Zjadacz czerni 8. Katarzyna Grochola
Читать онлайн книгу.tu pola były, żyto rosło… A teraz ugór chyba… Może się teraz nie opłaca ziemi uprawiać? Smutno tu macie, jakoś tak dziwnie. Prawie bezludzie, pewno tylko starzy zostali, no i ty…
Ale po co tu wróciła? Dlaczego uciekła? Tak źle jej ze mną było?
Mogłem zdążyć na ten wcześniejszy autobus, ten dwudziesta druga z czymś. Ale myślałem, że jeszcze się jakoś porozumiemy, ona przeprosi, że mnie tak potraktowała jak nie wiadomo kogo, współlokatora, z którym nie trzeba się liczyć. A dom jak hotel, z którego się można wymeldować. Może miałem nadzieję, że się jakoś pokaja, powie, że mnie kocha, że po prostu chciała ojca odwiedzić…
Ale to po to się pakuje dwie walizy? Nuty? Skrzypce? W odwiedziny? Bo niby coś takiego przebąkiwała, ale kto by do tego wagę przywiązywał. Może to dla niej ważne było, ale skąd mogłem wiedzieć? Cały dzień haruję jak wół, wierz mi, nie jest łatwo z takimi jak ty. Powinna się jakoś wytłumaczyć. Czekałem na jakąś skruchę, czy żeby doceniła, co dla niej robię… Ale się nie doczekałem.
Milczała złowrogo cały czas.
To powiedziałem, że bardzo dobrze, tylko trzeba mnie było wcześniej uprzedzić, że chce się rozstać, skoro nic nie znaczę, nie ma problemu, przecież się nie powieszę, że skontaktujemy się przez prawnika, to może będzie łatwiej o porozumienie.
Dodałem, że właściwie to mi też już niespecjalnie zależy, żeby być z człowiekiem, który po prostu mówi, że wyjeżdża na czas nieokreślony – bo to jest kompletne lekceważenie, nie sądzisz?
Nie sądzisz, widzę.
Niepotrzebnie przedłużałem tę wizytę. Jakby coś się miało wydarzyć. Liczyłem na cud chyba, że się rozpłacze, wyzna, że jej przykro, albo powie dlaczego, jakoś się wytłumaczy, doceni to, co dla niej zrobiłem. Powtarzam się…
Ale się nie doczekałem.
Trzasnąłem drzwiami i wyszedłem, nawet się nie pożegnałem z jej ojcem. A lubię go, cichy, porządny facet. Nie widywaliśmy się często, ostatni raz chyba na pogrzebie matki Darii, ale sprawiał wrażenie bardzo miłego człowieka, takiego, co to nikomu nie wadzi.
On pierwszy się zorientował, że Daria ma talent, że słuch ma absolutny. Do szkoły muzycznej ją posłał i codziennie woził samochodem, tak w nią wierzył. Godzina jazdy w jedną stronę. To już poświęcenie prawdziwe, a jeszcze w tamtych czasach? Oni nie byli zamożni, sama benzyna to już był wydatek. Ale wierzył w Darię. No i nie pomylił się, bo jest bardzo dobra. Dostać się do filharmonii nie jest łatwo, konkurs trzeba wygrać, na jedno miejsce cała wataha skrzypków czeka. A jak ona gra koncert Bacha na dwoje skrzypiec! Glissanda to jej wypadają spod smyczka jak perełki, wznoszą się i opadają jak śpiewające fale. Flażolety, gamy, interwały ćwiczy codziennie, ty wiesz, że nigdy ani przez moment to mnie nie drażniło? A jak kiedyś zagrała koncert na świeżym powietrzu, w parku, charytatywnie zagrała, to ludzie z ulicy przychodzili, a ci, co przyszli, płakali…
Ona umie coś takiego z duszą zrobić, że człowiek nagle sam sobie wydaje się lepszy…
No i dostała się do filharmonii po pierwszym przesłuchaniu! A wczoraj mi powiedzieli, że urlop bezpłatny wzięła na czas nieokreślony. Oczywiście będą na nią czekać… To mówi samo za siebie.
Ale ja to już nie mam na co czekać. Widzisz, jakie pieskie to życie? Nie tylko ty masz przechlapane. Nikt mnie nigdy tak nie potraktował i przysięgam, że nigdy już nie dam się tak potraktować. Nigdy. Przez nikogo.
