Miłość warta miliony. Diana Palmer

Читать онлайн книгу.

Miłość warta miliony - Diana Palmer


Скачать книгу
oddzielny dzienny raport. Poza tym przyswoiła sobie mnóstwo informacji na temat dziennego przyrostu masy bydła, specjalnych dodatków do paszy, zabiegów weterynaryjnych, planu dnia oraz wypełniania najprzeróżniejszych formularzy.

      Wydawałoby się, że tuczenie bydła to sprawa prosta, w rzeczywistości jednak jest to skomplikowany proces. Aby przebiegał prawidłowo, trzeba dopilnować wielu spraw. I codziennie drukować szczegółowy raport dla hodowców.

      W miarę upływu dni Fay powoli oswajała się z rytmem pracy tuczarni. Czasem zastanawiała się, czy Donavan tu zagląda. Mówił jej, że jest brygadzistą na ranczu. Jeśli hoduje się tam bydło przeznaczone do uboju, prędzej czy później musi ono trafić do tuczarni Ballengerów. Jednak z tego, co słyszała, sprawami związanymi z transportem bydła zajmują się pracownicy niższego szczebla, nie zaś ich przełożeni.

      Marzyła, by go spotkać, powiedzieć mu, jak wiele zmieniło się w jej życiu od czasu ich pamiętnej rozmowy, która tak bardzo podniosła ją na duchu. Chciała, aby wiedział, że ma dziś dużo szersze horyzonty i po raz pierwszy w życiu jest niezależna.

      To dzięki niemu w krótkim czasie z wystraszonej dziewczyny stała się pewną siebie kobietą, uważała więc, że powinna mu za to podziękować.

      Korciło ją, by zapytać Abby, czy nie zna przypadkiem jakiegoś Donavana, tłumaczyła sobie jednak, że żona szefa obraca się w zupełnie innych kręgach. Wprawdzie Ballengerowie nie obnoszą się ze swym bogactwem, lecz bez wątpienia należą do miejscowej elity.

      Na pewno nie przesiadują w barach z kompanami, którzy te bary demolują.

      Na wieść, że Fay podjęła pracę zarobkową, wuj usilnie namawiał ją do powrotu do domu, ona jednak nie zamierzała ulegać jego perswazjom. Nie wracam, powiedziała mu twardo, dodając, że nie chce żyć na jego łaskawym chlebie.

      Ponadto uprzedziła go, że w najbliższym czasie mecenas Holman będzie chciał przejrzeć wszystkie rachunki. Słysząc to, Henry wyraźnie się zmieszał. Dzień później Fay zapytała Holmana o zakres pełnomocnictwa Henry’ego Rollinsa.

      Prawnik uspokoił ją, iż prawa jej krewnego są mocno ograniczone, w związku z czym jest mało prawdopodobne, aby w ciągu najbliższych paru tygodni mógł narobić dużych szkód. Fay nie była o tym przekonana; zbyt dobrze znała przebiegłość i spryt wuja. Kto wie, jakich machlojek dopuszcza się za jej plecami.

      Nawał pracy sprawił, że do popołudnia była mocno zajęta. Dopiero wtedy znalazła czas, by pójść na lunch do pobliskiej restauracji. Gdy po posiłku wróciła do biura, usłyszała finał głośnej wymiany zdań, dobiegającej z pokoju Calhouna.

      – Masz wygórowane oczekiwania, J.D., i dobrze o tym wiesz! – Podniesiony głos Calhouna Ballengera przetoczył się przez cały hol.

      – Wygórowane?! Chyba nie wiesz, co mówisz – odpowiedział mu równie zirytowany, głęboki głos. – Nie musimy być jednomyślni w kwestii metod produkcji, jeśli jednak chcesz karmić moje stada, musisz to robić według moich wytycznych.

      – Na miłość boską! Jeszcze trochę i każesz mi karmić je widelcem!

      – Bez przesady. Wymagam tylko, żeby były traktowane humanitarnie.

      – One są traktowane humanitarnie!

      – Nie uważam rażenia zwierząt prądem za metodę humanitarną. I przypominam ci, że taki stres może być przyczyną wielu chorób.

      – Dlaczego nie przyłączysz się do obrońców praw naszych braci mniejszych? – zapytał Calhoun uszczypliwie.

      – Już to zrobiłem. Należę do dwóch organizacji.

