu przypadkowych okoliczności. Gdyby podobnej zagładzie uległa jakakolwiek inna prowincja, Nikaryjczycy nie zadowoliliby się traktatem pokojowym. Walczyliby, dopóki Federacja Mugen nie zniknęłaby z powierzchni ziemi.
Speeryci natomiast nie byli Nikaryjczykami. Wysocy, brązowoskórzy wyspiarze byli pod względem etnicznym całkowicie odmienni od ludów zamieszkujących kontynent. Mówili własnym językiem, w piśmie posługiwali się własnym alfabetem i praktykowali własną religię. Do cesarskiej milicji wstępowali jedynie pod groźbą miecza Czerwonego Cesarza.
Obustronne stosunki Nikaryjczyków i Speerytów były napięte od zawsze aż po czasy drugiej wojny makowej. Dlatego też, myślała Rin, kiedy zaszła konieczność poświęcenia któregoś z terytoriów cesarstwa, wybór Speer nasuwał się praktycznie sam.
– Ostatnie stulecie przetrwaliśmy wyłącznie dzięki szczęściu i wspaniałomyślności Zachodu – podjął Yim. – Nawet zresztą z pomocą Hesperii Nikan wyparło najeźdźców z Federacji z najwyższym trudem. Następnie, na zakończenie drugiej wojny makowej, naciskana przez Hesperię Federacja podpisała pakt o nieagresji i Nikan od tamtej pory zachowuje niepodległość. Mugeńczycy zostali zepchnięci do faktorii handlowych na granicy Prowincji Konia i od bez mała dwudziestu już lat zachowują się względnie stosownie. Ostatnio jednak ponownie zaczynają się burzyć i szemrać, a Hesperia nigdy nie słynęła z wyjątkowego przywiązania do złożonych obietnic. Z herosów Trójcy Doskonałych pozostał jeden; Smoczy Cesarz nie żyje, Odźwierny zaginął i tylko Pani Żmija wciąż zasiada na tronie. I co gorsza, nie dysponujemy już oddziałami Speerytów. – Yim na moment zawiesił głos. – Nasze armie straciły wraz z nimi swoją najsilniejszą formację. Nie dysponujemy żadnym z atutów, które pozwoliły Nikan przetrwać drugą wojnę makową. Nie wolno zakładać, że Hesperia ponownie zechce nas ocalić. Jeśli ostatnie stulecia mogą nas czegokolwiek nauczyć, to tego, że wrogowie cesarstwa nie śpią. Kiedy jednak napadną nas po raz kolejny, chcemy być przygotowani.
Południowy dzwon obwieścił porę obiadu.
Jedzenie serwowano z masywnych kotłów, stojących rzędem pod ścianą – ryżowy kleik, potrawka z ryb i ryżowe pieczywo. Rozdzielaniem posiłku zajmowali się kucharze, na których obliczach widniał wyraz doskonałej obojętności wobec wykonywanej pracy.
Studenci otrzymywali porcje pozwalające ukoić burczące brzuchy, lecz nie na tyle duże, by mogli się poczuć najedzeni do syta. Śmiałków, którzy próbowali stawać w kolejce po raz wtóry, odprawiano do stołu z pustymi rękoma.
Z punktu widzenia Rin perspektywa regularnych posiłków wydawała się niemal zbyt piękna – mieszkając u Fangów, często kładła się do snu o pustym żołądku. Jej koledzy jednak poskarżyli się na wielkość porcji Rabanowi.
– Jima wyznaje filozofię, według której głód jest dobry. Głodni zachowacie lekkość i koncentrację – wyjaśnił.
– Za to będziemy nieszczęśliwi – burknął Nezha.
