Zapisane w pamięci. Ewa Pirce
Читать онлайн книгу.a miałem ogromną ochotę zjechać ją za infantylność. Szybkim ruchem wyrwałem pieniądze z tłustej łapy gnojka, patrząc prosto w jego wyłupiaste oczy i czekając na jakikolwiek ruch z jego strony. Nie zareagował, nawet nie udawał, że jest odważny. Nie w stosunku do silniejszego od siebie. Znałem ten typ nader dobrze. Damski bokser. Szczerze nienawidziłem takich imitacji faceta.
W końcu kazałem mu spieprzać i zostaliśmy sami. Nie licząc zgromadzonych wokół gapiów. Przeniosłem wzrok na spłoszoną dziewczynę i momentalnie poczułem, jak mój gniew wyparowuje. Zastąpiło go coś dziwnego, czego nie potrafiłem nazwać. Niemniej było to miłe uczucie.
Nie znałem jej, nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego, a jednak działała na mnie w zaskakujący sposób. Zaczynałem odczuwać dyskomfort, spowodowany jej bliskością i kumulującym się wewnątrz mnie przyjemnym ciepłem. To coś sprawiało, że byłem zdezorientowany. Najzwyczajniej w świecie się tego… bałem.
Pośpiesznie wsunąłem do jej małej dłoni banknot, chcąc, jak najszybciej od niej uciec. Musiałem się oddalić, ponieważ nie odpowiadało mi to, co ze mną robiła. Odwróciłem się prędko z zamiarem odejścia, ale równie szybko zatrzymał mnie jej głos, delikatny i łagodny, a zarazem wywołujący wibracje wewnątrz mojego ciała.
Zapytała o moje imię, wprawiając mnie tym w osłupienie. Początkowo posądziłem ją o całkiem dobrą grę czy kokieterię. Nie pamiętałem już, kiedy ostatnio ktoś zapytał mnie o tak przyziemną, prostą rzecz. Nic takiego, zaledwie kilka słów, które sprawiły, że poczułem się jednocześnie zaskoczony i rozbawiony. Byłem dość znaną osobą. Niestety nie tylko dzięki udziałowi w walkach i działalności charytatywnej, lecz i nieudanym związkom, zwłaszcza z topową aktorką Kendrą Blake, a także niechlubnym występkom, przez które wielokrotnie trafiałem na pierwsze strony gazet.
Zmrużyłem oczy, przyglądając się jej uważnie. Próbowałem wyczytać z jej twarzy jakąkolwiek oznakę świadczącą o tym, że kłamie lub mnie zwodzi. Nie zdołałem jednak niczego się dopatrzeć. Mówiła prawdę, nie znała mnie. Zawładnęły mną osobliwe uczucia, niedowierzanie zaplątane w ekscytacji i zadowoleniu. Nie byłem aż tak próżny i zapatrzony w siebie, ale to, że nie wiedziała, kim jestem – zwłaszcza przebywając w tym mieście – było zaskakujące. Podobało mi się to. Stanowiło pewnego rodzaju świeżość.
Wiedziałem z całą pewnością jedno: powinienem uciekać. Zamierzałem to uczynić, naprawdę. Ale w momencie, gdy jej dłoń dotknęła mojej, mechanizm obronny, który udało mi się zbudować przez te wszystkie lata, zniknął. Nie byłem w stanie walczyć sam ze sobą. Patrzyłem na jej jasnokremową gładką twarz, nie mogąc oderwać od niej oczu. Czułem energię bijącą od drobnego ciała znajdującego się tuż przy moim. Jedyne, czego pragnąłem, to objąć ją i ukryć w ramionach, ochronić przed całym światem. Mimowolnie pochyliłem się ku niej, myśląc jedynie o smaku jej kuszących ust. Czułem głód, który zaspokoić mogła tylko ta śliczna blondynka. Odniosłem wrażenie, że ona czuje to samo. Nie, ja miałem co do tego pewność. Między nami wytworzyło się coś irracjonalnego, magicznego. Magnetyczne przyciąganie, podniecenie i coś, czego nigdy wcześniej nie czułem.
Gdy nasze usta znalazły się niebezpiecznie blisko siebie, owiało mnie ciepło jej oddechu pieszczącego moje wargi. Wtedy dziewczyna szybko ode mnie odskoczyła, wprawiając mnie w oszołomienie. Patrzyłem na nią jeszcze przez chwilę, nie mogąc otrząsnąć się z dziwnego stanu. Wokoło zebrała się jeszcze większa liczba gapiów, uwieczniających moment naszego zatracenia.
Po raz kolejny moja gęba będzie okupowała media. Przekląłem na myśl o niedorzecznych historiach, jakie dopiszą do tych zdjęć.
