Gniew Tiamat. James S.a. Corey

Читать онлайн книгу.

Gniew Tiamat - James S.a. Corey


Скачать книгу
tonem, ale brzmiało w nim ostrzeżenie. – Wiesz, nie robię tego tylko dla siebie.

      – Saba.

      – I inni.

      – Wciąż wracam myślami do Avasarali – powiedziała Naomi. W butelce zostało jeszcze trochę whiskey, więc nalała sobie na palec. – Była wielką wojowniczką. Nigdy nie cofnęła się przed niczym, nawet gdy już przegrała.

      – Była jedyna w swoim rodzaju – zgodziła się Bobbie.

      – Była wojowniczką, ale nie żołnierką. Zawsze prowadziła w zmaganiach, tylko że robiła to, znajdując inne sposoby na osiągnięcie celu. Sojusze, presja polityczna, handel, logistyka. Jej strategia zawsze zakładała, że przemoc jest ostatecznością.

      – Miała przewagę – zauważyła Bobbie. – Rządziła planetą, podczas gdy my jesteśmy bandą szczurów szukających szczelin w betonie. Będziemy musieli działać inaczej.

      – Mamy przewagę – odparła Naomi. – Co więcej, możemy ją sobie wyhodować.

      Bobbie bardzo ostrożnie odłożyła widelec. Mrok w jej oczach wcale nie był gniewem. A w każdym razie nie tylko gniewem.

      – Lakonia to dyktatura wojskowa. Jeśli chcesz, żeby ktoś sprzeciwił się Duartemu, musimy pokazać ludziom, że można mu się sprzeciwić. Działanie wojskowe pokaże, że jest nadzieja. Jesteś Pasiarką, Naomi, dobrze o tym wiesz.

      – Wiem, że to nie działa – odcięła się Naomi. – Pas przez pokolenia walczył z planetami wewnętrznymi…

      – I wygrał – rzuciła Bobbie.

      – Rzecz w tym, że wcale nie. Nie wygraliśmy. Trzymaliśmy się do czasu, aż przyszło coś większego i wywróciło planszę. Naprawdę uważasz, że dostalibyśmy coś takiego jak Związek Transportowy, gdyby nie pojawiły się wrota? Udało się nam wygrać tylko dzięki temu, że coś całkowicie niespodziewanego zmieniło zasady gry. Tylko że teraz zachowujemy się, jakby to samo miało zadziałać po raz drugi.

      – My się zachowujemy?

      – Saba się tak zachowuje – uściśliła Naomi. – A ty go wspierasz.

      Bobbie odchyliła się na oparcie, przeciągając się jak zwykle, gdy czuła irytację. Wyglądała przy tym na większą, niż była w rzeczywistości, ale Naomi nie dało się łatwo przestraszyć.

      – Wiem, że nie zgadzasz się z tym podejściem, i rozumiem, że nie jesteś zadowolona z tego, że Saba nie wprowadził cię w szczegóły, ale…

      – Nie w tym rzecz – wtrąciła się Naomi, ale nieskutecznie.

      – Nikt nie argumentuje przeciwko uzyskaniu przewagi. Nikt nie twierdzi, że nie powinniśmy szukać także rozwiązań politycznych, ale pacyfizm działa tylko wtedy, gdy twój wróg ma sumienie. Lakonia ma głęboką tradycję dyscypliny wymuszanej karami i wiem… nie, wysłuchaj mnie. Wiem o tym, bo to także marsjańska tradycja. Ty dorastałaś w Pasie, ale ja na Marsie. Chcesz mi powiedzieć, że moja droga nie prowadzi do zwycięstwa? Dobrze, wierzę ci. Ale ja z kolei usiłuję ci uświadomić, że twoje łagodne podejście nie zadziała z tymi ludźmi.

      – To gdzie nas to prowadzi?

      – Tam gdzie zawsze – powiedziała Bobbie. – Robimy wszystko, co możemy, najdłużej, jak możemy, z nadzieją, że zdarzy się coś nieoczekiwanego. Pozytywny jest fakt, że coś nieoczekiwanego zdarza się prawie zawsze.

      – To wcale nie jest tak pocieszające, jak ci się zdaje – odpowiedziała ze śmiechem Naomi, próbując rozładować napięcie.

      Bobbie jej na to nie pozwoliła.

