Kajtuś Czarodziej. Janusz Korczak

Читать онлайн книгу.

Kajtuś Czarodziej - Janusz Korczak


Скачать книгу
świecę. Idą. A w kącie korytarza stoi beczka.

      Schował się Kajtuś za beczkę.

      Babcia wzięła węgiel do kubełka i wychodzi. A Kajtusia nie ma.

      Woła babcia:

      – Antoś, Antoś!

      Gdzie się chłopak podział?

      A on przykucnął za beczką i czeka cicho.

      Myśli babcia: „Pewnie już na podwórku”. I zamknęła piwnicę na kłódkę.

      Został Kajtuś w ciemnym korytarzu. Ale się nie boi. Myśli, czy aby uradzi14 ciężką sztabę złota.

      Szuka w beczce: pusta.

      Namacał pierwsze drzwi i mówi:

      – Otwórz się, Sezamie.

      Nic. Namacał drugie drzwi:

      – Otwórz się, Sezamie.

      Znów nic.

      Idzie, wraca. Ciemno.

      Kręci się, szuka. Już nawet nie wie, gdzie jest. Sam jeden tak błądzi. Ciemno, cicho.

      – Sezamie, otwórz się.

      Ale zaczął płakać. Przestraszył się dopiero.

      Bo może duchy albo szczury?

      Mały był. Do szkoły jeszcze nie chodził.

      Krzyczy, wali ręką w ścianę.

      Myśli, że już się nie wydostanie.

      – Mamo, babciu!…

      I naprawdę mógł długo siedzieć, bo babcia go nie szukała. Bo czy to pierwszy raz Kajtuś na ulicę albo gdzie do sąsiadów?

      Już mu głosu zabrakło.

      – Babciu, tatku, mamo!

      A na schodach ludzie nie słyszą, bo stukają butami. I Kajtuś stoi nie przy drzwiach, a na końcu, gdzieś koło beczki.

      Ale listonosz przyszedł i w torbie listy układa. Stoi w sieni. Usłyszał. Słucha. Co to? Ktoś tam w piwnicy zamknięty.

      Dzieciak chyba.

      Zawołał.

      Pytają się:

      – Dlaczego nie odezwałeś się, kiedy cię babcia wołała? Dlaczego za beczkę wlazłeś?

      Nie odpowiada.

      Nie, żeby się kary bał.

      Nie chce.

      Nacierpiał się. A jeszcze go wyśmieją.

      Oj, Antoś, Antoś. Zawsze jakieś figle.

      Prawdziwe imię Kajtusia jest Antoś. Tak nazywają go w domu.

      Kajtusiem został na podwórku między chłopakami.

      Bo stoi raz przed bramą i pali papierosa.

      Pociągnie i dmucha, pociągnie i dmucha.

      A stara się, żeby dużo dymu było. Bo zapłacił pięć groszy, więc chce, żeby było ładnie.

      Mógł kupić czekoladkę, ale papieros ciekawszy.

      A ulicą przechodzi żołnierz.

      Zatrzymał się, patrzy, śmieje się.

      Mówi:

      – No! Mały taki Kajtuś, a kurzy jak stary.

      – Więc co?

      Zawstydził się Antoś i obraził.

      A chłopcy zaraz:

      – Kajtuś, mały Kajtuś!

      Źli byli, że nie dał pociągnąć. Sami bali się palić, ale zazdrościli.

      I tak już zostało: nie Antoś, a Kajtuś.

      Z przezwiskami jest tak. Jeżeli się nie gniewać, to często zapomną i przestaną. Jeżeli się złościć, to właśnie jeszcze bardziej. Bo lubią dokuczyć.

      Kajtuś bił, nie dał się przezywać. Ale co jeden poradzi ze wszystkimi?

      A dwóch Antosiów było na podwórku, więc nawet wygodniej, że jeden z nich Kajtuś. Wiadomo, kogo wołają. Wreszcie się przyzwyczaił, ale niezupełnie. I w ogóle – nie lubi kolegów.

      Trzeci rok chodzi Kajtuś do szkoły, a nie znalazł na długo dobrego kolegi. Mało naprawdę porządnych. Bo tylko udają. Lizuchy15.

      Boją się. Ze strachu spokojni, bo w domu na nich krzyczą albo biją. Tacy najwięcej kłamią.

      Kajtuś też nauczył się kręcić i udawać.

      Nie można się zanadto przyznawać. Gdyby dorośli lepiej rozumieli, wtedy co innego.

      Mówi Kajtuś:

      – Nie wiem, czego ode mnie chcą.

      Choć wie dobrze.

      Mówi:

      – Kłamstwo od początku do końca.

      Choć we środku16 jest trochę prawdy.

      Powiadają:

      – Pobił tak, że się chłopiec ruszyć potem nie mógł.

      – Co się ma nie ruszać? Przecież nie zabiłem.

      – Mało mu ręki nie złamał.

      Już odpowiadaj nie za to, co naprawdę zrobiłeś, ale i za to, co się mogło stać.

      Owszem. Są chłopcy poważni, ale zarozumiali.

      Albo cicha woda, albo niedotykalski.

      Zaraz:

      – Odsuń się.

      – Przestań.

      – Odejdź.

      Trzeci rok chodzi Kajtuś do szkoły.

      Ale i tu ciągle skargi.

      Kiedy przyszedł do pierwszego oddziału17, pani go pochwaliła.

      – Umiesz już czytać. Kto cię nauczył?

      – Sam się nauczyłem.

      – Zupełnie sam?

      – Wcale nietrudno.

      Usiadł na pierwszej ławce.

      I zaczęło się:

      – Siedź prosto. Nie kręć się. Nie rozmawiaj.

      Znów:

      – Nie kręć się. Siedź spokojnie. Nie baw się ołówkiem. Uważaj.

      Początek godziny łatwy. Potem coraz trudniej.

      Kiedy nareszcie dzwonek?

      Opowiada pani coś ciekawego. Wtedy okropnie złości, że przerywają. Pani zaczyna się gniewać, aż słuchać się odechce.

      W domu wolno oprzeć się o stół, gdy ojciec opowiada, wolno oprzeć się o łóżko, gdy mama mówi bajkę, oprzeć się o kuferek, gdy babcia wspomina dawne dzieje.

      W domu wolno pochylić się i przeciągnąć, zapytać, gdy się nie rozumie.

      A w szkole chcesz powiedzieć słówko, zaraz podnoś dwa palce do góry i czekaj.

      No tak. Dużo w klasie dzieciaków i pani nie może osobno rozmawiać, bo inni zaczną hałasować. Ale to strasznie przeszkadza.

      – Cóż, Antoś? – pyta się ojciec. – Jak ci się w szkole powodzi?

      – Hm.

      – Co w szkole słychać?

      – Nic.

      Nie


Скачать книгу

<p>14</p>

uradzić coś (pot.) – dać radę udźwignąć coś. [przypis edytorski]

<p>15</p>

lizuch (rzad.) – lizus, przypochlebiający się. [przypis edytorski]

<p>16</p>

we środku – dziś popr.: w środku. [przypis edytorski]

<p>17</p>

oddział – tu daw.: klasa. [przypis edytorski]