Przyzwyczaiłem się do tego, jednak rozdrażnienie i strach, które malowały się w oczach dziewczyny, zdradziły mi, że dla niej to nowość. Poczułem potrzebę osłonięcia jej przed obiektywami tej wścibskiej hołoty. Ale wiedziałem, że to byłby pierwszy krok do mojej zguby. Musiałem stamtąd spieprzać. Musiałem poddać się głosowi, który uporczywie dźwięczał mi w uszach. Gestem dłoni przywołałem moich ochroniarzy, po czym, upewniwszy się, że dziewczyna nie potrzebuje już mojej pomocy, wymamrotałem coś przypominającego pożegnanie. Nie do końca wiedziałem, jak mam odejść, nie wychodząc na gbura i nie sprawiając jej przykrości. Po raz pierwszy w życiu czułem się przez kogoś onieśmielony. Zrobiłem więc jedyną rzecz, jaka przyszła mi do głowy – puściłem do niej oczko jak jakiś nastoletni kretyn. Następnie, by się bardziej nie kompromitować, po prostu odszedłem, dając sobie w myślach po łbie.
Żwawym krokiem opuściłem lotnisko, ignorując fanów, którzy prosili o zdjęcia. Wypadłem na zewnątrz jak błyskawica i ekspresowo wślizgnąłem się na tylne siedzenie mojego hummera.
– Jedziemy najpierw do apartamentu czy od razu na wywiad? – zapytał Sam, gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi samochodu.
– Cholera, całkowicie o tym zapomniałem – jęknąłem, opierając głowę o siedzisko. – Odwołaj to.
– Nie da rady – wtrącił George, klapnąwszy na fotelu obok kierowcy. – Wiesz, że Patrick się nieźle wkurzy, jeśli się tam nie pojawisz.
– Gówno mnie to obchodzi – warknąłem. – Odwołaj.
– Więc gdzie teraz? – zapytał, zrezygnowany.
– Do mnie. Muszę odpocząć. Jestem cholernie wykończony. Poza tym chciałbym pobyć sam choćby przez jedną pieprzoną godzinę. – Nie mogłem powstrzymać irytacji.
Samuel ruszył z miejsca parkingowego, nic więcej nie mówiąc. Obaj milczeli, wymieniając jedynie między sobą znaczące spojrzenia. Wbiłem wzrok w szybę, by poobserwować mijanych ludzi i budynki. Chciałem skupić się na czymkolwiek, żeby tylko nie myśleć o dziewczynie z lotniska. Nie, już nie była dziewczyną z lotniska, była Evą – jej imię na stałe wyryło się w mojej pamięci. Z całych sił próbowałem wyrzucić z głowy jej obraz, non stop atakujący mój umysł. Na darmo.
A jeżeli straciłem szansę na coś dobrego? Jeżeli to był mój dar od losu? Coś, co miało zadośćuczynić całe zło, jakie mnie spotkało?
Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że coś tracę. Że umyka mi szczęście, na które nie mogłem i nie chciałem sobie pozwolić. A może…
– Zatrzymaj się! – wyrwało mi się nagle.
Sam natychmiast wcisnął hamulec, przez co wszyscy polecieliśmy do przodu. We wstecznym lusterku samochodu zauważyłem jego pytające spojrzenie.
– Wróć na lotnisko – poleciłem, nie siląc się na wyjaśnienia. – Byle szybko.
Nie miałem pojęcia, dlaczego to robię, ale czułem, że jeżeli nie wrócę, nigdy sobie tego nie wybaczę.
– Po co chcesz tam jechać? – Sam był zdezorientowany.
– Jedź. – Nie zamierzałem się, kurwa, nikomu tłumaczyć, a już zwłaszcza nadgorliwym niańkom.
Wcisnąłem przycisk na znajdującej się na drzwiach konsoli. Szyba wysunęła się do góry, odgradzając mnie od tych dwóch dupków. Z głośników popłynął spokojny i melancholijny głos Chrisa Martina. Przy akompaniamencie Everglow jechałem, by odnaleźć swoje przeznaczenie.
Pięć i pół piosenki później dotarliśmy na miejsce. Zatrzymaliśmy się na parkingu, z którego miałem doskonały widok na chodnik przed budynkiem lotniska.
Wyjrzałem przez okno, wypatrując Evy. Już zaczynałem tracić nadzieję, kiedy moim oczom ukazała się otulona bielą dziewczyna. Teraz z pewnością wygląda jak anioł – pomyślałem, śledząc każdy jej ruch.
– Kurwa – przekląłem głośno, widząc zatrzymującą się przed nią taksówkę.
Wystraszyłem się, że do niej wsiądzie i odjedzie. Zamiast tego odstąpiła