Kajtuś Czarodziej. Janusz Korczak

Читать онлайн книгу.

Kajtuś Czarodziej - Janusz Korczak


Скачать книгу
e>

      Rozdział pierwszy

      Kajtuś lubi się zakładać – Kajtuś wchodzi do sklepów i udaje, że chce coś kupić, a nie ma ani grosza

      – A bo co?

      – Bo nic.

      – Nie wierzysz?

      – Nie.

      – To się załóż.

      Kajtuś lubi się zakładać z kolegami.

      – Załóż się, że zafundujesz do kina.

      – Dobrze, zgoda.

      – Daj rękę. Pamiętaj: w niedzielę kino.

      – Ale poczekaj – zaraz.

      – No widzisz, już się boisz.

      – Nie boję się, tylko chcę wiedzieć, jak to będzie.

      Kajtuś powtarza:

      – Wejdę do dziesięciu sklepów. Będę udawał, że chcę coś kupić. Nie mam ani grosza w kieszeni.

      – Mówiłeś, że do dwunastu sklepów…

      – Niech będzie dwanaście.

      Założyli się.

      Tak. Wstąpi. Niby, że kupuje.

      Ano, ostatnia lekcja.

      Ano, ostatni dzwonek.

      Zapakowali teczki.

      Czapki na głowy.

      – Więc idziemy?

      – Idziemy.

      Ano, schody, podwórko.

      Potem brama.

      I już ulica.

      – Ja będę stał przed sklepem.

      – Jak sobie chcesz. Tylko nie śmiej się w szybę, bo się domyślą.

      Pierwszy sklep – apteka.

      Wchodzi Kajtuś do apteki.

      Pan wydaje lekarstwa powoli, żeby się nie pomylić – Kajtuś cierpliwie czeka swej kolejki.

      – A tobie, mały, czego?

      – Proszę o dwa zeszyty: jeden w kratkę, a drugi do rysunków.

      – Nie mamy do rysunków, tylko wszystkie w kratkę – zażartował pan aptekarz.

      – To przepraszam.

      Kajtuś ukłonił się grzecznie.

      Żal się panom zrobiło.

      – Idź na prawo, obok. Tam dostaniesz.

      – Dziękuję.

      Znów się ukłonił i wyszedł.

      Powiedział koledze, jak było.

      Obok apteki jest sklep pomocy szkolnych.

      Wchodzi Kajtuś.

      Rozgląda się.

      – Proszę o ciastko z kremem.

      – Czego?

      – Ciastko czekoladowe z kremem.

      – A ty ślepy jesteś? Nie widzisz?

      – Owszem, widzę.

      Stoi i dziwi się, czego od niego chcą.

      – Chodzisz do szkoły?

      – Chodzę.

      – Nie wiesz, gdzie się ciastka kupuje?

      – Jeszcze nas nie uczyli.

      Wzrusza ramionami.

      Niby nie wie, co robić.

      Rozgniewał się pan.

      – Na co czekasz?

      – Już nic.

      I wychodzi.

      – No co? – pyta się kolega.

      – Obraził się. Złośnik jakiś.

      – On taki zawsze – mówi kolega. – Znam ten sklep. Nigdy tu nie kupuję.

      – To trzeba było powiedzieć.

      – Myślałem, że ci się uda.

      – No i udało się. Przecież mnie nie zabił.

      Idą dalej.

      Odważnie wchodzi do trzeciego sklepu.

      Sklep spożywczy. Są tu sery, masło, cukier, śledzie, sielawy1.

      – Dzień dobry.

      – Dzień dobry.

      – Czy można dostać wieloryba?

      – Wieloryba?

      – Tak. Dziesięć deka. Marynowanego.

      – A kto cię przysłał?

      – Kolega. O, stoi tu przed sklepem.

      – Powiedz koledze, że łobuz, a ty gapa.

      – Więc nie ma?

      – Nie, nie ma. Będzie dopiero.

      – Kiedy będzie?

      – Jak się ociepli. No, dosyć. Ruszaj! Drzwi zamknij.

      Ostrożnie zamknął drzwi i opowiada, jak było.

      – Nie bałeś się, że pozna?

      – A co? Sprzedają morskie łososie. Śledzie też są morskie. Nie wolno się zapytać?

      – Czekaj. Dopiero trzy sklepy. Możesz jeszcze przegrać.

      – Zobaczymy.

      Czwarty – mały sklepik.

      Szewc.

      Akurat nie ma roboty.

      Już pora obiadowa, a sprzedał dopiero parę sznurowadeł i pudełko pasty do butów.

      Czeka, żeby kto kupił.

      Wchodzi Kajtuś.

      – Proszę sera śmietankowego.

      A szewc, czy się domyślił, że żarty, czy zły, że głowę zawracają.

      Łap za pasek.

      – Dam ja ci sera, błaźnie jeden!

      Zamachnął się.

      Nie bardzo się udało, trzeba było prędko umykać.

      Ominął Kajtuś kilka małych sklepów.

      Zatrzymał się przed fryzjerem i myśli.

      – Ale ty ciągle to samo. To nie sztuka.

      – Nie podoba ci się, to nie. Sam sobie chodź i wymyślaj co innego.

      – No już dobrze. A tu co powiesz?

      – Nie spiesz się. Poczekaj. Zobaczę.

      Wchodzi.

      Ładnie tu. Czysto. Pachnie.

      Perfumy w różnych butelkach. Mydła kolorowe. Grzebienie. Pomady2. Puder.

      Kasjerka czyta książkę.

      – Czego sobie życzysz, kawalerze? – pyta się pan.

      Pan młody i wesoły.

      – Proszę o pomadę na porost królewskich wąsów.

      – Dla kogo?

      – Dla mnie.

      Pani przerywa czytanie i patrzy.

      Pan oczy szeroko otworzył.

      – A na co ci wąsy?

      Kajtuś patrzy naiwnie i mówi:

      – Na przedstawienie w szkole.

      – A co będziesz przedstawiał?

      – Króla Sobieskiego3.

      – Mogę namalować ci wąsy.

      – Ja wolę prawdziwe.

      – A


Скачать книгу

<p>1</p>

sielawa – bardzo smaczna, wysoko ceniona ryba z rodziny łososiowatych, żyjąca w czystych, głębokich jeziorach. [przypis edytorski]

<p>2</p>

pomada – środek kosmetyczny do smarowania włosów dla nadania im połysku i miękkości. [przypis edytorski]

<p>3</p>

Jan III Sobieski (1629–1696) – król Polski w latach 1674–1696, pokonał armię turecką w bitwie pod Wiedniem (1683). [przypis edytorski]