Skazana. Teri Terry

Читать онлайн книгу.

Skazana - Teri Terry


Скачать книгу
dobiegają mniej więcej z rejonu, z którego jedziemy, ale nie wiem, gdzie ona mieszka, dokąd się skierowała ani jak zamierzała tam dotrzeć, nie mogę więc nawet sprawdzić. Martwię się o nią, umieram z niepokoju. Czemu nie chciała jechać z nami?

      Te pierwsze korepetycje były zupełnie inne, niż się spodziewałam. To znaczy, owszem, Ava jakimś sposobem skłoniła mnie do pracy, ale chodzi też o coś innego, o nasze rozmowy. No i rysowałam ją.

      Dziś byłam wobec niej bardziej otwarta, niż od wieków wobec kogokolwiek innego, i nie jestem pewna czemu. Może po prostu z braku snu nie wiedziałam, co mówię.

      Tak jak to, że nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Moje przyjaciółki nie zgodziłyby się ze mną – to głównie o tym w kółko nawijają. Z Charlize znamy się od piątego roku życia, kiedyś mówiłyśmy sobie  w s z y s t k o.  Była mi bliższa niż ktokolwiek spoza rodziny. Całkiem się to jednak zmieniło, kiedy odkryła chłopców: co drugi tydzień zakochuje się w kimś innym i tylko o tym chce gadać. Więc oczywiście nie dzielę się z nią takimi przemyśleniami.

      No i jeszcze powiedziałam Avie, że nie wierzę, aby gdzieś tam istniała osoba, która jest mi jakoś przypisana, na którą akurat jestem skazana. Nikt, kogo do tej pory poznałam, ani trochę mi nie pasował.

      Ava w jakiś sposób różni się od wszystkich moich koleżanek. Naprawdę próbowałam narysować ją taką, jaka jest, ale nie potrafię odpowiednio oddać jej oczu. Chcę, żeby mi znów pozowała.  M u s z ę  ją znowu nakłonić.

      „Proszę, niech nic jej się nie stanie”.

      Ledwie ją znam. Gdyby  j a k a k o l w i e k  dziewczyna z naszej szkoły znalazła się w niebezpieczeństwie czy była ranna, przejmowałabym się, ale teraz czuję coś znacznie wykraczającego poza zwykły niepokój. Nie rozumiem tego.

      12.

      Ava

      Temperatura spada, więc nie zwalniając kroku, ciaśniej owijam się płaszczem.

      Ulica, w którą zazwyczaj skręcam, żeby złapać autobus, jest zamknięta. Obchodzę ją bokiem, idę jeszcze dalej i dalej, ale coraz więcej dróg jest zagrodzonych biało-pomarańczowymi barierkami i obsadzonych policją, a funkcjonariusze wyglądają na czujnych, nerwowych. Nie jestem pewna, dokąd się teraz skierować.

      Tato znałby najlepszą trasę – taksówkarze zawsze to wiedzą – ale się waham, czy do niego zadzwonić, bo jeżeli to zrobię, będzie się martwił, a przy tych wszystkich barierach pewnie nie da rady po mnie przyjechać. Kieruję się do sklepu na rogu, może tutaj coś mi doradzą, lecz gdy docieram pod drzwi, odkrywam, że mają zamknięte. Przecież nigdy nie zamykają. Rozglądam się i dopiero teraz naprawdę do mnie dociera, jakie ulice są puste i ciche. Jakby budynki, jezdnie i wyludnione chodniki wstrzymały oddech. Gdzie się wszyscy podziali?

      Mijają mnie wozy policyjne – dźwięk i pęd wypierają ciszę, rozlegają się wrzaski, odgłosy tłuczenia, a potem walenia, jeszcze donośniejsze, aż dudnią mi w uszach, i do tego krzyki. Czy to strzelanina?

      Przynajmniej droga jest wolna, mogę się teraz ruszyć – byle dalej od tych hałasów. Śpieszę w przeciwnym kierunku, mam ochotę puścić się biegiem, ale nie jestem pewna, czy powinnam: w dzisiejszych czasach londyńska policja nie lubi, kiedy ktoś biegnie. Idę i idę, aż dźwięki są już odległe, a ja jestem wyczerpana; nie mam pojęcia, dokąd zawędrowałam, zgubiłam się już zupełnie. W końcu znów widzę dookoła siebie ludzi – chociaż nie tylu, ilu można by się spodziewać na ulicy w pogodny wieczór. Tak czy inaczej, oddycham z ulgą.

