Klub niewiernych. Agnieszka Lingas-Łoniewska

Читать онлайн книгу.

Klub niewiernych - Agnieszka Lingas-Łoniewska


Скачать книгу
ślubowała miłość i wierność, który był ojcem jej dzieci, a który teraz masturbował się jak jakiś żałosny nastolatek zapatrzony w pornola, miał w sobie coś porażającego. Uświadamiał jej, jak wielką porażką było jej małżeństwo.

      A może odkryje w ten sposób na nowo pociąg do mnie? – przeszło jej przez myśl, ale zaraz potem sama się skarciła w duchu: Gówno prawda! Wiadomo, że podnieca go Bartek. A może również dodatkowo kręci go upokorzenie, którego właśnie doznaje.

      Oni dopiero się rozgrzewali, kiedy z fotela już zaczęły dobiegać odgłosy świadczące o tym, że Arek właśnie kończy.

      Już po wszystkim podniósł się i wyszedł.

      Szkoda. Odkryła w sobie, że jego obecność jednak dodatkowo ją nakręca. Może to myśl o byciu podglądaną przez własnego męża, a może jego stanowiąca część konwencji bezradność sprawiły, że odnajdywała się w tej sytuacji lepiej, niż zakładała.

      Pytanie tylko, czy właśnie nie dobili swojego małżeństwa.

      A może dokładnie to było jego prawdziwym urodzinowym życzeniem.

      – Nie możesz do mnie wydzwaniać, rozumiesz? Szczególnie wieczorem, kiedy jestem w domu! – grzmiał Piotr.

      – Tęskniłam za tobą… – odpowiedziała rozczarowana jego tonem Dominika.

      – Dzwoniłaś specjalnie, żeby mi to powiedzieć? – W jego głosie wcale nie brzmiała wdzięczność.

      – Nie mogłam cię znaleźć online – stwierdziła ze smutkiem przemieszanym z wyrzutem.

      – Boże, ja przecież prowadzę też czasem normalne życie! – podkreślił.

      – Pewnie, potrzebujesz mnie tylko do jednego… A ja się dla ciebie w ogóle nie liczę…

      – Co w ciebie wstąpiło? – rzucił ze złością. – Zaczynasz się zachowywać jak histeryczka.

      – Pieprz się! – wrzasnęła do słuchawki i rozłączyła się.

      Pokręcił głową zirytowany jej nachalnością.

      Może i dobrze, pomyślał.

      To prawdopodobnie koniec ich przygody.

      Owszem, zależało mu seksie z nią, ale wysłała mu w ostatnim czasie zbyt wiele sygnałów świadczących o tym, że traktuje ich relację zbyt poważnie i zbyt perspektywicznie. Tracąc dystans, zmieniała reguły gry, osaczała go i stwarzała dla niego zagrożenie. A na to nie mógł sobie pozwolić.

      Poza tym przyda mu się popracować trochę nad małżeństwem, uporządkować parę spraw między nim a Justyną. Przeszło mu przez myśl, że być może powinni gdzieś wyjechać, odpocząć od zgiełku, który wytwarzała jego rodzina, zresetować się.

      A Dominika… Szybko o niej zapomni. Na pewno szybciej niż ona o nim. Klub Niewiernych otwierał przed nim wciąż nieograniczone możliwości. Nie znosił próżni. Nie tolerował nudy i rutyny. I znowu to ryzyko połączone z ekscytacją obudzi w nim Piotra – zdobywcę. Piotra, który nie zamierzał póki co rezygnować z uroków życia. Jeszcze nie teraz. Jeszcze parę przygód, zanim mu to wszystko spowszednieje, zanim odkryje w sobie wzorowego męża, a potem pewnie, w końcu, również wzorowego ojca.

      A może nie trzeba szukać w internecie? Może wystarczy rozejrzeć się nieco uważniej wokół siebie? I takiej opcji nie wykluczał, byle tylko znowu dobrze się zabawić.

      Piotr zapalił papierosa. Obok niego przemknęła kolejna porcja pacjentów zmierzających do przychodni, w której pracował.

