Czego słuchasz? Diabelska Propaganda. Grzegorz Kasjaniuk
Читать онлайн книгу.href="#u197d42ec-684c-5df7-bef2-3a834e58bb4a">1. NAJWAŻNIEJSZA JEST WIERNOŚĆ BOGU
Wojciech Łapiński: Jesteś związany z branżą m uz yczną bardzo wiele lat. Pamiętasz może pierwsze sygnały, które sprawiły, że zacząłeś się zastanawiać, czy muzyka może nie być obojętna? Czy to była jakaś przełomowa sytuacja czy raczej ciąg zdarzeń?
Grzegorz Kasjaniuk: Świadomość zagrożeń duchowych związanych z muzyką nie była dla mnie konkretna, raczej mglista. Zdawałem sobie oczywiście sprawę z faktu, że nie powinienem mieć kontaktu z muzyką satanistyczną. Taki odruch obronny chrześcijanina. Fałszywe pojęcie tolerancji powodowało jednak, że traciłem wrażliwość w tej materii. Nawet nie zauważyłem granicy, którą przekroczyłem, i zacząłem promować na antenie radiowej zespoły, które prezentują treści antychrześcijańskie i satanistyczne. Zastanowienie przyszło podczas rozmowy z Litzą. Było to po jego ciężkiej operacji serca, jeszcze przed odejściem z Acid Drinkers. Połowa lat 90. Obaj bawiliśmy się na weselu Pawła Grzegorczyka z zespołu Hunter. Podczas osobistej rozmowy pojawił się temat jego zawierzenia się Jezusowi. To zrobiło na mnie wrażenie. Grał przecież w zespole, który nie kojarzył się z akcentowaniem wiary, wręcz przeciwnie. Nie wydaje mi się teraz, by był wtedy gotowy na odpowiedź na pytanie, które nagle chciałem mu zadać. Czy powinienem taką muzykę prezentować na antenie radiowej? Litza stwierdził, że muszę sam w swoim sercu o tym zadecydować, tam zadać to pytanie. Pewnie sam sobie też już takie zadawał w kontekście Acid Drinkers. Choć nie nastąpiło nagłe rozstrzygnięcie, to jednak wtedy zacząłem uwalniać się od muzycznego zniewolenia. Powoli. Zdecydowanie jednak zbyt powoli. Po kilku latach dopiero przestałem prezentować na antenie radiowej oraz w prasie zespoły black i death metalowe. Jednak nadal miałem wytłumaczenie dla prezentacji muzyki zespołów, które nie miały już tak wyrazistego przekazu antychrześcijańskiego. Było mi trudno się od tego oderwać, gdyż mocno zaangażowany byłem w branżę muzyczną i nie mogłem nabrać dystansu. Uczestnictwo w jury festiwali i przeglądów, organizacja koncertów, konferansjerka, programy telewizyjne etc. Pojawiła się pierwsza wyprodukowana w całości płyta... Nie byłem w stanie tego ot tak sobie porzucić. Byli na szczęście w muzyce aktywni chrześcijanie, którzy stali się dla mnie – dziennikarza – inspiracją do przeciwstawienia się Złemu. Takie zespoły jak: 2Tm2,3, Maleo Reggae Rockers czy Triquetra. Przeprowadzone wywiady z Tomkiem Budzyńskim i Darkiem Malejonkiem, znajomość z Kubą Podolskim..., „Jezus Chrystus żyje w tym mieście” wyśpiewane przez Maleo i „Jezus Chrystus jest Panem” przez Budzego podczas koncertów dało mi potrzebnego „kopa”. Rok 2005 nagle stał się dla mnie szczególny. W kwietniu nagłe odejście do Domu Ojca świętego Jana Pawła II, które było dla mnie bardzo religijnym przeżyciem. Wcześniej nie mogłem ścierpieć obrażania Naszego Papieża przez zespoły heavy metalowe i punkowe. To było plugawe. Nie godziłem się na to. Kiedy zmarł, nagle okazało się, jak był dla mnie ważny. Potem miałem wypadek samochodowy, z którego cudem wyszedłem cało. Samochód kompletnie skasowany, a ja cały. Oprócz drobnych potłuczeń nic mi się nie stało. To był cud. Przez całe to zdarzenie towarzyszyła mi niesamowita cisza. Nie słyszałem silnika, radia, pisku opon czy własnego głosu. Cisza. Uznałem, że to znak. Sekundowe chwile ciągnące się w nieskończoność, które dały mi refleksję i decyzję. Mogłem stracić życie, a zupełnie na to nie byłem przygotowany, pod każdym względem. Postanowiłem je zmienić, coś zrobić. Dwa lata później, dzięki najmłodszemu synowi, który chciał być ministrantem, także nim zostałem. Jako najstarszy ministrant w parafii... Przyjąłem też funkcję lektora, którym jestem do dzisiaj. To mnie ugruntowało w wierze, choć nie przyspieszyło decyzji o radykalizmie pójścia za Jezusem, które nastąpiło dopiero w konsekwencji nagłej choroby – gwałtownej i bolesnej „awarii” kręgosłupa. Ostatecznie przyjęcie zobowiązania adopcyjnego i związana z tym modlitwa w Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego Zagrożonego Zagładą zaowocowały zrozumieniem zagrożeń duchowych związanych z muzyką. Codzienna modlitwa stała się dla mnie zbroją i tarczą, a także orężem. Poza tym doświadczyłem sytuacji duchowych, które były dostatecznie tak mocne, że zrozumiałem, że nie ma innej drogi jak pójście za Jezusem. Radykalne.
