Klub niewiernych. Agnieszka Lingas-Łoniewska
Читать онлайн книгу.tym, żeby ją zerżnąć i szybko wrócić do żony. Owszem, potrafiła zrozumieć sytuację, wiedziała, że musi być ostrożny, ale ostatnio coraz mniej się nią interesował i dlatego czuła się – poza łóżkiem – odtrącana. Traktował ją coraz bardziej instrumentalnie i był mniej skory do rozmów i zwierzeń. Ograniczał nawet do minimum czas spędzany z nią online. Bywało, że nie odpowiadał na jej SMS-y czy inne wiadomości. A przecież kiedyś, gdy się poznali, wyglądało to zupełnie inaczej. Ich korespondencja była intensywna, gęsta od emocji, przyprawiona czułością i przepełniona wzajemną ciekawością.
Dominika nie potrafiła ułożyć sobie życia. Szkoła, w której pracowała, wysysała z niej większość energii i poddawała nieustannej presji. Rozbestwieni uczniowie, histeryzujący rodzice, koleżanki i koledzy z fałszywym poczuciem misji, dyrekcja ze sprzecznymi wymaganiami. Wszyscy i wszystko zdawało się ją denerwować. Nie mogła odnaleźć spokoju.
Miała parę przyjaciółek, wąskie grono znajomych i potrafiła z nimi miło spędzać czas, ale coraz częściej przyłapywała się na tym, że woli domowe zacisze i internet. W Klubie Niewiernych poznała Kamila i przeżyła z nim wspaniałe chwile. Jednak ostatecznie oboje doszli do przekonania, że Kamil powinien ze względu na dzieci ratować małżeństwo i z wielkim bólem się rozstali. Nie mogła darować sobie tego wyrzeczenia, zwłaszcza potem, kiedy dowiedziała się, że poszło ono na marne, skoro Kamil poszedł w tango z laską młodszą od niej.
Dlatego teraz frustrowało ją, że Piotr, po którym sobie wiele obiecywała, gwałtownie obniża temperaturę ich relacji. Ostatnio deklarował z ostentacją, że nie zamierza porzucać Justyny. Po prostu dzielił czas między żonę i kochankę, którą traktował jako odskocznię. A nadzieja na to, że uda się jej wpłynąć na zmianę jego decyzji, zdawała się być nieuzasadniona.
Włączyła jakieś smuty Lionela Richie. Nalała sobie wina. Wypiła lampkę, potem kolejną.
Jutro nie szła do szkoły, więc mogła zaszaleć. Zapomnieć się.
– Jesteś kretynką – zaśmiała się nagle, mimo że wcale nie było jej do śmiechu.
Zapaliła pachnące świece. Potem napuściła sobie wody do wanny. Na powierzchni unosiła się odświeżająca piana. Zmieniła muzykę na smooth jazz. Chciała się odprężyć, uspokoić skołatane nerwy, a nie płakać.
Ale przez jej głowę przechodziły tylko smutne, czarne myśli. Nawet tak radykalna i dramatyczna, żeby przeciąć sobie żyły i zasnąć na zawsze.
Potem jednak gorzko skonstatowała, że przecież nikt nie będzie po niej płakał, więc jej odejście nie zrobi światu różnicy.
– Weź się w garść, weź się w garść – powtarzała sobie te słowa jak magiczne zaklęcie.
Nie potrafiąc się opanować, rozpłakała się z bezsilności, a łzy wypłukały z niej napięcie. Po kąpieli, odświeżona, usiadła przed komputerem, zalogowała się do Klubu Niewiernych i wśród użytkowników online zaczęła wypatrywać Doktora_Pitera.
Nie znalazłszy go, zalogowała się na pocztę i zaczęła wystukiwać na klawiaturze pełne wyrzutów słowa. Ale kiedy skończyła pisać, przeczytała swój roztrzęsiony, przeładowany emocjami e-mail i przytomnie zrezygnowała z wysłania go.
Jutro też jest dzień, do cholery.
4. Marta, Arek i Bartek
– Jesteś pewny? – spytała nerwowo Marta. – Jeszcze możemy wszystko odwołać.
– Tak, jestem pewny, chcę tego – odpowiedział Arek, ale widać było, że tylko nieumiejętnie silił się na spokój. – To w końcu moje cholerne urodziny.
