Kajtuś Czarodziej. Janusz Korczak

Читать онлайн книгу.

Kajtuś Czarodziej - Janusz Korczak


Скачать книгу
ty się nie chcesz żenić?

      – Pewnie, że nie. Na co?

      Nudzi się młodym w sklepie, więc radzi pożartować.

      Ale weszła kupująca. Rozmowę przerwała.

      – Przyjdź, to cię pomaluję. Będą jak prawdziwe.

      – Ale zaprosisz nas na przedstawienie? Pamiętaj.

      Kolega się niecierpliwi.

      – Coś tak długo siedział?

      – Perfumować mnie chcieli.

      – Za darmo?

      – No chyba.

      – Dlaczego nie dałeś?

      – Co mają towar marnować? Pożartować można. Ale nie jestem pętakiem. Nie lubię oszukańców4.

      – No pewnie.

      Wszedł Kajtuś do mydlarni5. Prosi o truciznę na pchły.

      Dała mu.

      – Masz na pchły, na pluskwy i na karaluchy.

      – U nas nie ma pluskiew ani karaluchów. Mama kazała tylko na pchły.

      – Nie szkodzi. Ten proszek dobry, wszyscy go kupują. Pokaż, ile masz pieniędzy.

      Kajtuś mocno zaciska pustą pięść.

      – Nie… Muszę się zapytać… Muszę się słuchać mamy.

      – No to idź się zapytaj. I powiedz, że złotówkę kosztuje. A wy daleko mieszkacie?

      – Tu zaraz.

      – Jak będziesz często kupował, dostaniesz cukierków… O, widzisz.

      – Widzę.

      Pokazała słój z cukierkami.

      – Mądra baba: dawaj jej zaraz złotówkę! Myśli, że się połakomię na cukierek. Pewnie farbowane. Ile już było sklepów?

      – Sześć.

      – Akurat połowa.

      – No, idziemy dalej.

      – Czego się spieszysz? Niech trochę odpocznę. Już mi się w głowie kręci.

      Ale nic. Wchodzi.

      Siódmy sklep – ogrodniczy.

      – Czy można dostać palmę kokosową?

      – Nie ma.

      – Niech pani poszuka. Pan od przyrody kazał.

      – Więc powiedz panu od przyrody, że ma fiołki w głowie.

      – Wcale nie. Nasz pan wie, co mówi. Nieładnie tak uczyć dzieci. Nie wolno nauczyciela obrażać.

      – Wynoś się, smarkaczu! Morały mi będzie prawił.

      – Pewnie, że morały, bo się tak nie mówi.

      We drzwiach pokazał jej język.

      – Szkoda, że nie dodałem, żeby się kazała wypchać trocinami i wytapetować.

      – Czegoś taki zły?

      – Bo mi się już znudziło tak łazić.

      – Trudno, założyłeś się.

      – Wiem bez ciebie. Zacząłem i skończę.

      Przed sklepikiem stoi balon z wodą sodową6.

      – Proszę o szklankę gazu.

      Kupcowa7 nalała – podaje.

      A Kajtuś:

      – Nie chcę wody, tylko sodowy gaz.

      Znów zrobił niewinną minkę. Ale ona nawet nie patrzy.

      Zamachnęła się i chlusnęła wodą.

      Kajtuś się w porę nachylił.

      Nie trafiła.

      – Żebyś ręce i nogi połamał, złodzieju!

      Nie jest Kajtuś pętakiem ani złodziejem. Przecież mógł wodę wypić i uciec. A pić mu się chciało.

      – Sama oszukanica.

      I na nią zły, i na siebie.

      I na kolegę.

      – Te, słuchaj – pyta się kolega – co znaczy: fiołki w głowie?

      – Pewnie, że nie wie, co gada. Sam się możesz domyślić.

      Zatrzymali się przed fotografem.

      – Wejdę z tobą.

      – Jak sobie chcesz.

      Wchodzą.

      – Ile kosztuje pół tuzina gołębi?

      – Jakich wam znowu gołębi?

      – Pocztowych, gabinetowych. Będziemy trzymali gołębie na kolanach.

      – A pieniądze macie?

      – Jeszcze nie. Ale się postaramy.

      – Naprzód się postarajcie, a potem przyjdziecie.

      – Co pani z nimi gada? – wtrącił się pan w okularach. – Tu się tylko ludzi fotografuje. I osły.

      Wychodzą.

      Kajtuś milczy.

      Przypomina sobie:

      „Ten nazwał mnie osłem, tamten smarkaczem. Ta wodą oblewa, tamten zerwał się do bicia. A dlaczego? Bo nie mam pieniędzy. Gdyby tak mieć złotówkę, wszyscy byliby grzeczni. I do kina wpuszczą. I wodę dadzą – nie tylko czystą, ale z sokiem”.

      – Ile już było sklepów?

      – Osiem.

      – Nieprawda, bo dziewięć.

      – Może się pomyliłem.

      Zaczęli liczyć: razem z przekupką – dziewięć.

      – No jazda!

      Do następnego sklepu znów weszli razem.

      – Proszę pokazać pasek.

      Patrzy, przekłada, przymierza. Ogląda klamrę. Liczy dziurki. Chucha, wyciera. Grymasi.

      Ten pasek za cienki, ten za ciemny, tamten za szeroki.

      A panienka co jeden położy, to drugi zaraz chowa do pudła.

      „Boi się, że ukradnę” – pomyślał Kajtuś.

      Nic dziwnego. Różni się w sklepach kręcą. Przychodzą – nudzą – nie kupują. I naprawdę ukraść próbują.

      Kajtuś wie, ale się gniewa, że podejrzewają.

      A o koledze myśli:

      „Jaki on teraz odważny. Wchodzi ze mną razem, a gęby nie umie otworzyć”.

      Ano, wybrał pasek: ładny skautowski8.

      – Ile kosztuje?

      – Dwa złote pięćdziesiąt groszy.

      – Za drogo.

      – Ile kawaler myślał?

      – Kolega kupił taki za czterdzieści groszy.

      – To idź tam, gdzie kupił kolega.

      – Dobrze, pójdziemy.

      – Znaleźli się mądrale. Jeden wybiera, a drugi się rozgląda. Znamy was.

      – I


Скачать книгу

<p>4</p>

oszukaniec (pot.) – człowiek, który oszukuje; oszust. [przypis edytorski]

<p>5</p>

mydlarnia (daw.) – sklep z kosmetykami i artykułami używanymi w gospodarskie domowym, jak mydła, pasty, szczotki; drogeria. [przypis edytorski]

<p>6</p>

balon z wodą sodową – dawniej większe ilości wody sodowej, czyli wody gazowanej, przechowywano w dużych cylindrycznych syfonach (balonach) z miedzi; taki syfon umieszczano w pojemniku z lodem i sprzedawano klientom na ulicy wodę na szklanki. [przypis edytorski]

<p>7</p>

kupcowa (daw.) – tu: sprzedawczyni. [przypis edytorski]

<p>8</p>

skautowski – przym. od skaut: członek organizacji stanowiącej odpowiednik harcerstwa. [przypis edytorski]