Triumf ciemności. Eric Giacometti

Читать онлайн книгу.

Triumf ciemności - Eric Giacometti


Скачать книгу
nie musiał odpowiadać. Za jego plecami ktoś padł na kolana, żarliwie błagając:

      – Panie Jezu, Maryjo, chrońcie nas przed demonami! Panie Jezu, Maryjo…

      Modły kustosza nie dotarły do niebios. Kolba karabinu rozcięła mu wargi.

      Republikanie zawlekli do kościoła obu duchownych, którzy oparci o konfesjonał z przerażeniem patrzyli, jak żołnierze szturmują drzwi skryptorium. Ludzie Jaimego rozładowywali strach towarzyszący im podczas wspinaczki, jakby brutalność była dla nich formą egzorcyzmów. W walce z przesądami prześcigali się w świętokradztwach. Kropielnice już leżały na posadzce, a na ich marmurowe odłamki posypał się grad potłuczonego szkła witrażowego, które roztrzaskiwało się na kamieniach. Uzbrojony w bagnet żołnierz okaleczał figury świętych, odcinając im nosy i uszy. Jaime pozwalał na to. Wiedział, że kiedy przeminie żądza zniszczenia, bez trudu przywróci dyscyplinę. A porządek był mu potrzebny, ponieważ przechodzili do głównego etapu misji.

      Stare dębowe drzwi rozpadły się pośród piekielnych trzasków. Irlandczyk pierwszy wszedł do dawnego skryptorium. Była to długa sala o ciemnych kamiennych ścianach i gotyckim sklepieniu. Nie było tu okien, a światła dostarczały jedynie wąskie otwory strzelnicze, przez które wdzierał się ze świstem lodowaty wiatr. Gdyby nie duży kominek przy drzwiach, sala przypominałaby raczej grobowiec zapomniany przez żywych. Mimo to nie była pusta. Pod ścianami długie płachty z kremowego płótna okrywały przedmioty, których rogi sterczały pod tkaniną. Tristan czuł się, jakby wszedł do zamku, gdzie z końcem lata służba osłania meble płótnem, by chronić je przed niszczycielską wilgocią zimy. Podejrzliwi żołnierze trzymali się z daleka od tych poszarzałych płacht kojarzących się im z całunem.

      – Przyprowadźcie opata.

      Kiedy ojciec przełożony wszedł, Jaime strzelił obcasami, rozłożył oficjalne pismo opatrzone pieczęcią i zdecydowanym gestem podał je duchownemu.

      – W imieniu Republiki mam obowiązek zarekwirować wszystkie wartościowe przedmioty zgromadzone w klasztorze. Oto rozkaz podpisany przez legalne władze.

      – Jakie legalne władze?! – krzyknął opat, gorączkowo zaciskając rękę na swym srebrnym krzyżu. – Ja znam tylko jedną władzę, a jest nią Bóg!

      Jaime zwrócił się do Irlandczyka:

      – Ściągnij to płótno, zobaczymy, co się pod nim kryje.

      Rudzielec wykonał rozkaz. I natychmiast ich oczom ukazało się bogactwo złota i srebra. Lśniące cyboria, wysadzane perłami relikwiarze, cenne obrazy… Ogrom tego skarbu wprawił Jaimego w panikę.

      – Nie zdołamy przecież zabrać tego wszystkiego!

      – Właśnie dlatego tu jestem – oznajmił Tristan. – Żeby odróżnić prawdę od fałszu, kąkol od ziarna, jak głosi ewangelia…

      Jaime patrzył na niego w osłupieniu.

      – Weźmy na przykład ten lichtarz…

      Tristan uniósł srebrzący się kandelabr.

      – Wygląda jak należy, lśni, mieni się, a jednak… wykonano go z bezwartościowego stopu. Jest tylko posrebrzany. To imitacja.

      I roztrzaskał go o posadzkę.

      – Natomiast to cudo… – Delikatnie wyciągnął palce ku bladoniebieskiemu naczyniu o długiej łabędziej szyjce. – To łzawnica. Przed wiekami zebrano do niej łzy świętego. Na licytacji warta byłaby majątek. Byłoby za co kupić broń dla Republiki.