      Jeszcze tylko dwie godziny i będzie się zwijał. Po drodze chciał wstąpić do księgowego, a potem już prosto do domu.

      Nagle, pod wpływem kolejnego przebłysku, chwycił za telefon i zadzwonił do żony, żeby usłyszeć jej głos.

      – Cześć – odpowiedziała nieco zaskoczona. – Stało się coś?

      – Nie, dlaczego miało się coś stać? Stęskniłem się – stwierdził czule.

      Odpowiedziało mu milczenie.

      – Jesteś tam jeszcze? – zapytał, śmiejąc się.

      – Jestem – odparła cicho. – Ale nie mogę za bardzo rozmawiać. Szef się kręci obok…

      – Słuchaj… O której dzisiaj kończysz?

      – Jakoś po piątej. O wpół do szóstej lub za piętnaście powinnam być już w domu. Potrzebujesz czegoś?

      – Pomyślałem, że moglibyśmy dzisiaj zjeść na mieście.

      – Co? – spytała z niedowierzaniem.

      – Dasz się namówić na kolację? – spytał.

      – A co się stało? – Nie dowierzała własnym uszom.

      – A… ostatnio byłem trochę zabiegany i zamknięty w sobie… – wybełkotał.

      Nie zastanawiał się w tej chwili, co powie na swoje usprawiedliwienie. A może ona, ucieszona tą nagłą zmianą w jego zachowaniu, nie będzie nalegała na wyjaśnienia. Potrafiła w końcu odpuszczać. Za to ją między innymi kochał.

      – Zabiegany i zamknięty w sobie… – powtórzyła tymczasem.

      – Masz jakiś pomysł na lokal czy ja mam wybrać? – Szybko zmienił temat.

      – Może być Mexico City? – rzuciła, choć wiedziała, że w przeciwieństwie do niej nie przepadał aż tak za meksykańskim jedzeniem.

      – Co tylko chcesz – odpowiedział uprzejmie. Jego głos nawet pośrednio nie zdradzał obiekcji.

      – Super – ucieszyła się.

      – Zrobię rezerwację. I przyjadę po ciebie – zaoferował się.

      – Zrób rezerwację, ale spotkajmy się może na miejscu, co? O szóstej na przykład – zaproponowała.

      – Jasne, jak sobie życzysz – odpowiedział. – Będę czekał.

      – Muszę kończyć. Pa! – rzuciła na pożegnanie.

      Rozłączyła się, a on uśmiechnął do siebie z zadowoleniem.

      Sama nie wiedziała, dlaczego aż tak bardzo zależało jej na tym, aby dobrze wyglądać. Ale naprawdę się postarała, włożyła jego ulubioną czarną sukienkę w czerwone róże, w której jej talia wyglądała nadzwyczaj apetycznie. Do tego czerwone szpilki, płaszcz, ciemną atłasową apaszkę, którą dostała od niego pod choinkę. Teściowa wyśmiała prezent, mówiąc, że niepraktyczny, że i tak w szyję wieje. Jasne, lepiej by było, gdyby kupił jej barchanowe gacie. Skrzywiła się.

      Dochodziła do restauracji, w której miał na nią czekać. Czy to randka? Nie nazwali tego w taki sposób, ale oboje grali w tę grę. Widziała go z daleka, kelner zaprowadził ją do ich stolika. Dostrzegła błysk w jego brązowych oczach, tak dobrze jej znany, tak dawno zapomniany. Kiedy się poznali, dawno temu, była przybita, stłamszona przez przeszłość, przez rodzinę, a on tak właśnie na nią patrzył. Jakby była jakimś zjawiskiem, jakby pojawiła się na tym świecie tylko po to, aby on mógł na nią patrzeć. Uwielbiała z nim przebywać. Potrafili spacerować wzdłuż Wisły, nic nie mówić, a on co chwilę zatrzymywał się, patrzył na nią, uśmiechał, a potem całował. Sceny rodem z romantycznego filmu. Ale właśnie tak się to wszystko zaczęło.

      – Pięknie wyglądasz – przywitał ją, wyraźnie


Скачать книгу