Czego ty ode mnie chcesz? Zanudziłem cię? Gdzie się wybierasz? Jak ty wyglądasz, strasznie chudy jesteś… Jak leżałeś, wyglądałeś normalnie… Biedny zwierzak jesteś. Nogę masz przetrąconą chyba. Nie uważałeś? Trzeba się rozejrzeć, czy coś nie jedzie, w lewo, w prawo, w lewo, i dopiero ruszać, a nie jak głupie sarny na światła wpadać. Potrącił cię ktoś czy dobry człowiek skopał? Nie mam nic do żarcia… Nie masz domu, że tu leżysz? Poczekaj. Daria by cię nakarmiła, ja nic nie mam. A jej nie ma. Sama skóra i kości… Bidak jesteś… Przyszła kiedyś do mnie do lecznicy kobieta z kotem i mówi: bo, panie doktorze, kot mi schudł… Z tobą nigdy nikt nigdzie nie był, prawda? Coś ty taki przymilny się zrobił? Dobry pies, czeka… Czeka, mówię! Wiesz, co mi powiedziała? Kot nie człowiek, panie doktorze, on potrzebuje miłości…
To sobie dobrze zapamiętałem…
Dobry pies… Odkurowałbym cię, pewno i babeszjozę masz, tyle tych kleszczy, że co drugi mój pacjent z babeszjozą. Poczekaj, wyjmę, umiem to robić…
Ludzie są dziwniejsi niż zwierzęta. Bidak z ciebie… Czyjś jesteś czy niczyj jak ja?
Mam zamówienie na małego kotka, ale koniecznie musi być rudy… Tyle zwierząt na właścicieli czeka, a tu weź, człowieku, i rudego znajdź.
Masz kogoś? Nie wyglądasz… Czekaj, mówię! Czekaj! Oj, ale brzydka rana… Ty chyba niczyj jednak… Jakbyś był mój, tobym cię Niczyj nazwał. Dobry pies, kochany, tylko bida straszna… No co, nie boisz się już? Nie łaś się… Czekaj… Wszyscy czekamy…
***
– Tato? Nie śpisz? Późno już.
– Tabletkę popiję…
– Boli?
– Trochę… Zaraz mi przejdzie. Pojechał?
– Tak. Po dziesiątej wyszedł.
– To nie zdąży na autobus, trzeba go było zatrzymać.
– Jakby chciał, toby wrócił.
– Jak zareagował?
– Nijak…
– Córeczko, powiedziałaś mu?
– Nie było okazji.
– Nie było okazji?
– Nie, tato! Nie było! Przyjechał mi się pożalić, jak to mu zepsułam cały dzień i dzień urlopu sobie zmarnował i że chce rozwodu! Oto po co przyjechał! Więc kiedy mu miałam powiedzieć, że jesteś chory? Co mu do tego, jak on chce się rozstać, bo nie jest w stanie usłyszeć nic, co nie jest o nim?
– Nie powiedziałaś, że jedziesz do mnie?
– Oczywiście, że powiedziałam! Mówiłam, że chcę pojechać do ciebie, ale on w ogóle nie słucha tego, co mówię, nie słyszy nic, nie zapytał po co, dlaczego teraz… Nie zaproponował, że mnie odwiezie, nawet mu to do głowy nie przyszło, a wie, jaki tutaj jest dojazd! Dwie przesiadki! Jemu w ogóle nie chodzi o mnie… Bardziej dba o te swoje zwierzęta niż o ludzi…
– Dziecko, jak ty wyglądasz… Płakałaś… Chodź tu do mnie. Chodź, córeńko. Wiedziałaś, za kogo wychodzisz, i za to go też pokochałaś, że on dla zwierząt serce ma, to teraz mu tego nie wytykaj… Ty nie musisz być tutaj. Ja do szpitala idę za dziesięć dni, a potem wszystko w rękach Boga. Powinnaś mu powiedzieć, że jestem chory.
– Nie rozumiesz, że jego interesuje tylko on sam? I ja to wytrzymywałam… Ale teraz już nie mogę… Nie zapytał o nic, tylko wylewał żale, jak on musiał cierpieć, że tu przyjechał…
– Ale ty mu nie powiedziałaś, dziecko. A on się poczuł odrzucony…
– A ja? Jak ja mam się czuć, skoro nie mam w nim wsparcia? Nie obchodzi go nic, co mnie dotyczy. Nie ma pojęcia, co czuję, o czym myślę, czego chcę! Tylko oświadczył, czego chce on!
– Tak sobie myślę, Daruś, że ty też nie chcesz za bardzo usłyszeć tego, o czym on nie mówi… Ale czy to warto? Ty go kochasz, dziecko. I co teraz będzie? On jednak tu za tobą przyjechał, czegoś chciał. Dlaczego nie przyjechał samochodem?
– Nie wiem, nie pytałam.
– Ja bym zapytał… Tylko się wtrącać nie chciałem…
– Widziałeś,