Dzieci były u dziadków, bo ich rodzice mieli spędzić razem romantyczny wieczór. Tak naprawdę jednak nie o romantyczny wieczór tu chodziło, ale o pewien eksperyment.
Marta zastanawiała się, czy Arek rzeczywiście chciał spełnić swoją seksualną fantazję, czy też pogrywał z nią w jakiś sobie tylko wiadomy sposób, testując jej reakcje, a może nawet przygotowując grunt pod rozwód.
Choć ostatnio nic nie wskazywało na to, żeby mieli się rozchodzić. Żyli w pewnym układzie, który można było nazwać partnersko-rodzinnym i który oboje zaakceptowali. Przynajmniej do czasu, zanim żadne z nich nie uzna, że ma dość życia w kłamstwie tylko dla dobra wychowywanych wspólnie dzieci oraz dość udawania.
Ale Marta, początkowo zaszokowana propozycją, z jaką wyszedł mąż, nie tylko szybko zaczęła się z nią oswajać, ale i uznała ją w jakimś sensie za ekscytującą perspektywę. Zdrady miały swój słodko-gorzki smak, ale szybko oboje uznali je za paradoksalną konieczność warunkującą ich wspólne trwanie. Teraz jednak zdrada miała przybrać inny, perwersyjny wymiar. Miała być kontrolowana.
Usłyszeli dzwonek do drzwi. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo, ale żadne z nich się nie podniosło. Nie wiedzieli, czy powinni wyjść po gościa oboje, czy też inicjatywę winno podjąć któreś z nich. Wspólnie wybrali go spośród listy kandydatów poznanych na czacie Klub Niewiernych, po wymianie zdjęć.
Bartek miał dwadzieścia pięć lat, był przystojnym brunetem o smukłej, wysportowanej sylwetce. Podobał się im.
Zdecydowali, że nie powiedzą mu o gejowskich skłonnościach Arka.
– No idź… – rzucił niemrawo.
Posłusznie się podniosła i skierowała ku drzwiom. Otworzyła je. Stanął w nich młody człowiek, który wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętała z transmisji przez kamerkę i ze zdjęć, a może nawet lepiej, biorąc pod uwagę ten czarujący uśmiech i magnetyczne spojrzenie, którego nie dostrzegała wcześniej. W ręku trzymał butelkę wina.
– Cześć – powiedziała, uśmiechając się.
Przestąpił próg i ucałował ją. Zaśmiała się niedyskretnie i zarumieniła, jak jakaś nastolatka, której przedstawiono „kawalera”.
Była od niego kilka lat starsza, ale wciąż pewna swojej atrakcyjności, nie czuła żadnych kompleksów. Zresztą Bartek gustował właśnie w kobietach po trzydziestce, bo, jak zaznaczał, ich kobiecość pozbawiona jest niedojrzałości i niepewności, a zarazem jeszcze nienadszarpnięta przez upływ czasu.
Arek tymczasem patrzył na niego nieco zawstydzony, onieśmielony. Martę bawił ten brak zwyczajnej pewności siebie u jej męża. Ale rozumiała go. Przecież to, co za chwilę stanie się ich udziałem, będzie degradujące i upokarzające przede wszystkim dla niego.
Na początku zaplanowali sobie, że Arek będzie ich oglądał z innego pomieszczenia, co dałoby im wszystkim więcej swobody, ale potem nagle zaczął nalegać, żeby jednak być obecny w sypialni, kiedy oni będą uprawiać seks.
Marcie przeszło przez głowę, że być może będzie chciał się przyłączyć i zacząć dobierać do Bartka.
To byłoby straszne, jeszcze gorsze od tego, co zaplanowali. Ilekroć wyobrażała sobie męża biorącego udział w homoseksualnym akcie, nabierała obrzydzenia do niego, ale też pośrednio do siebie samej, że była z kimś takim. Zresztą sam Bartek dał wyraz swoim podejrzeniom, zaznaczając, że interesuje go tylko seks z Martą.
– Może najpierw napijemy się wina? – Podał jej butelkę.
– Ta butelka nie wystarczy na upicie całej naszej trójki – stwierdził nerwowo Arek, chichocząc.
Miał świadomość, że jego barek był porządnie zaopatrzony.
– Jesteś głodny? – spytała troskliwie Marta, zwracając się do Bartka.
Arek zareagował śmiechem i na to pytanie. Marcie coraz bardziej nie podobała się ta sytuacja,