Zapisane w pamięci. Ewa Pirce
Читать онлайн книгу.nie próbowałam ukryć zaskoczenia.
– Kolacja, pamiętasz, aniele? Zjemy dziś razem. – Łobuzerski uśmiech wykrzywił jego usta.
Zmrużyłam oczy, patrząc na niego z lekką irytacją.
– Nie przypominam sobie, żebym się na cokolwiek godziła. Jestem zmęczona, szczerze powiedziawszy, poza tym zamierzam poświęcić czas rodzinie. – Wskazałam kuzynkę.
– Poświęcisz. Po zjedzeniu kolacji – upierał się.
– Naprawdę jestem ci wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobiłeś, ale nic z tego.
Patrzył na mnie w zamyśleniu, przygryzał przy tym dolną wargę, co wprawiło mnie w rozbawienie. To raczej domena kobiet. Musiałam jednak przyznać sama przed sobą, że u niego mi się to podobało.
– Okej. Dziś mogę ci odpuścić, ale za to jutro wybierzemy się na kolację i spacer.
– Nie wiem, czy… – zaczęłam, lecz przerwał mi podekscytowany głos kuzynki, która najwyraźniej obudziła się z odrętwienia.
– Zgadza się! Będzie gotowa na osiemnastą.
– Jessie! – skarciłam ją. – Nie ma mowy.
Alex patrzył na nas z wesołością.
– Wolę wersję twojej kuzynki – stwierdził, podchodząc do nas. – Do zobaczenia jutro o osiemnastej. Niestety jestem zmuszony was opuścić. Mam zobowiązania, z których nie mogę się wykręcić. Bardzo miło było cię poznać, Jessico. – Podał jej dłoń, którą szybko chwyciła, a następnie zwrócił się do mnie: – To była czysta przyjemność, Evo – powiedział miękko. – Mogę? – zapytał Jessie, spoglądając wymownie na swoją dłoń. – Przyda mi się jeszcze – zażartował, na co moja kuzynka natychmiast od niego odskoczyła.
– Och, wybacz – wyjąkała, cofając się jeszcze o krok.
Odpowiedział jej uśmiechem, po czym odwrócił się i ruszył do zaparkowanego po drugiej stronie ulicy samochodu. Patrzyłam, jak znika na tylnym siedzeniu i odjeżdża.
Stałyśmy jeszcze kilka sekund, obserwując oddalające się auto.
– A teraz, cholero jedna, natychmiast gadaj, skąd go, do diabła, znasz?! – krzyknęła z takim ożywieniem Jessie, że niemal podskoczyłam.
– Chodzi ci o Aleksa? – Celowo udawałam głupią. – Poznałam go na lotnisku.
– Poznałam go na lotnisku? – powtórzyła. Na jej twarzy malowało się zdumienie i niedowierzanie. – Tak po prostu? Podszedł i zapytał, czy może obok ciebie usiąść? A może niechcący zabrał twój bagaż? Czy ty w ogóle wiesz, kto to jest?
– No tak, Alex O’Dell. – Przeszło mi przez myśl, czy to ze mną coś jest nie tak, czy to jej odbija.
– O Matko Przenajświętsza! Kobieto, gdzie ty się uchowałaś?! Nie oglądasz telewizji? – Zszokowana, wybałuszyła oczy. – Zresztą to nieistotne, nie możemy tu tak stać. Chodźmy szybko na górę, opowiesz mi wszystko z najdrobniejszymi szczegółami.
– Nie powinnaś być w pracy? – Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nie powinno jej tu być.
– Powinnam – potwierdziła moje przypuszczenia z szerokim uśmiechem. – Ale w ostatniej chwili się zamieniłam, ponieważ nie mogłam się doczekać spotkania z tobą. I cholernie się cieszę, że to zrobiłam! Gdybym nie dotarła wcześniej i nie spotkała Żniwiarza, to bym się chyba załamała albo poprzegryzała sobie żyły – odparła całkiem poważnie.
– Nie nadążam za tobą.
Westchnęłam głośno, zastanawiając się, czy faktycznie będę umiała powrócić do normalności. Wszystko, co wydarzyło się do tej pory, z pewnością mi tego nie ułatwiało.
