Gomorra. Roberto Saviano
Читать онлайн книгу.strategię, niezawodną i zwycięską. Musi zorientować się, na kogo może liczyć, jakimi siłami dysponuje. Kto jest z nim, a kto przeciwko niemu. Na szachownicy nie ma miejsca dla innych.
Bracia Di Lauro wytłumaczyli nieobecność ojca na spotkaniu tym, że trudno mu się przemieszczać jako poszukiwanemu przez policję. Boss ukrywa się przecież od ponad dziesięciu lat i musi być bardzo ostrożny. Jest jednym z trzydziestu najniebezpieczniejszych przestępców poszukiwanych przez włoski wymiar sprawiedliwości i nikt nie może mu mieć tego za złe, jeżeli nie pojawi się na umówionym spotkaniu. I tak oto, po latach perfekcyjnego funkcjonowania, rozpoczął się śmiertelny kryzys największego holdingu narkotykowego, jednego z największych w skali państwa i na rynku międzynarodowym.
Klan Di Lauro był zawsze doskonale zorganizowanym przedsiębiorstwem. Boss klanu zaprojektował swój biznes narkotykowy w systemie multilevel. Poziom najwyższy to promotorzy i organy finansujące całe przedsięwzięcie, czyli członkowie klanu odgórnie kierujący systemem finansowania obrotu narkotykami, zaopatrzeniem i zbytem poprzez swoich bezpośrednich podwładnych. Według Prokuratury Antymafii w Neapolu byli nimi Rosario Pariante, Raffaele Abbinante i Arcangelo Valentino. Drugi poziom to ludzie mafii, którzy materialnie zajmują się narkotykami, to znaczy organizują konkretne zakupy i dostawy, dokonują podziału towaru na mniejsze partie, a także werbują dealerów i dbają o ich prawną obronę w razie wpadki. W tej grupie najważniejsze nazwiska to: Gennaro Marino, Lucio De Lucia, Pasquale Gargiulo. Trzeci poziom zajmują nadzorcy placów narkotykowych, koordynatorzy poszczególnych punktów sprzedaży, członkowie klanu, którzy mają bezpośredni kontakt z dealerami, wystawiają czujki i wyznaczają drogi ucieczki, którzy dbają też o to, by składy towaru oraz miejsca, gdzie przygotowuje się go do rozprowadzenia, pozostawały niedostępne dla osób niepożądanych. Czwarty poziom, ten najbardziej widoczny, to dealerzy narkotyków. Każdy z poziomów ma precyzyjną organizację wewnętrzną, dzieli się na podpoziomy, które kontaktują się jedynie z bezpośrednim szefem i nie mają styczności z całą strukturą. Taka organizacja zapewnia zysk w wysokości 500 procent w stosunku do zainwestowanego kapitału.
Model narkobiznesu klanu Di Lauro kojarzy mi się zawsze z matematyczną teorią fraktali, z jej podręcznikową ilustracją: kiść bananów, w której każdy banan daje początek nowej kiści bananów, a z każdego z nich wyrasta znowu nowa kiść i tak w nieskończoność. Klan Di Lauro jedynie dzięki handlowi narkotykami zarabia każdego dnia 500 tysięcy euro. Dealerzy, właściciele składów czy kurierzy najczęściej nie należą do organizacji, pracują za miesięczne wynagrodzenie. Handel narkotykami to ogromna machina, jej trybami są setki ludzi, którzy często nie mają pojęcia, kto nimi kieruje. Mogą jedynie domyślać się, dla której rodziny mafijnej pracują, nic więcej. W przypadku, jeżeli któryś z aresztowanych zdecyduje się na współpracę z wymiarem sprawiedliwości, informacje, jakie jest w stanie przekazać, ograniczają się jedynie do małego wycinka działalności organizacji, bo on sam nie wie, jak działa ten potężny i skomplikowany system władzy finansowej i militarnej.
