Pod nóż. Arnold van de Laar
Читать онлайн книгу.ryginału:
Onder het mes. De beroemdste patiënten en operaties uit de geschiedenis van de chirurgie
Opieka redakcyjna: MACIEJ ZARYCH
Konsultacja chirurgiczna: dr n. med. MIECZYSŁAW WASIELICA
Redakcja: BIANKA DZIADKIEWICZ
Korekta: KAMIL BOGUSIEWICZ, EWA KOCHANOWICZ, ANETA TKACZYK
Opracowanie graficzne wersji papierowej na podstawie oryginału: MAREK PAWŁOWSKI
Grafika na pierwszej stronie okładki © Shutterstock
Redakcja techniczna: ROBERT GĘBUŚ
Książka wydana przy wsparciu
Holenderskiej Fundacji na rzecz Literatury
(Dutch Foundation for Literature)
Copyright © 2014 Arnold van de Laar
Originally published by Thomas Rap, Amsterdam
© Copyright for the Polish translation by Wydawnictwo Literackie, 2019
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-06792-5
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o.
ul. Długa 1, 31-147 Kraków
tel. (+48 12) 619 27 70
fax. (+48 12) 430 00 96
bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl
Konwersja: eLitera s.c.
Wprowadzenie
„Pracujący rękami”: uzdrowiciele i chirurdzy
Pewnej nocy w 1537 roku, po długim dniu walk o Turyn, młody francuski chirurg wojskowy Ambroise Paré miał poważne zmartwienie. Pole bitwy było usiane ofiarami postrzałów z arkebuzów i muszkietów, a Ambroise jeszcze nigdy nie opatrywał żadnej rany postrzałowej. Przeczytał w książce, że należy je polewać wrzącym olejem, żeby zneutralizować trujący proch. Wlewał więc łyżką bulgoczący olej do krwawiących ran, a mięso skwierczało jak na patelni. Było jednak tak wielu rannych, że w połowie rundy wokół pola bitwy kociołek z olejem był pusty, i Ambroise martwił się, co zrobić z resztą poszkodowanych. Z braku wrzącego oleju opatrywał rany maścią z olejku różanego i żółtek jajek. Przez całą noc słyszał jęki ludzi walczących ze śmiercią i całą noc myślał, że to wszystko jego wina. Rano ze zdumieniem zauważył, że krzyczący żołnierze to ci, których rany polewał wrzącym olejem, a nie pozostali. Nigdy więcej nie użył już wrzącego oleju. Tak zrobiono pierwszy krok w kierunku nowoczesnej chirurgii.
Chirurgia musiała się pojawić w sposób naturalny, ponieważ od początku istnienia człowieka ludzie cierpieli na rozmaite dolegliwości, które można wyleczyć tylko tą drogą. Potrzeba do tego chirurga, czyli dosłownie: „pracującego rękami”, po grecku cheirourgos, od cheir – ‘ręka’ – i ergon – ‘praca’. Walka, polowania, migracje, szukanie jadalnych korzonków, upadki z drzewa i ucieczka przed zwierzętami – przy takim trybie życia naszych przodków wiele sytuacji niosło ze sobą ryzyko obrażeń. Dlatego opatrywanie ran jest nie tylko podstawowym, ale prawdopodobnie także pierwszym w historii zabiegiem chirurgicznym. Zdrowy rozsądek nakazuje przemyć zabrudzoną ranę wodą, zatamować krwawienie, a otwartą ranę zakryć opatrunkiem. Jeśli widać, że dzięki temu obrażenia się goją, to przy następnym wypadku powtarza się tę procedurę. W średniowieczu jednak zdrowy rozsądek zastąpiły tradycyjne przekazy. Nie patrzono na rezultaty, lecz na to, co wielki poprzednik zapisał w starej księdze. Z tego powodu ran nie czyszczono, ale wypalano rozżarzonym żelazem lub polewano wrzącym olejem i obwiązywano brudną szmatą. Nikt się nie zastanawiał, czy smażone mięso może się zagoić. Ten mroczny okres zakończył się dopiero w pewną bezsenną noc w Turynie, gdy zdrowy rozsądek zwyciężył i powstała chirurgia oparta na doświadczeniu.
Obrażenia wojenne według Ambroise’a Parégo. Rycina z książki Opera chirurgica z 1594 roku.