– No rusz się, robalu, przygotowałam dla ciebie pokój – ponagliła mnie kuzynka. – Już nie mogę się doczekać naszej wspólnej zabawy w dom! Będziesz musiała opowiedzieć mi o wszystkim, co działo się po twoim zniknięciu.
Spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach.
Przygniotło mnie poczucie winy i wyrzuty sumienia.
– Byłam cholernie nieszczęśliwa – ciągnęła. – Przysięgam, Evo, szukałam cię, ale nikt nie chciał mi udzielić żadnych informacji, a ty się po prostu rozpłynęłaś. Był czas, kiedy się na ciebie złościłam, chciałam wymazać cię z pamięci. Sądziłam, że mnie zostawiłaś, że ci na mnie nie zależało tak, jak mnie zależało na tobie. Potem przestałam szukać, nawet mimo tego, że strasznie tęskniłam. Nie masz pojęcia, ile radości sprawiła mi twoja wiadomość. Przez tydzień nie byłam w stanie uwierzyć, że to naprawdę ty – trajkotała ze szklącymi się od łez oczami.
– Wiem, Jessie, ja… bardzo przepraszam.
Tylko tyle zdołałam wydusić przez ściśnięte gardło. Czułam, jak ogarnia mnie smutek, a niechciane wspomnienia próbują wedrzeć się do mojej głowy.
– Gdzie masz bagaże? – Jess zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu mojej walizki.
– Nie mam. – Westchnęłam z rezygnacją. – Trafiły na lotnisko O’Hare – uzupełniłam, widząc jej zdziwione spojrzenie. – Mają dać mi znać, kiedy dotrą do Nowego Orleanu.
– Ty to naprawdę masz pecha. – Uśmiechnęła się pocieszająco i objęła mnie ramieniem.
Spięłam się w obawie, że wyczuje zgrubienia pod warstwą materiału. Na szczęście odsunęła się szybko, złapała mnie za dłoń i pociągnęła w stronę budynku.
Po wejściu do mieszkania rzuciła torbę i klucze na stojący w korytarzu stolik. Pierwsze, co mnie zaskoczyło, to wielkość lokum. Spodziewałam się czegoś znacznie mniejszego. Przestronny salon połączony był z otwartą kuchnią, oddzieloną od niego długim czarnym blatem, przy którym stały trzy hokery. Na ścianie wisiał sporych rozmiarów telewizor plazmowy, a przed nim stała dość sfatygowana, ale wyglądająca na bardzo wygodną kanapa w odcieniu kawy z mlekiem. Tuż przed nią znajdowała się ciemna szeroka ława, na której dojrzałam zestaw różnej wielkości białych świec. Ściany pokryte zostały bardzo dziewczęcym liliowym kolorem.
– A teraz pora, żebyś zobaczyła swój pokój. Mam nadzieję, że ci się spodoba. – Jessica odwróciła się do mnie z promiennym uśmiechem, ale i odrobiną niepewności na twarzy. – O ubrania nie musisz się martwić, damy radę. Pożyczę ci coś swojego. Będą, co prawda, trochę za duże, ale wystarczą, dopóki nie kupimy ci czegoś nowego.
Jess pociągnęła mnie w kierunku znajdujących się naprzeciwko nas drzwi. Kiedy się przed nimi zatrzymałyśmy, spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem, po czym gwałtownie je pchnęła.
– Witaj w domu, kochanie! – wykrzyknęła radośnie.
Zrobiłam krok do przodu i weszłam do środka. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Pokój nie był duży, ale naprawdę śliczny. Pośrodku znajdowało się łóżko tak ogromne, że spokojnie pomieściłoby cztery osoby. Na nim leżała biała pościel ozdobiona drobnymi kwiatuszkami. Przy jednej z pasteloworóżowych ścian stała niewielka, pasująca do łóżka komoda. Na szafce nocnej pysznił się piękny bukiet stokrotek – kwiatków, które zbierałyśmy w dzieciństwie. Do wazonika przyczepiony został sznurek, a na jego końcach umocowano dwa balony z napisem „Witaj w domu”.
Łzy popłynęły mi po policzkach i zaczęłam niekontrolowanie łkać. Nie potrafiłam nad sobą zapanować. To było za dużo.
– Nie podoba ci się? Zrobiłam coś nie tak? Mogę to zabrać. – Jess przestraszyła się, widząc moją reakcję.
– Boże, Jess… – udało mi się wykrztusić.