Mali mężczyźni. Louisa May Alcott

Читать онлайн книгу.

Mali mężczyźni - Louisa May Alcott


Скачать книгу
muszę dotrzymać; a ty musisz się stać prawdomówny; usłuchaj więc, weź dyscyplinę i uderz silnie sześć razy.

      Tommy był tak zalękniony, że o mało nie padł na ziemię; ale się mocno uczepił ramy od okna i patrzył dalej z przerażeniem. Gdy pan Bhaer odezwał się takim tonem, każdy rad nierad, musiał usłuchać; Nat wziął zatem dyscyplinę i z twarzą tak zalęknioną i skruszoną, jak gdyby go miał zasztyletować, słabo uderzył dwa razy w szeroką dłoń, po czym spojrzał zamglonymi od łez oczami; lecz pan Bhaer rzekł stanowczo:

      – Bij jeszcze, a mocniej.

      Widząc, że nie ma rady i że lepiej rzecz tę prędko zakończyć, Nat przetarł rękawem oczy i uderzył dwa mocne razy, od których wprawdzie ręka poczerwieniała, ale on sam poczuł daleko większy ból.

      – Czy już dosyć? – zapytał ze łzami w głosie.

      – Jeszcze dwa razy – odparł pan Bhaer. Uderzył go zatem dwukrotnie, prawie nie widząc, gdzie pada dyscyplina; potem uściskał zacną rękę, oparł na niej twarz i łkał, porwany miłością, wstydem i skruchą.

      – Nie zapomnę tego nigdy, nigdy! – zawołał. Pan Bhaer, położywszy wówczas rękę na jego ramieniu, rzekł już nie surowo, lecz ze współczuciem:

      – Wierzę temu. Proś miłosiernego Boga, żeby ci dopomógł i staraj się, byśmy już obaj nie zaznali niczego podobnego.

      Tommy już nic więcej nie zobaczył, bo się wymknął do sieni, gdzie wpadł z tak rozognioną i wylękłą twarzą, że go chłopcy otoczyli, wypytując, co się stało z Natem. Gdy opowiedział po cichutku wszystko, co widział, oniemieli na chwilę z zadziwienia.

      – On i mnie zmusił raz do tego – odezwał się nareszcie Emil takim tonem, jak gdyby się spowiadał z najczarniejszej zbrodni.

      – Wybiłeś go? Poczciwy ojciec Bhaer! Chciałbym widzieć, jak się dopuszczasz tego teraz! – wykrzyknął Ned i uniesiony słusznym gniewem porwał go za kołnierz.

      – To już takie dawne rzeczy! Teraz dałbym sobie raczej głowę uciąć, niżelibym to uczynił – odpowiedział Emil i wziął go przyjaźnie na barki, zamiast zbić, co byłby sobie poczytał za obowiązek w każdym innym razie.

      – Jak ty mogłeś to zrobić? – zapytał Ned z przestrachem.

      – Obłęd mnie ogarnął; zdawało mi się, że to nie tylko przykrym nie będzie, ale mi nawet przyjemność sprawi; lecz skoro raz mocno uderzyłem, przyszło mi na myśl wszystko, co uczynił kiedykolwiek dla mnie, i nie mogłem bić dłużej. Gdyby mnie nawet rzucił o ziemię i deptał nogami, nie miałbym żalu, tak się czułem niegodziwy. – Mówiąc to, uderzył się Ned mocno w piersi, na znak skruchy za przeszłość.

      – Nie wspominajmy już Natowi ani słowa o tym zajściu, bo szlocha i nie może się utulić z żalu – odezwał się poczciwy Tommy.

      – Ma się rozumieć, że tak zrobimy; ale czy kłamstwo nie jest okropną rzeczą? – rzekł Ned, któremu ten występek wydawał się tym straszniejszy, że nie winowajca, lecz ukochany wuj Fritz wycierpiał karę.

      – Rozejdźmy się stąd, żeby Nat mógł swobodnie pójść na górę, jak zechce – rzekł Franz i pierwszy ruszył ku szopie, gdzie się zwykle chronili w burzliwych chwilach.

      Nat nie zszedł na obiad, ale mu go zaniosła na górę pani Jo i powiedziała parę życzliwych słów, które sprawiły mu ulgę, chociaż nie śmiał nawet spojrzeć na nią.

