Historia zaginionej dziewczynki. Elena Ferrante
Читать онлайн книгу.Ale się myliłam. Dziewczynki przywitały mnie z niepokojem i radością, i nie odstępowały ani na krok – i to nie tylko Elsa, ale nawet Dede – jakby się bały, że jeśli stracą mnie z oczu, ja znowu zniknę. Adele była uprzejma i nawet słówkiem nie wspomniała o powodach, dla których znalazła się w naszym domu. A potwornie blady Pietro ograniczył się do wręczenia mi kartki ze spisem telefonów do mnie (aż cztery razy pojawiło się imię Lili), mruknął, że musi wyjechać w sprawach zawodowych, i dwie godziny potem już go nie było: nie pożegnał się ani z matką, ani z dziewczynkami.
Dopiero po kilku dniach Adele oznajmiła mi, co o tym wszystkim myśli: chciała, żebym się opamiętała i wróciła do męża. Ale trzeba było kilku tygodni, żeby do niej dotarło, iż nie zamierzam robić ani jednego, ani drugiego. W tym czasie ani razu nie podniosła głosu, ani razu nie straciła panowania nad sobą, nawet nie szydziła z moich częstych i długich rozmów telefonicznych z Ninem. Okazywała za to zainteresowanie telefonami dwóch pań z Nanterre, które mnie informowały o sprzedaży książki i o kalendarzu spotkań rozsianych po całej Francji. Nie zaskoczyły jej pozytywne recenzje we francuskich gazetach, była pewna, że tekst wkrótce spotka takie samo zainteresowanie we Włoszech, zapewniła, że od naszych rodzimych gazet potrafi uzyskać o wiele więcej. A przede wszystkim bezustannie wychwalała moją inteligencję, kulturę i w ogóle nie broniła syna, który zresztą ani razu się nie pojawił.
Nie uwierzyłam w służbowe spotkania Pietra poza Florencją. Szybko doszłam do wniosku – co wzbudziło we mnie złość i pewną pogardę dla niego – że zadanie rozwiązania naszego kryzysu zrzucił na barki matki, a sam zaszył się w jakiejś dziurze, żeby pracować nad odwieczną książką. Raz nie wytrzymałam i powiedziałam do Adele:
– Naprawdę niełatwo było żyć z twoim synem.
– Z żadnym mężczyzną nie jest łatwo.
– Uwierz mi, że z nim było szczególnie trudno.
– Uważasz, że z Ninem będzie ci lepiej?
– Tak.
– Zasięgnęłam języka i plotki, jakie o nim krążą w Mediolanie, nie brzmią zachęcająco.
– Nie potrzebuję plotek z Mediolanu. Kocham go od dwóch dziesięcioleci i możesz mi oszczędzić tego, co ludzie o nim gadają. Ja wiem o nim więcej niż ktokolwiek inny.
– Z jaką rozkoszą w głosie mówisz, że go kochasz.
– A nie powinnam?
– Masz rację, czemu nie? Myliłam się, nie ma sensu otwierać oczu zakochanej kobiecie.
Od tej chwili nie rozmawiałyśmy więcej o Ninie. I nawet nie mrugnęła, kiedy powierzyłam jej opiekę nad dziewczynkami, żeby jechać do Neapolu. Nie mrugnęła też wtedy, kiedy jej powiedziałam, że z Neapolu muszę jechać do Francji i że zostanę tam z tydzień. Zapytała tylko z lekką ironią w głosie:
– Wrócisz na Boże Narodzenie? Będziesz z dziewczynkami?
To pytanie mnie ubodło, odparłam więc:
– Oczywiście.
Spakowałam do walizki głównie bieliznę i elegancką odzież. Dede i Elsa, które w ogóle nie pytały o ojca, choć nie widziały go od dawna, bardzo źle zareagowały na wieść, że znowu wyjeżdżam. Dede wykrzyczała mi z pewnością nie swoje słowa: dobrze, jedź sobie, jesteś brzydka i antypatyczna. Spojrzałam na Adele z nadzieją, że postara się je jakoś zabawić i odwróci ich uwagę, ona jednak nic nie zrobiła. Kiedy dziewczynki zobaczyły, że idę do drzwi, rozpłakały się. Pierwsza zaczęła piszczeć Elsa: chcę jechać z tobą. Dede początkowo wytrzymała, usiłowała okazać obojętność, a może nawet pogardę, w końcu jednak zaczęła rozpaczać bardziej niż siostra. Musiałam wyrwać się z ich rąk, bo uczepiły się sukienki, chciały, żebym odstawiła walizkę. Ich płacz odprowadził mnie aż na ulicę.