      Żołnierze żwawo podeszli do dzieł sztuki i zaczęli znosić swe zdobycze Tristanowi, jakby oddawali trofea zwycięskiemu generałowi. A on skinieniem ręki wskazywał te, które warte były zabrania. Inne zaś z potwornym hałasem ciskano na posadzkę. Opat padł na kolana, modląc się w milczeniu, podczas gdy z zakrwawionych ust kustosza dobywały się jęki zarzynanego zwierzęcia. Tylko Jaime nie uczestniczył w grabieży i lodowatym wzrokiem patrzył na zachłanne ręce, które napełniały worki przygotowane do tego celu. Irlandczyk pomagał Tristanowi, zapisując w kajecie każdą zdobycz wojenną.

      – Srebrne cyborium… Relikwiarz inkrustowany kamieniami szlachetnymi i turkusami…

      Francuz zatrzymał się przed serią małych, przykurzonych obrazów. Poczerniałe pejzaże wytyczały drogę krzyżową. Wziął do ręki jeden z nich, w rozpadającej się ramie. Pod spękanym werniksem widać było wysoką górę zwieńczoną budowlą, nad którą świeciła gwiazda. Tristan wsunął obrazek do swojej torby.

      – To coś warte? – zapytał Jaime, podchodząc do niego.

      Francuz parsknął śmiechem.

      – Złamanego grosza, ale będę miał pamiątkę! Dzięki temu kiedy spojrzę na ten bohomaz, pomyślę o wszystkim.

      El Jefe brutalnie chwycił go za rękę.

      – Kim ty jesteś, nieszczęsny Francuzie? Co tutaj robisz?

      Tristan oswobodził się, patrząc na niego z góry.

      – Jestem poszukiwaczem dzieł sztuki! Tropię, szukam, a kiedy znajdę… Popatrz!

      Jeden z żołnierzy zrzucił na posadzkę płótno, odsłaniając wysoki krzyż z Chrystusem naturalnej wielkości. Teraz Francuz chwycił Jaimego za rękę.

      – Barokowy Chrystus z szesnastego wieku. Krzyż jest hebanowy, Chrystus z kości słoniowej. To unikat.

      El Jefe podszedł do krzyża. Jego twarz znajdowała się na poziomie stóp przebitych gwoździami o wypukłych łebkach.

      – Zdejmijcie ukrzyżowanego…

      Kustosz przeraźliwie krzyknął. Jeden z żołnierzy odciął bagnetem gwoździe. Figura z kości słoniowej zsunęła się na ziemię podtrzymywana przez Irlandczyka i Tristana. Jaime wpatrywał się w leżące na posadzce ciało Chrystusa.

      – Jest za ciężki, żeby go zabrać. Odetnijcie głowę, wyrwijcie ręce i nogi, a resztę roztrzaskajcie. Sprzedamy kość słoniową na wagę.

      Tristan zastąpił Jaimemu drogę do rzeźby.

      – To zbrodnia…

      Nie zdążył dokończyć zdania. Kustosz poderwał się na równe nogi, chwytając lichtarz.

      – Bądź przeklęty, demonie!

      Krzyknął, zanim się zamachnął. Błąd. Jaime odwrócił się i uchylił. Niesiony rozpędem kustosz potoczył się po posadzce. El Jefe wybuchnął diabolicznym śmiechem.

      – Chciałeś ocalić swojego ukrzyżowanego? W takim razie skończysz jak on. Przybijcie go do krzyża!

      Półtora roku później…

      U schyłku lata roku 1940 światła demokracji gasły jedno po drugim w całej Europie.

      U schyłku lata roku 1940 Adolf Hitler wygrał szaleńczy zakład. Nazistowskie Niemcy niepodzielnie panowały na starym kontynencie.

      Na wschodzie okupowały Czechosłowację i Polskę. Na północy podbiły Norwegię i Danię. Na zachodzie, dzięki zuchwałym i błyskawicznym posunięciom, zmiażdżyły Holandię i Belgię. I ku zaskoczeniu całego świata Francja, uznawana od pierwszej wojny światowej ze niezwyciężoną, padła rozjechana gąsienicami dywizji pancernych. Kampania potoczyła się błyskawicznie i nawet Niemców wprawiło w osłupienie to pasmo cudownych zwycięstw. A w końcu lud zaczął szeptać, że Führer jest wybrańcem Boga.

      Na południu faszystowskie Włochy Mussoliniego zablokowały śródziemnomorskie porty i szykowały się do napaści na Grecję.

      Pozostałe


Скачать книгу