Zjadacz czerni 8. Katarzyna Grochola

Читать онлайн книгу.

Zjadacz czerni 8 - Katarzyna Grochola


Скачать книгу
u5b30ta7e9v2cb7794a0cb7.jpg" alt="Zjadacz czerni 8"/>

      Spis treści

      Karta redakcyjna

      Dedykacja

      Motto

      Noc

      Popołudnie

      Siedem minut

      Przedświt

      Poranek

      Czterdzieści osiem godzin

      W samo południe

      Zmierzch

      Międzyczas

      Ostatni zmrok

      Dzień

      Przypisy

      Opieka redakcyjna: ANITA KASPEREK

      Redakcja: JOANNA ZABOROWSKA

      Korekta: KAMIL BOGUSIEWICZ, EWA POLAŃSKA, MARIA ROLA, ANETA TKACZYK

      Opracowanie graficzne: MAGDALENA BŁAŻKÓW KreacjaPro

      Ilustracja na okładce na podstawie grafiki z kalendarza firmy Gedeon Richter: ANDRZEJ PĄGOWSKI

      Redaktor techniczny: ROBERT GĘBUŚ

      © Copyright by Anna Katarzyna Grochola

      © Copyright for this edition by Wydawnictwo Literackie, 2021

      Wydanie pierwsze

      ISBN 978-83-08-07239-4

      Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o.

      ul. Długa 1, 31-147 Kraków

      tel. (+48 12) 619 27 70

      fax. (+48 12) 430 00 96

      bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40

      e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl

      Konwersja: eLitera s.c.

      Może Stasiowi?

      Ponieważ on to zaczął.

      Od półtora roku nagrywał dla mnie

      płytę Moje kochanie. Jak odwdzięczyć się

      równie prawdziwym prezentem serca?

      Więc jednak

      STASIOWI

      W PODZIĘKOWANIU ZA MIŁOŚĆ

      Bóg nic nie stworzył bez przyczyny

      Każde serce ma swoje zadanie

      Przedwczesne są nasze wnioski

      Nasze przesłanki naganne

      Emily Dickinson

      tłum. Ludmiła Marjańska

      Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym

      20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20

      Rozdział 1

      Noc

      Widzisz, uciekł mi ten autobus. Autobusy uciekają, pociągi uciekają, czas ucieka, tylko ja, jak ten durny, czekam. Na następny… Następny będzie czwarta czterdzieści pięć, co to za pora. Taki kierowca to ani sobie nie pośpi, o której on musi wstać, żeby od trzeciej być w pracy? Nie mam bladego pojęcia, a ty?

      Ciebie to w ogóle nie obchodzi, masz to gdzieś, nie zastanawiasz się nad tym, prawda? O czym ty w ogóle myślisz o tej porze, kiedy tu nikogo nigdy nie ma?

      Bo ja się trafiłem przez przypadek. Mogłem zdążyć na ten ostatni autobus, ale nie zdążyłem. Dlaczego? To nie jest takie ważne. Nie jest ważne dla ciebie, może było dla mnie, ale już nie będzie.

      Jesteś ciekaw?

      I tak nie ma co robić, przecież tu nie zasnę, za zimno, ale zmęczony jestem jak pies. Dobrze, że nie pada. Wczoraj padało. Wczoraj padało o tej porze.

      Też nie spałem, tylko że w domu nie spałem, a nie w środku niczego, na jakimś końcu świata, to się nazywa dworzec autobusowy?

      Nie rozśmieszajcie mnie, ludzie.

      Ta buda? Zamknięta? Czy w ogóle kiedykolwiek tu jest czynna kasa? O jakiejkolwiek porze? Ta krata wygląda na nieruszaną od lat…

      Kto tu się zatrzymuje?

      Kto tu dokąd jedzie?

      I po co?

      Tylko ja?

      Na ogół nie narzekam, raczej milczę, jak coś mnie wkurza, ale czy to mnie wkurza? To normalne ludzkie zdziwienie, choć może mam szczęście… że przynajmniej ja mogę stąd wyjechać.

      Jestem zupełnie nie stąd, nie widać?

      Czasem jeden rzut oka na człowieka i poznasz, skąd jest albo skąd na pewno nie jest. Ja jestem zewsząd, tylko tu przejazdem.

      Nie jestem zły, raczej smutny, nie bój się. Dawno nie byłem smutny. Potwornie dziwne uczucie. Ty też nie wyglądasz na wesołego.

      Po co przyjechałem?

      Na chwilę przyjechałem, żeby porozmawiać, przekonać, żeby wróciła. Ona jest stąd. To znaczy była stąd, zanim zaczęła być ze mną. Zostawiła to wszystko za sobą, wyrwała się z korzeniami, jak się poznaliśmy. Tak mi powiedziała: dla ciebie wyrwałam się z korzeniami.

      Niegłupio powiedziane.

      Tylko że nie wszystkie widać wyrwała, skoro zdecydowała się wrócić. Co ją przyciągnęło z powrotem? Bóg raczy wiedzieć.

      Przyjechałem po nią wczoraj w południe, właściwie po południu. Samochód mi się rozkraczył na przejeździe kolejowym w Gąsce.

      Wiesz, gdzie to jest? Ja nie wiedziałem, nie miałem pojęcia o żadnej Gąsce, dżipies mi dopiero pokazał, gdzie jestem, obwodnicę zrobili, nigdy tą drogą nie jechaliśmy. Wjechałem na tory, coś mi zgrzytnęło pod brzuchem, samochód stanął. Nie mam pojęcia co, bo skrzynia biegów automatyczna, nie ma prawa się bez ostrzeżenia zepsuć. Przepchnąłem przez przejazd, nic nie jechało. Dwie i pół godziny czekałem, aż laweta się zjawi, ale zastępczego nie dali, bo nie mieli.

      Z Gąski mnie sołtys podwiózł do domu jej rodziców i nawet stówy nie chciał wziąć. Miły człowiek, zawsze sobie myślałem, że sołtys na jakimś zadupiu to stary człowiek, wiesz, przygarbiony dziad, szanowany we wsi, walonki jakieś albo kalosze, a tu młodzieniec wylazł z sołectwa, dżinsy, marynarka przed pośladki, żwawy. Taksówka tutaj? Niech pan nie żartuje, chętnie panu pomogę, ale nie w tej chwili, bo obiecałem do szkoły podjechać, może pan ze mną, bardzo proszę, do Zagórki niedaleko, ale naprawdę nie teraz, niech pan schowa te pieniądze, już jestem spóźniony, na komórkę spojrzał, proszę tu zaczekać, będę za godzinę, może się pan herbaty napije?

      Zostałem i czekałem na tego sołtysa. Chociaż czekałem na nią. Żeby się z nią już zobaczyć. Powiedzieć, że to pomyłka…

      Myśmy


Скачать книгу