Rin wywróciła oczyma, lecz nie odezwała się słowem. Siedzieli stłoczeni w dwudziestopięcioosobowych szeregach po dwóch stronach drewnianej ławy, ustawionej niemal na samym końcu kantyny. Pozostałe stoły zajęli kadeci i nawet Nezha nie miał dość tupetu, by spróbować usiąść między nimi. Rin wypatrzyła skrawek wolnej przestrzeni pomiędzy Niang a chłopakiem o szorstkiej czuprynie, który brylował na zajęciach z historii.
– Mam na imię Kitaj – przedstawił się, gdy przestał już obwąchiwać swoją potrawkę.
Był o rok od niej młodszym patykowatym piegusem, obdarzonym gigantycznej rozpiętości uszami. Tak się złożyło, że keju zdał z najwyższym wynikiem w całym regionie Sinegardu, zdecydowanie najtrudniejszym, co było osiągnięciem tym bardziej imponującym, że podszedł do egzaminu rok wcześniej niż większość. Cieszył się idealną pamięcią, a po pomyślnym przejściu prób planował kontynuować studia w dziedzinie strategii pod okiem mistrza Irjaha. A tak w ogóle, to czy ona zgodzi się, że Jun jest zwykłym dupkiem?
– Owszem. A ja nazywam się Runin. Rin – odparła, gdy pozwolił jej wtrącić choć słówko.
– Ach, to ciebie tak nie trawi Nezha.
Stwierdziła w duchu, że nie była to najgorsza opinia, jaka mogła do niej przylgnąć. Tym bardziej, że Kitaj nie wydawał się poczytywać jej tego za złe.
– Może ty wiesz, o co mu właściwie chodzi?
– Jego ojciec jest możnowładcą Smoka, a ciotki od pokoleń były konkubinami tronu. Też wyrosłabyś na nadętą zołzę, gdyby wszyscy twoi krewni byli naraz bogaci i szalenie atrakcyjni.
– Znasz go? – zapytała Rin.
– Dorastaliśmy razem. Ja, Nezha i Venka. Pobieraliśmy nauki u tego samego mentora. Miałem nadzieję, że kiedy dostaniemy się wreszcie do akademii, zaczną mnie traktować trochę bardziej normalnie. – Kitaj wzruszył ramionami i rzucił okiem na przeciwległy kraniec stołu, przy którym niepodzielnie panowali Nezha z Venką. – Cóż, błądzić ludzka sprawa.
Rin nie poczuła się ani trochę zdziwiona, że Nezha wykluczył Kitaja ze swego kręgu towarzyskiego. Nie istniała możliwość, by pogodził się z konkurencją osoby tak inteligentnej i dowcipnej jak Kitaj – zdecydowanie zbyt groźnej dla jego pozycji.
– Czyli popadłeś w niełaskę. Zasłużyłeś sobie czymś konkretnym?
– Nie, niczym. – Kitaj zmarszczył nos. – Może tym tylko, że uzyskałem lepszy wynik na egzaminie. Nezha jest mocno drażliwy na punkcie swojego ego. A ty? Co mu zrobiłaś?
– Podbiłam mu oko – przyznała.
– A! No to ładnie. – Brew Kitaja powędrowała ku górze.
Na poobiednią porę zaplanowano zajęcia z tradycji, potem mieli rozpocząć kurs lingwistyki. Rin nie mogła się doczekać tradycji już od samego rana. Zauważyła jednak, że prowadzący ich kadeci przez cały czas dziwnie chichocą. Wdrapali się po krętych schodach na piąty poziom kompleksu, najwyższy z dotąd odwiedzonych, i stanęli na koniec w otoczonym murem ogrodzie.
– Co tu robimy? – zapytał Nezha.
– To wasza sala wykładowa – odparł jeden z kadetów. Wymienił z kolegami spojrzenia, uśmiechnął się pod nosem i wszyscy odeszli. Po pięciu minutach przyczyna ich wesołości stała się oczywista. Mistrz tradycji nie przychodził. Upłynęło dziesięć minut. Dwadzieścia.
Młodzi studenci kręcili się po ogrodowych ścieżkach