      Gdy drzwi otworzyły się, Fay nie mogła się powstrzymać, by nie zajrzeć do środka. Ten zirytowany głos wydał jej się dziwnie znajomy…

      Podobnie jak wysoki szczupły mężczyzna, który wyszedł z gabinetu Calhouna. Fay nie potrafiła ukryć promiennego uśmiechu i wyrazu uwielbienia, który pojawił się w jej oczach, gdy ujrzała znajomą twarz ocienioną szerokim rondem kapelusza.

      Donavan. Z radości miała ochotę tańczyć.

      On zaś odwrócił się i spostrzegłszy ją, ściągnął brwi. Zatrzymał się przy jej biurku i spojrzał na nią przenikliwie, mrużąc oczy. W palcach obracał zapalone cygaro.

      – Co tu robisz? – zapytał bez ogródek.

      – Zastępuję Nitę… – zaczęła, ale nie dał jej skończyć.

      – Tylko mi nie mów, młoda damo, że musisz zarabiać na życie – ciągnął drwiącym tonem.

      Zbił ją z tropu. Odzywa się do niej tak, jakby jej nie lubił, a przecież podczas fiesty bawił się tak samo dobrze jak ona. Zaskoczył ją i onieśmielił swoim zachowaniem.

      – Owszem, muszę pracować – wyjąkała.

      – Cóż za bolesny upadek – mruknął z niedowierzaniem. – Nadal jeździsz mercedesem?

      – Znacie się? – zainteresował się Calhoun.

      Donavan podniósł cygaro do ust.

      – Trochę – odparł, wypuszczając gęsty obłok dymu.

      Spojrzał Calhounowi w oczy i przytrzymał go wzrokiem, dopóki tamten nie westchnął z tłumioną złością i nie wycofał się do pokoju.

      – Często przejeżdżasz obok baru – zauważył szorstko Donavan.

      Zarumieniła się, bo nie mogła temu zaprzeczyć. Szukała Donavana, by podziękować mu za to, że odmienił jej życie. On zaś opacznie zrozumiał jej intencje, posądzając ją o zgoła inne zamiary.

      – Czy to tam ci powiedzieli, że współpracuję z Ballengerami? – zapytał i, nie dając jej szansy na odpowiedź, ciągnął tym samym tonem: – Nic z tego, skarbie. Powiedziałem ci już, że żadna znudzona debiutantka nie będzie zabawiała się moim kosztem. Jeśli zatrudniłaś się u Ballengerów tylko po to, żeby mnie widywać, możesz już dziś złożyć wymówienie i wracać domu. Do swojego kawioru i szampana. Miło na ciebie popatrzeć, ale ja nie jestem do wzięcia. Jasne?

      Przyglądała mu się w milczeniu, czując coraz większe zażenowanie.

      – O pracy w tuczarni dowiedziałam się od mecenasa Holmana – odparła z godnością. – Do dnia dwudziestych pierwszych urodzin jestem bez grosza, a muszę z czegoś żyć, zapłacić za mieszkanie. To była jedyna propozycja pracy, jaką dostałam – tłumaczyła się, wbijając wzrok w klawiaturę komputera. – Przyznaję, że raz czy dwa przejechałam obok baru. Chciałam ci powiedzieć, że dzięki tobie zmieniło się moje życie, że uczę się samodzielności. Czułam, że muszę ci podziękować.

      Zacisnął zęby, przez co wyglądał jeszcze groźniej niż zazwyczaj.

      – Nie potrzebuję wdzięczności, szczenięcej fascynacji, dowodów uwielbienia i źle ulokowanego pożądania. Ale jeśli tak ci na tym zależy, to przyjmuję podziękowanie.

      Był cyniczny i wyraźnie z niej drwił, zupełnie jakby chciał ją ukarać. Tak też się poczuła. Chciała okazać mu wdzięczność, a on potraktował ją jak ostatnią idiotkę. Może zresztą faktycznie jest głupia. Parę razy zdarzyło jej się o nim śnić. Poza kilkoma niewinnymi randkami z rówieśnikami nie miała żadnych doświadczeń z płcią przeciwną. Wtedy, w barze, Donavan ujął ją opiekuńczością i spokojną pewnością siebie, z jaką wybawił ją z nieprzewidzianych kłopotów. Poczuła się przy nim kobietą i zapragnęła widywać go częściej.

      Tymczasem on mówi jej teraz, żeby nie robiła sobie złudnych nadziei, bo on nie potrzebuje uczuć, które ona chce mu ofiarować. Być może jego słowa wynikają z życzliwości,


Скачать книгу