      Usłyszawszy po niejakiej chwili skrzypce, mówili chłopcy między sobą: „Już się uspokoił”, wprawdzie przyszedł już nieco do siebie, ale nadal nie miał odwagi zejść na dół. Gdy go nareszcie opanowała ochota wymknąć się do lasu, zastał za drzwiami od swego pokoju Daisy, siedzącą bez robótki i bez lalki, tylko z chusteczką w rączce, jak gdyby płakała nad losem ukochanego jeńca.

      – Czy wybierzesz się ze mną na przechadzkę? – zapytał z taką miną, jak gdyby nic nie zaszło, ale w duchu wdzięczny za nieme współczucie, gdyż wyobrażał sobie, że wszyscy będą nań patrzeć jak na zbrodniarza.

      – Chętnie! – zawołała Daisy; po czym pobiegła po kapelusz, dumna, że jeden ze starszych chłopców wybrał ją na towarzyszkę.

      Gromadka bawiąca się na dole widziała, gdy wyszli, ale nikt nie przystąpił, bo chłopcy mają daleko więcej delikatności, niż się im powszechnie przypisuje. Przy tym czuli oni instynktownie, że w złej chwili Daisy dla każdego z nich byłaby najpożądańszą przyjaciółką.

      Przechadzka sprawiła wielką ulgę Natowi i wrócił do domu wprawdzie cichszy niż zwykle, ale z rozpogodzoną już twarzą i obwieszony wieńcami ze stokrotek, które mu wiła mała towarzyszka, podczas gdy jej opowiadał historie.

      Nikt się nie odezwał ani jednym słowem o rannym zajściu, lecz może z tej przyczyny właśnie skutek był trwalszy. Nat czynił sam z siebie co mógł i znajdował wielką pomoc nie tylko w szczerej modlitwie zanoszonej do Niebieskiego Przyjaciela, ale i w cierpliwej pieczy ziemskiego opiekuna, którego zacnej ręki nigdy już nie dotknął bez przypomnienia sobie, że dobrowolnie przecierpiała ból dla jego dobra.

      Autor ilustracji: Thayer Merrill

      ROZDZIAŁ V

      NIESPODZIANKA

      – Co ci jest, Daisy?

      – Chłopcy nie chcą, żebym się z nimi bawiła.

      – Dlaczego?

      – Mówią, że dziewczynka nie może grać w piłkę.

      – Może, kiedy ja dawniej grywałam! – odrzekła pani Bhaer, śmiejąc się na wspomnienie swych młodocianych psot.

      – Ja wiem, że bym umiała, bo grywałam dawniej z Demim, i szło nam wybornie, ale teraz zabrania mi tego, żeby się chłopcy nie wyśmiewali! – powiedziała Daisy, zasmucona nielitościwym sercem brata.

      – Kto wie, czy nie ma słuszności, moja droga? Gdyby was było tylko dwoje, toby uszło; ale grać z dwunastoma chłopakami, może być dla ciebie niestosowne. Obmyślę ci za to inną, ładną zabawę.

      – Już mi się tak znudziło bawić się samej – żałośnie odrzekła Daisy.

      – Pobawię się z tobą później, ale teraz muszę przygotować różne rzeczy, bo się wybieram do miasta. Zabiorę cię z sobą, więc zobaczysz mamę, a nawet będziesz mogła zostać u niej.

      – Chętnie pojadę zobaczyć mamę i maleńką Josy, ale bym wolała wrócić z ciocią, bo Demi tęskniłby, i zresztą mnie tu jest dobrze.

      – Nie mogłabyś żyć bez swego Demiego, prawda? – rzekła ciotka i znać było, że doskonale pojmuje to przywiązanie do jedynego braciszka.

      – Ma się rozumieć; jesteśmy bliźniętami, więc kochamy się bardziej niż inni ludzie – odparła Daisy z rozjaśnioną twarzyczką, gdyż zdawało jej się, że nie ma większego zaszczytu, jak należeć do bliźniąt.

      – Cóż ty będziesz robiła ze swoją osóbką, podczas gdy ja krzątać się będę? – spytała pani Bhaer, spiesznie przerzucając starą bieliznę w garderobie.

      – Nie wiem, lalki tak mi się już znudziły! Chciałabym, żeby mi ciocia wynalazła inną zabawę – odrzekła Daisy, bujając machinalnie drzwiami.

      – Obmyślę nowiuteńką, ale mi to zajmie trochę czasu, więc idź teraz zobaczyć, co Asia przyniosła na śniadanie – rzekła pani Bhaer w nadziei,


Скачать книгу