      – Bo czasem tym, czego się nie spodziewamy, jest strata Clarissy i Holdena. Albo strata Amosa. Lub mnie, Aleksa albo ciebie. Ale to się nie zdarzy. Wszyscy w końcu stracimy siebie nawzajem i było to prawdą, zanim staliśmy się załogą. To właśnie znaczy urodzić się, wszystko inne to tylko detale. A moje detale są takie, że wykonuję ściśle tajną misję wojskową w systemie Sol, używając przechwyconego okrętu wroga przeciw niemu, ponieważ nawet jeśli to zły plan, to innego nie mam. I może podejmowane przeze mnie ryzyko zapewni ci przewagę.

      Ale ja nie chcę, żebyś ryzykowała, pomyślała Naomi. Straciłam już zbyt wiele. Nie zniosę kolejnej straty.

      Wyraz twarzy Bobbie odrobinę złagodniał. Może więc rozumiała.

      Znajomy rytm kroków przed drzwiami ogłaszał nadejście Aleksa równie wyraźnie, jak gdyby wypowiedział swoje imię. Naomi głęboko wciągnęła powietrze i zmusiła się do odprężenia.

      Nie chciała zepsuć spotkania także dla niego.

      Rozdział trzeci

      Aleks

      Bobbie i Naomi znowu się kłóciły.

      Udawały luz, gdy wrócił do salki, ale widział, że pod jego nieobecność nastąpiło tu ostre starcie. Naomi opuściła głowę tak, by włosy opadły jej na oczy, jak zwykle, gdy była zezłoszczona. Twarz Bobbie była o stopień ciemniejsza, zaczerwieniona z podniecenia lub złości. Aleks mieszkał na jednym statku z Naomi przez dziesięciolecia, a Bobbie dołączyła do nich tylko trochę później, więc prawie niczego nie mogli przed sobą ukryć.

      Bolało go trochę, że w ogóle próbowały ukrywać starcie, bo przez to on też musiał udawać, że niczego nie zauważył.

      – Wszystko załatwione – oznajmił.

      Bobbie kiwnęła głową i zastukała palcami o blat stołu. Naomi posłała mu lekki uśmiech zza kurtyny włosów.

      Mógłby się założyć, że kłóciły się o to samo co zawsze, od kiedy tylko opuścili Freehold. Jedynym bezpiecznym działaniem było udawanie, że wszystko jest w porządku. Mądry człowiek nie próbuje wkraczać między dwójkę walczących zwierzęt, ale nawet idiota nie próbuje się wtrącać w kłótnię między Naomi Nagatą a Bobbie Draper. Przynajmniej jeśli chce zachować wszystkie palce. Oczywiście w sensie metaforycznym.

      – No dobrze… – zaczął Aleks, przeciągając słowo, aż zabrzmiało niezręcznie.

      – No tak – odpowiedziała Naomi. – Mam dużo do zrobienia, zanim schowam się z powrotem w swojej skrzynce.

      Bobbie przytaknęła, zaczęła coś mówić i urwała. W jednej chwili pokonała odległość dzielącą ją od Naomi i chwyciła ją w uścisk potężnych ramion. Choć obie były z grubsza tego samego wzrostu, Bobbie była cięższa od Naomi o przynajmniej czterdzieści kilogramów. Wyglądało to taj, jakby niedźwiedź polarny obejmował wieszak na ubrania. Jednakże nie był to początek walki, bo obie kobiety płakały i klepały się wzajemnie po plecach.

      – Dobrze było cię zobaczyć – powiedziała Bobbie, tuląc Naomi trochę mocniej i unosząc ją z podłogi.

      – Brakuje mi was – odpowiedziała Naomi – Obojga. Bardziej, niż potrafię powiedzieć.

      „Obojga” zabrzmiało jak zaproszenie, więc Aleks podszedł i objął je obie. Chwilę później na jego policzkach też pojawiły się łzy. Po jakimś czasie, gdy nadeszła właściwa chwila, rozdzielili się. Bobbie wytarła oczy chusteczką, ale Naomi zignorowała mokre smugi na twarzy. Uśmiechała się. Aleks zrozumiał, że był to chyba pierwszy jej szczery uśmiech, od kiedy Holden został wywieziony na Lakonię. Zaczął się przez to zastanawiać, jak bardzo samotne prowadziła teraz życie, ukryta w kontenerze towarowym, przenoszona ze statku na statek i ze stacji na stację. Choć był to wybór, którego dokonali wspólnie, poczuł ukłucie poczucia winy za zostawienie jej samej w ten sposób. Jednakże Bobbie potrzebowała pilota, a Naomi w roli wędrującej polityczki nie. I nie chciała go.

      – Kiedy znowu się zobaczymy? –


Скачать книгу