Klub niewiernych. Agnieszka Lingas-Łoniewska
Читать онлайн книгу.przyszła wiadomość. To Janek.
Napisał jej, że nie wróci na noc do domu i oczekuje, żeby zaczęła się pakować. Podkreślił, że to jego dom.
9. Justyna i Dawid
Justyna wpatrywała się w tabelki Excela i obliczała estymację dla zespołu sprzedażowego na kolejny miesiąc. W departamencie nowoczesnych technik sprzedaży była odpowiedzialna za rozliczenia, ale lubiła to, cyferki w tabelkach były takie przewidywalne, nie sprawiały niespodzianek i nie zaskakiwały. Jak na przykład jej mąż. Ostatni wieczór i noc były wspaniałe. Lecz dzisiaj rano, gdy oboje szykowali się do pracy i pili kawę, rozmawiając na luzie, jak od dawna im się nie zdarzało, zadzwoniła komórka Piotra. To była jego matka. Okazało się, że Piotr koniecznie musi do niej i Beaty dzisiaj pojechać, bo w mieszkaniu wymieniają okna i obie chcą na tę noc skorzystać z ich gościny. A właściwie to z jego gościny, bo nawet gdy teściowa zwracała się z jakąś prośbą, to używała liczby pojedynczej, tak jakby jej syn trwał ciągle w stanie kawalerskim.
– Serio? – spytała Justyna z niedowierzaniem, gdy oznajmił jej, że najbliższe dwa dni spędzą w towarzystwie jego matki i siostry.
– A co miałem im powiedzieć?
– Może to, że wymiana okien to nie wymiana dachu? Ludzie wymieniają okna i nie przeprowadzają się w tym czasie do kogoś. Przecież to jakaś paranoja! – Uniosła ręce w geście irytacji.
– Co ci zależy? I tak siedzisz w pracy do wieczora, noc jakoś przeżyjesz, a następnego dnia one już wrócą do siebie.
– Zostaną zawiezione przez ciebie. Zrobisz, co ci każe. Jak zwykle. – Justyna niemal zazgrzytała z wściekłości zębami.
– To moja…
– Tak, tak, wiem, matka. I nie daje o tym zapomnieć.
– To, że ty nie masz matki, nie oznacza… – Piotr zorientował się, że nieco się zagalopował. – Justyna! – Rzucił się ku żonie, ale ta, piorunując go wzrokiem, zamknęła się w łazience.
Tak właśnie zaczął się ich ranek po cudownym wieczorze i nocy. Gdyby nie ta cholerna… baba! Byłoby zupełnie inaczej. I gdyby Piotr nie był tak ślepo w mamunię zapatrzony i nie dawał się wmanewrować w takie idiotyczne sytuacje. Gdyby, gdyby, gdyby… Ta…
– Wszystko dobrze? Mamroczesz do siebie i zaraz zrobisz dziurę w klawiaturze. – Dawid wychylił się zza swojego monitora i popatrzył na Justynę. Jak zawsze rześki i pełen energii, co ze śmiechem tłumaczył swoją wieloletnią pasją do porannego biegania. Może i była w tym jakaś recepta na wygląd. A do tego był naprawdę przystojnym facetem: wysoki, nieźle zbudowany, szczupły, ale nie chudy, miał nieco dłuższe ciemne włosy, lekki zarost, zawadiacki uśmiech i przenikliwe zielonookie spojrzenie.
– Nic nie jest dobrze. – Justyna kolejny raz uderzyła w „enter” i spojrzała spod byka na kolegę, z którym dzieliła pokój, a także obowiązki.
– Chcesz o tym pogadać?
– Ech, to takie… głupie.
– Mów! – rzucił żartobliwie rozkazującym tonem.
– Ty najpierw powiedz, jak poszła wczoraj pierwsza lekcja jazdy konnej twojej córki? – Justyna była naprawdę zaciekawiona. Dawid miał żonę Lidię i dwie córeczki, bliźniaczki. Jedna z nich kochała konie i wczoraj miała właśnie pierwszą lekcję. Dawid był zakochany w dziewczynkach, miał ich zdjęcie na biurku i z upodobaniem opowiadał o Anuli i Amelii.
– No super! – Jego twarz rozświetliła się w szerokim uśmiechu. – Anula była odważna, w ogóle się nie bała. Naprawdę ma do tego smykałkę. Amelia wolała obserwować siostrę z pewnej odległości.