Czy możemy i jak możemy określić, gdzie przekr ac zana jest ta granica, za którą muzyka zaczyna mieć dla nas negatywne znaczenie?
Jeżeli coś nas niepokoi w muzyce, a staramy się to mimo wszystko tłumaczyć, to oznacza, że granica została przekroczona. Bardzo ciężko jest potem wrócić, gdyż zagrożeniem jest zobojętnienie, a w konsekwencji niemożność zdiagnozowania problemu. Oczy zachodzą mgłą. Wola zostaje spacyfikowana. Wiara zmiękczona. Powoli chrześcijanin staje się letni, a często w konsekwencji odchodzi z Kościoła.
Najważniejsza jest wierność Bogu. Gdy mamy do czynienia z muzyką, która Boga obraża, nie możemy się nią delektować, pławić w jej brzmieniu, nawet jeżeli jest pociągająca. Okultyzm, satanizm, seksoholizm, hedonizm, nihilizm, pornografizacja, dekadencja, alkoholizm, dewiacje seksualne, narkomania, złudne filozofie, przestępczość, a nawet propagowanie zabijania owinięte często w artyzm i zachęcającą melodię oraz brzmienie to dominujące elementy w twórczości współczesnych muzyków. Poparte autorytetem i pozycją znaczących massmediów. Autorytarne ich poparcie ze strony możnych daje zwodniczy pozór, że te treści nie są zagrożeniem. Widzimy na przykładzie systemu szkolnictwa w Niemczech, do czego takie zachowania doprowadzają. Do obojętności. Do unicestwiania wartości rodziny. Fałszywej tolerancji.
To godzi w bezinteresowną miłość Boga do nas. Czyż można akceptować obrażanie swoich rodziców? Matki i ojca? Przecież to naturalny odruch, że stajemy w obronie rodziców, nie ma innego wyboru. Nie dołączymy przecież do ubliżających naszym najbliższym, którzy poświęcili swoje życie na wychowanie nas. Obdarzali bezgranicznie miłością. Nie staniemy w jednym szeregu z szydercami, twierdząc, że ich postawa nie wpływa na nasze uczucia do rodziców. Granica? Tak naprawdę nie ma takiej. Nie ma punktu zła, do którego możemy bez konsekwencji docierać. Zbliżać się, łudząc się, że jest czas na odwrót. To nawet nie balansowanie, tylko powolne topienie się w bagnie. Niemożliwe jest więc jej określenie. Jeżeli weźmiesz kęs zatrutego jabłka, to tak samo się zatrujesz, jak po zjedzeniu całego. Nie można bez konsekwencji tak sobie tylko uszczknąć, gdyż już tym kęsem zatruwa się ciało, infekuje. Konsekwencje mogą być różne, z otruciem włącznie. To duchowe samobójstwo, ale fizyczne również. Wiele osób spośród moich znajomych nie żyje. Ich bożkiem stała się muzyka. Dla części Szatan. Najgorsze, że w większości nie zdawali sobie sprawy, skąd na nich spadło nieszczęście, co było podstawą zagrożenia. Według mojej wiedzy tylko jedna osoba spośród nich nawróciła się i pojednała z Bogiem przed śmiercią. „Negatywne znaczenie” w odniesieniu do zagrożeń duchowych ze strony muzyki to delikatne sformułowanie. Tu chodzi o zbawienie. Przypomnę słowa papieża Franciszka: „Musimy być zawsze czujni, by nie dać się oszukać diabłu. Nie relatywizujmy obecności diabła, tu chodzi o nasze zbawienie”.
Nie należy też trywializować faktycznego zagrożenia ze strony twórczości znanych muzyków tylko dlatego, że są grani przez radia, pokazywani w telewizji, opisywani w prasie, że stali się legendą muzyki lub ikonami popkultury.
Odniosę się do mojej wcześniejszej wypowiedzi opublikowanej na blogu. Wykreowany został w mediach fałszywy obraz kultury, która nie ma złych konotacji, tylko prezentuje czystość intencji. Nieskazitelny obraz idoli, których nie sposób sprowadzić na ziemię. Wykonawców, którzy stali się nienamacalni i nietykalni. Katolicy tak mocno wchłonęli tę retorykę – czysta muzyka, bez odniesień – że Ozzy Osbourne musiałby chyba kogoś zabić w rytualnym amoku, by obudzić chrześcijan z letargu. Okładki jego płyt, obrazoburcze zdjęcia, gesty i wypowiedzi nie robią wrażenia, są pojmowane jako artystyczny środek wyrazu. It’s only rock’n’roll, jak śpiewają Rolling Stones, nic groźnego, a jednak niosącego upadek.