Cały system gospodarczy jest osłaniany przez struktury militarne: grupy ogniowe i sieć współpracowników wynajmowanych na pojedyncze akcje. W skład batalionu killerów wchodzili m.in. Emanuele D’Ambra, Ugo De Lucia zwany Ugariello, Antonio Ferrara zwany ’O Tavano, czyli „ćma”, Salvatore Tamburino, Salvatore Petriccione, Umberto La Monica, Antonio Mennetta. Mieli do swojej dyspozycji koordynatorów poszczególnych obszarów, tzw. capozona, wśród których był Gennaro Aruta, Fulvio Montanino, Ciro Saggese, Antonio Galeota, Giuseppe Prezioso, osobisty ochroniarz Cosima, czy Costantino Sorrentino. W razie potrzeby mogli liczyć na około trzystu osób pobierających stałe pensje. Każdy element tej złożonej struktury militarnej miał swoją precyzyjnie określoną funkcję. „Żołnierze” kamorry mogli korzystać w razie potrzeby z pojazdów zawsze gotowych do użytku. Dysponowali bogatym arsenałem, nad którym sprawowali stałą opiekę ślusarze gotowi błyskawicznie zniszczyć broń użytą do zabójstwa. Killerzy natychmiast po wykonaniu zadania jechali na którąś z legalnie działających strzelnic, gdzie rejestruje się wszystkich wchodzących, by w razie konieczności usprawiedliwić obecność śladów prochu. Próba na obecność prochu strzelniczego jest tą, której killerzy obawiają się najbardziej. Śladów prochu nie można usunąć i ich obecność jest niepodważalnym dowodem winy. Nie zapomniano nawet o magazynie odzieży dla uczestników krwawych akcji, z nierzucającymi się w oczy bluzami sportowymi i motocyklowymi kaskami integralnymi przeznaczonymi do natychmiastowego zniszczenia po wykonaniu zadania. Struktura nienaruszalna, działająca według perfekcyjnego – albo prawie perfekcyjnego – planu. Plan ten zakładał nie tyle ukrycie przestępczej działalności klanu: zabójstw, nielegalnych transakcji itp., jego głównym celem było zapewnienie sobie bezkarności, zniszczenie dowodów winy, by niczego nie dało się udowodnić w sądzie.
Od dłuższego już czasu jeździłem regularnie do Secondigliano. Od kiedy Pasquale przestał wykonywać zawód krawca, często mi opowiadał o nastrojach, jakie panują na tym terenie, które zresztą zmieniały się tak samo szybko, jak kapitały i polityka finansowa klanów.
Jeździłem po północnych peryferiach Neapolu na mojej vespie. W Secondigliano i Scampii najbardziej podobało mi się światło. Szerokie ulice, jasne i pełne powietrza, bardzo się różniły od ciasnych zaułków neapolitańskiej starówki, miało się wrażenie, jakby pod asfaltem oddychały jeszcze rozległe pola Kampanii. Zresztą sama nazwa „Scampia” zawiera w sobie ideę otwartej przestrzeni; w starym, nieużywanym już dialekcie neapolitańskim oznacza ziemie nieuprawne, porosłe chwastami. Na nich w połowie lat 60. wybudowano nowe osiedle, ze słynnymi mrówkowcami w formie żagla, które zaraz ochrzczono: Vele. To smutny symbol niefortunnych pomysłów architektów albo może betonowej utopii, która nie przewidziała narodzin narkobiznesu i tego, że zagnieździ się on w tkance społecznej tej właśnie części świata. Chroniczne bezrobocie i brak jakichkolwiek projektów społecznego rozwoju sprawiły, że ten obszar mógł się stać składem ton narkotyków, miejscem, w którym pieniądze zarobione na handlu substancjami odurzającymi zamieniają się w kapitał finansowy napędzający gospodarkę. Secondigliano to trampolina, dzięki której dochody uzyskiwane z działalności przestępczej przenoszą się do sfery legalnej przedsiębiorczości.
W publikacji Obserwatorium Kamorry z 1989 można przeczytać, że na północnych przedmieściach Neapolu stosunek liczby dealerów do liczby mieszkańców jest najwyższy w całych Włoszech. Piętnaście lat później stosunek ten był najwyższy w Europie i znajdował się wśród pierwszych pięciu na świecie.
Z czasem w Secondigliano zaczęto rozpoznawać moją twarz, a chłopcy postawieni przez klan na czatach zakwalifikowali mnie do kategorii neutralnej. Nie pasowałem do żadnej z pozostałych dwóch kategorii: ani do tej negatywnej, do której należeli policjanci, karabinierzy i ludzie rywalizujących klanów, ani do pozytywnej – do kategorii klientów. Wszystko, co nie stanowi przeszkody czy zagrożenia, ma wartość neutralną i kto należy do tej kategorii, po prostu nie istnieje. Punkty, w których sprzedaje się narkotyki, robiły na mnie zawsze ogromne wrażenie ze względu na doskonałą organizację, która stoi w sprzeczności z powszechnym przekonaniem o degradacji tych środowisk. Wszystko działa tam jak w mechanizmie zegarka, jakby osoby, które biorą w tym udział, były trybikami, które zazębiając się, posuwają czas do przodu. Ruch jakiegokolwiek elementu tego mechanizmu powoduje automatycznie ruch innego elementu. Obserwowałem to zafascynowany. Pensje wypłaca się raz w tygodniu: 100 euro dla czujek, 500 dla koordynatora i kasjera dealerów, 800 dla dealerów i 1000 dla osób przechowujących narkotyki w swoich mieszkaniach lub pilnujących ich w składach. Każdy punkt działa na dwie zmiany: od trzeciej po południu do północy i od północy do czwartej nad ranem. Rano unika się handlowania, bo zbyt dużo policjantów kręci się po ulicach. Wszyscy zaangażowani przy rozprowadzaniu narkotyków mają prawo do jednego dnia wolnego, za spóźnienie pensja zostaje zredukowana o 50 euro za każdą godzinę.
Na