Podróż do Neapolu bardzo mi się dłużyła. Na przedmieściach wyjrzałam przez okno. Im bardziej pociąg zwalniał i zanurzał się w miejską gęstwinę, tym większy ogarniał mnie niepokój i zniechęcenie. Z przykrością patrzyłam na peryferia, na szare budowle za torami, na słupy wysokiego napięcia, na światła semaforów, na kamienne parapety. Kiedy pociąg wjechał na stację, poczułam, że ten Neapol, z którym byłam związana, Neapol, do którego ciągle powracam, ogranicza się już tylko do Nina. On był w znacznie większych tarapatach. Eleonora wyrzuciła go z domu, jego życie stało się bardzo prowizoryczne. Od kilku tygodni mieszkał kątem u kolegi z uniwersytetu, parę kroków od Duomo. Dokąd mnie zabierze? Co będziemy robić? A przede wszystkim: co postanowimy, skoro nie mamy nawet żadnego pomysłu na to, jak konkretnie rozwiązać naszą sytuację? Wiedziałam tylko jedno, że spala mnie pragnienie, by go zobaczyć, że nie mogę się już doczekać. Z pociągu wysiadłam cała w strachu, że coś mu przeszkodziło i nie wyszedł po mnie na peron. On jednak był: jego głowa wynurzała się z kłębowiska pasażerów.
Poczułam przypływ nadziei. Uspokoił mnie też fakt, że Nino wynajął pokój w małym hoteliku na Mergellinie, czym udowodnił, że nie zamierza trzymać mnie w ukryciu w domu kolegi. Ogarnął nas szał miłości, czas płynął szybko. Wieczorem, przytuleni, spacerowaliśmy po bulwarach: on obejmował mnie za ramiona i co chwilę pochylał się, żeby mnie pocałować. Na wszystkie sposoby usiłowałam go namówić, żeby pojechał ze mną do Francji. Propozycja go kusiła, ale nie dał się przekonać, wykręcił się pracą na uniwersytecie. Ani słowem nie wspomniał o Eleonorze czy Albertinie, jakby to mogło popsuć nam radość z bycia razem. Ja natomiast opowiedziałam mu o rozpaczy dziewczynek i stwierdziłam, że musimy jak najszybciej znaleźć jakieś rozwiązanie. Widziałam, że jest nerwowy, cały spięty, obawiałam się, że w każdej chwili może mi powiedzieć: nie dam rady, wracam do domu. W końcu się okazało, że to z całkiem innego powodu. Kiedy poszliśmy na kolację, wyjawił, o co chodzi. Spoważniał i powiedział, że ma mi nieprzyjemną rzecz do zakomunikowania.
– Posłuchajmy – mruknęłam.
– Dzisiaj rano zadzwoniła do mnie Lina.
– Aha.
– Chce się z nami spotkać.
7
To był koniec miłego wieczoru. Nino powiedział, że Lila dowiedziała się od mojej teściowej, iż jestem w Neapolu. Był skrępowany, uważnie dobierał słowa, podkreślał informacje w rodzaju: nie miała mojego adresu; moja siostra dała jej numer telefonu do kolegi; zadzwoniła krótko przed moim wyjściem na dworzec; nie chciałem mówić od razu, bo się bałem, że się zdenerwujesz i będziemy mieć zmarnowany dzień. Zakończył ze smutkiem:
– Wiesz, jaka ona jest, nie mogłem odmówić. Widzimy się z nią jutro o jedenastej przed wejściem do metra na piazza Amedeo.
Nie potrafiłam się pohamować:
– Od jak dawna się kontaktujecie? Widzieliście się?
– Co ty wygadujesz? Ależ skąd!
– Nie wierzę ci.
– Eleno, przysięgam, że nie słyszałem się i nie widziałem z Liną od sześćdziesiątego trzeciego roku.
– Wiesz, że to nie twoje dziecko?
– Powiedziała mi to dzisiaj rano.
– Czyli rozmowa była długa i poufała.
– To ona zaczęła mówić o dziecku.
– A ciebie przez te wszystkie lata nie korciło, żeby o nie zapytać?
– To moje sprawy i nie zamierzam tego roztrząsać.
– Teraz twoje sprawy są też moimi. Mamy sobie wiele