– Ogień i woda. – Justyna pokiwała głową.
– Zdecydowanie. Anula to cały ja, Amelia to moja żona.
– No i dobrze.
– Teraz ty mi powiedz, co się stało. Znowu Urszulka? Czy Beatrycze?
– Ty zawsze potrafisz mnie rozbawić! – Mimowolnie parsknęła.
– Justynko, to moja misja. Ale serio, co się stało?
W kilku słowach opowiedziała mu o wydarzeniach z rana, oczywiście nie wspominając słowem o tym, co działo się dnia poprzedniego, zwłaszcza wieczorem. Jasne, lubiła Dawida i często opowiadała mu o zagrywkach teściówki, a on swoim humorem i luzackim podejściem umiał poprawić jej humor lub sprawić, by przestała rozpamiętywać przykre słowa matki Piotra czy jego siostry. Ale nie byli aż tak bliskimi przyjaciółmi, aby opowiadała mu o szczegółach swojego intymnego pożycia z mężem. Zresztą to byłoby takie… dziwne. No, gdyby Dawid był gejem, to co innego. Ale zdecydowanie nie był. I wcale nie dlatego, że miał rodzinę. To akurat nie jest żadnym wyznacznikiem. Jednak zdarzało się jej zauważyć u niego ten charakterystyczny błysk w oku, to spojrzenie pełne zainteresowania, zwłaszcza gdy włożyła jakąś krótką spódniczkę, do niej wysokie szpilki, a nogi miała naprawdę niezłe i chętnie o tym przypominała. Tej ewidentnej atencji z jego strony nie mogła pomylić z niczym innym. I po cichu, sama przed sobą przyznawała, że bardzo jej się to podobało.
– Ech, ta Urszulka, stara cwaniara. Tylko kombinuje, co by tu zrobić, aby pojawić się w waszym domu. – Dawid pokręcił głową.
– Wiesz, ona uważa, że to jest tylko jego dom.
– Nie dość, że cwaniara, to jeszcze wredna.
– I to jak. A do tego Beata. Czasami się zastanawiam… – Justyna nagle ugryzła się w język.
– Co takiego?
– Nie, nic. – Potrząsnęła głową.
– Justynka, mów, no dawaj! – nalegał, przekrzywiając głowę, a na jego twarzy pojawił się uśmiech niegrzecznego chłopca.
– N-no… czasami myślę, że ona nigdy… no wiesz… – Poruszała znacząco brwiami, w górę i w dół.
– Ha, ha, ha, ha, no ja jestem więcej niż pewny, że tamtych rejonów nigdy nikt u niej odwiedzić nie raczył.
– Jesteś niemożliwy! – zachichotała.
– Nie, po prostu lubię, gdy się śmiejesz. – Nagle spoważniał i popatrzył na nią tak, że poczuła dreszcz i sama nie wiedziała, czy ma się cieszyć, czy martwić tą reakcją.
– Dobrze. W sumie nie mam zbyt wielu powodów do radości. – Wzruszyła ramionami, siląc się na dystans i obojętność.
– Zatem nad tym popracuję. Słowo. – Przez chwilę jeszcze na nią patrzył, a potem zmarszczył czoło i spojrzał w ekran. – Dobra, baza się wyeksportowała, mogę walczyć.
– Ja też. – Justyna kliknęła w nowy plik, który nadszedł z kolejnego oddziału w Polsce.
– A co do czarownicy, to jest cholernie podłe, co ona robi. Ale na szczęście mamy dużo pracy, więc proponuję dzisiaj nadgodziny, a wieczorem małe zamówionko z chińskiej knajpy. Co ty na to?
– Jak na lato. A mój szanowny małżonek będzie sobie siedział sam, w towarzystwie mamuni i siostruni.
– No i brawo. To była bardzo mądra decyzja. A teraz wracamy do cyferek. Ale wciąż tu będę, Justynka, jakbyś chciała… no wiesz.
– Wiem. – Uśmiechnęła się i zapatrzyła w tabelkę zapełniającą się cyframi. I już tak bardzo nie martwiła się tym, co czeka ją po powrocie do domu.
O tak, z Dawidem naprawdę czuła się o niebo lepiej!
10. Piotr, Urszula