Wróćmy jednak do początków. Kiedy człowiek wpadł na pomysł, żeby rozciąć zainfekowaną ropą ranę, ropiejący wrzód, krostę czy ropień? To jest bowiem drugi z podstawowych zabiegów chirurgicznych – uwolnienie ropy z rany. Nazywa się to drenażem. Potrzeba tylko czegoś ostrego: ciernia akacji, grotu strzały z krzemienia, sztyletu z brązu, żelaznego skalpela. Tak zrodził się w chirurgii „nóż” i my, chirurdzy, do dziś wieszamy nad łóżkiem starożytną mądrość: Ubi pus, ibi evacua, co po łacinie oznacza: „Gdzie jest ropa, tam nacinaj”.
Opatrywanie złamań jest trzecią podstawową czynnością chirurga. Życie w czasach prehistorycznych dostarczało wielu okazji do złamania kości: ucieczka przed wilkami, polowanie na mamuty, potknięcia, wyprawy rabunkowe lub ciosy maczugi w głowę. Czy już wtedy znalazł się ktoś na tyle mądry, żeby mimo ogromnego bólu, jaki sprawia to pacjentowi, odważyć się złożyć złamaną kość? W każdym razie nie mógł tego zrobić byle kto. Trzeba do tego hartu ducha, a co ważniejsze, przyzwolenia rannego. Tylko ktoś odznaczający się odwagą, autorytetem, wystarczającą wiedzą i doświadczeniem mógł zdobyć zaufanie pacjenta. I musiał działać sprawnie, najlepiej i najbardziej umiejętnie z całej grupy. Tylko on mógł wykonać tę ręczną robotę, „pracę rękami”.
Pomoc w nagłych wypadkach do dzisiaj pozostała w gestii chirurgii. Radzenie sobie z krwotokami, urazami i obrażeniami, umożliwienie pacjentowi oddychania i jego stabilizacja w razie zagrożenia życia są do tej pory głównymi zadaniami chirurga kierującego oddziałem ratunkowym w szpitalu.
Podstawa jest jasna i solidna. Opatrywanie ran, leczenie ropni i złamań oraz opieka nad ludźmi w sytuacji nagłego zagrożenia życia zapewniają wdzięczność pacjentów i zrozumienie ze strony ich rodziny, jeśli coś pójdzie nie tak. Ale już krok następny, prawdziwa operacja, to zupełnie inna sprawa. Nie opatruje się rany, tylko ją zadaje. Rozsądny chirurg (i rozsądny pacjent) waży ryzyko. Czy potrafię? Czy taka operacja kończy się zwykle dobrze, czy źle? Czy istnieją alternatywy? Co się stanie z pacjentem, jeśli nic nie zrobię? Co się stanie ze mną, jeśli operacja się nie uda? To zawsze kwestia równowagi między dokładaniem starań, żeby wyleczyć chorobę, a niewyrządzaniem szkody. A mimo to… Na rozkaz rzymskiego konsula Mariusza chirurg usunął mu żylaki. Konsul przeżył zabieg i rządził jeszcze przez długie lata. Chirurg Ranby uznał za rozsądne wbicie noża w przepuklinę pępkową angielskiej królowej Karoliny, przez co zmarła straszną śmiercią. Rzymski chirurg dostał jednak po głowie od konsula, który nie pozwolił mu zoperować drugiej nogi, a Ranby zyskał tytuł szlachecki za zasługi dla dworu królewskiego. Chirurgia to kapryśny zawód.
Rany, złamania kości, ropne zakażenia i operacje zostawiają blizny, tymczasem choroby takie jak przeziębienie, biegunka czy migrena mijają bez śladu. Ta różnica jest podkreślona w języku niderlandzkim przez dwa różne słowa oznaczające powrót do zdrowia: helen – ‘uzdrowienie przez zabieg chirurgiczny, gojenie ran, zrastanie kości’ – i genezen – ‘leczenie chorób’. Chirurg uzdrawia przez zabieg, lekarz leczy bez interwencji chirurgicznej. Stąd niderlandzka nazwa chirurga – heelmeester, czyli ‘ten, który zajmuje się medycyną zabiegową’, w przeciwieństwie do lekarza, zajmującego się leczeniem chorób.
Chirurdzy już od dawna są także lekarzami. Przypadłości, którymi się zajmują, wśród wszystkich dolegliwości ludzkich stanowią jednak mniejszość. Do leczenia większości schorzeń, jakich może się nabawić człowiek, nie potrzeba wcale chirurga ani operacji. Usługi, jakie świadczył chirurg w szesnastowiecznym Amsterdamie, były tak proste i ograniczone, że mógł on wykonywać swoją pracę niczym pośledni rzemieślnik w warsztacie. Początkowo grupa zawodowa chirurgów była tak mała i nic nieznacząca, że połączono