      Wibruje mój telefon – dzwoni tato. Odbieram.

      – Cześć.

      – Gdzie jesteś?

      – Nie bardzo wiem. Szłam na autobus, ale zniosło mnie w inną stronę.

      – Domyślam się powodu. Dowiedz się, gdzie jesteś, przyjadę po ciebie.

      Powinnam zaprotestować. Mam siedemnaście lat; oddaliłam się od strzelaniny; na pewno udałoby mi się znaleźć metro albo autobus i jakoś dotrzeć do domu.

      Ale podchodzę do rogu, czytam nazwy ulic i przekazuję tacie namiar, żeby mnie znalazł.

      13.

      Sam

      Nie mogę zasnąć i w końcu wstaję. Tato na pewno będzie w stanie ustalić, czy Ava bezpiecznie dotarła do domu. Policja musiałaby wiedzieć, gdyby coś jej się stało; powiedzą tacie, jeśli o to poprosi. Zrezygnował z pracy w Scotland Yardzie wiele lat temu, ale wciąż ma kontakty, nie skąpią mu szybkich odpowiedzi. Idę na przód domu i wyglądam przez okno, z którego widać główne wejście.

      Jest po północy, gdy wreszcie pojawia się jego samochód. Czekam na niego u szczytu schodów.

      – Cześć, tato.

      – Sam? Jeszcze nie śpisz?

      – Nie. Chciałam cię o coś prosić. – W połowie tego zdania wibruje komórka, którą trzymam w ręce. Zerkam.

      „Tu Ava. Dostałam Twój numer jako Twoja korepetytorka. Nie chciałam Cię niepokoić, jestem bezpieczna w domu. Dobranoc”.

      – O co chodzi?

      Potrząsam głową.

      – Martwiłam się o kogoś… Nieważne, właśnie dostałam wiadomość, że jest w porządku.

      Czy dopiero teraz dotarła do domu, po tym wszystkim? A może dopiero teraz pomyślała, żeby napisać. Ha.

      Tato wychyla się w moją stronę, obejmuje mnie.

      – Skoro jesteś na nogach, to może coś ze mną opijesz. Dla mnie whisky. A ty masz ochotę na gorącą czekoladę?

      – Co opijamy?

      – Dziś wieczorem sprawy poszły bardzo dobrze. Chodź.

      Idę za nim do małej kuchni przy jego gabinecie, zaskoczona, że mówi o o p i j a n i u  zamiast o spaniu i jutrzejszych lekcjach. A może wie, że jutro znowu nie będzie zajęć?

      – Czy to ma coś wspólnego z moją szkołą albo z tym, co się działo w okolicy?

      – Tak. Wyłączenie prądu to był manewr taktyczny. Planowano ataki w okolicy, powstrzymaliśmy je.

      – Koło mojej  s z k o ł y?  – Jestem w szoku. Chodzę do niej od jedenastego roku życia. Często czułam się tam znudzona, zamknięta jak w więzieniu przez te wszystkie bramy i środki ostrożności, ale przynajmniej byłam bezpieczna.

      – Monitorowałem sytuację. No i wypadki były pod kontrolą. W przeciwnym razie przyleciałbym helikopterem, żeby cię stamtąd zabrać. To obietnica.

      Tato nalewa sobie whisky, a kiedy czajnik gwiżdże, przyrządza mi gorącą czekoladę instant. Nie piłam jej tu od miesięcy, pewnie jest przeterminowana.

      – Proszę. – Podaje mi kubek.

      – Jak daleko od szkoły były te wypadki?

      – Blisko.

      – A co będzie się tam działo jutro?

      – W tej chwili cała okolica jest przeszukiwana i sprawdzana. Wasza szkoła będzie zamknięta co najmniej przez jeden dzień.

      Stukam kubkiem o jego szklaneczkę.

      – Super! Na pewno?

      Tato kiwa głową.

      – Tylko się nie przyzwyczajaj – dodaje.

      – Kto za tym stał? Co zamierzali zrobić?

      – Wiadomości


Скачать книгу