Piąta ofiara. J.D. Barker
Читать онлайн книгу.rozmowie z Gabby Deegan zostały odprowadzone przez ochroniarza na pierwsze piętro i przedstawione sekretarce, Noreen Outen. Z wymuszonym uśmiechem spojrzała na nie zza biurka oczami ukrytymi za okularami o tak grubych szkłach, że grzbiet nosa miała czerwony od ich ciężaru. Clair bolała głowa od samego patrzenia, jak kobieta wytęża wzrok.
Wylegitymowały się i zleciły sekretarce dwa zadania: znaleźć wszystkich uczniów z wyczerpującego spisu dostarczonego przez Gabby (w sumie szesnaście nazwisk), a także sprawdzić listy obecności z 12 lutego – chciały się przekonać, czy ktoś jeszcze nie dotarł tego dnia do szkoły, na wypadek gdyby to jednak któryś z uczniów zabrał Lili do samochodu i gdzieś wywiózł.
Noreen Outen pilnie odrabiała zadanie, a tymczasem Clair i Sophie zaczęły przesłuchiwać uczniów, którzy ustawili się już w kolejkę na korytarzu. Załatwiły już czternaścioro, zostało dwóch. Jak dotąd nikt nie pamiętał, żeby widział wczoraj rano Lili, ani w drodze na lekcje, ani już w szkole.
– Kto następny?
Sophie zerknęła na notatki Gabby.
– Malcolm Leffingwell i Leo Gunia. Chcesz rzucić monetą?
Clair odchyliła głowę na oparcie krzesła.
– Leo!
Sophie zachichotała.
– Kurde, Clair, musisz zawsze tak głośno ich wołać?
– Uwielbiam, jak dzieciaki aż podskakują, kiedy ktoś wywrzaskuje ich imię z sekretariatu szkolnego. Całe życie przelatuje im przez głowę, począwszy od pierwszego zlania się w pieluchę. Widzisz? Zobacz, dzieciak jest biały jak śmierć.
Sophie rzuciła okiem na chłopaka, który wchodził właśnie do pokoju.
– Pieprzona sadystka.
– Lepiej niech się nie czują zbyt swobodnie.
Leo Gunia był ubrany w taką samą białą koszulę, granatowe spodnie i niebieski krawat w paski jak wszyscy pozostali uczniowie, z którymi rozmawiały. Czarne włosy miał schludnie przycięte, a na podbródku śladowe ilości szczeciniastej brody.
Clair powstrzymała się od uśmiechu. Dlaczego nastoletnim chłopcom zawsze się wydaje, że są w stanie wyhodować jakikolwiek zarost? Jeszcze nie widziała takiego, któremu by się udało. Mieli za to albo ledwie widoczny cień zarostu, albo kępki meszku jak na skórce brzoskwini. Chętnie wręczyłaby każdemu z nich po maszynce do golenia i butelce testosteronu.
– Usiądź, Leo.
Sophie wyjaśniła, kim są i co tu robią. Leo przez cały czas utrzymywał kontakt wzrokowy i potakiwał.
– Cała szkoła o tym mówi.
– Naprawdę? Co mówią? – spytała Sophie. Chłopak wzruszył ramionami.
– No że ktoś ją może porwał, jak szła wczoraj do szkoły. Ten morderca od małp.
– To nie był Zabójca Czwartej Małpy – sprostowała Clair.
Znowu tylko wzruszył ramionami.
– No to ktoś tam inny.
– Widziałeś ją wczoraj rano?
Chłopak nie odpowiedział. Wbił wzrok w podłogę i zaczął się wiercić w fotelu.
– Leo?
– Powinienem był się zatrzymać. Było okropnie zimno, na pewno strasznie marzła, ale musiałem dojechać do szkoły jak najszybciej, żeby przed lekcjami pouczyć się jeszcze do sprawdzianu. Poprzedniego wieczoru pracowałem i nie miałem czasu się przygotować – powiedział Leo cicho.
Clair nachyliła się ku niemu.
– Czyli widziałeś ją? Gdzie?
– Na Sześćdziesiątej Dziewiątej, zaraz przed wiaduktem. – Podniósł załzawione oczy. – Szła zgarbiona pod wiatr. Mocno sypał śnieg, więc zobaczyłem ją dopiero w ostatniej chwili. Nie wiem, co się stało. Myślałem, żeby się zatrzymać, chyba nawet przesunąłem stopę w stronę hamulca, ale nagle przypomniało mi się o tym sprawdzianie. Popatrzyłem na zegarek, byłem już pięć minut spóźniony, czyli zostało mi tylko jakieś dwadzieścia minut na naukę, a zanimbym zaparkował i doszedł do sali na piętrze, pewnie nawet mniej. No ale tak czy inaczej, zobaczyłem ją w ostatniej chwili. Nie dałbym rady się zatrzymać, nawet gdybym chciał, a nie miałem czasu zawracać. Pomyślałem, że ktoś inny ją pewnie podrzuci.
Clair zerknęła na Sophie, a potem znowu zwróciła się do Leo.
– Widziałeś może, czy ktoś się zatrzymał?
Leo spuścił głowę.
– Nie. Nie wiem, czy w ogóle bym zauważył, nawet gdyby stanął ktoś tuż za mną. Nie myślałem o tym, a przy tym śniegu… Gdybym ją zgarnął, to pewnie nic by się jej nie stało. To moja wina.
– O której ją widziałeś? – zapytała Sophie.
– Wpół do ósmej – odparł Leo i westchnął ciężko.
– Jesteś pewny?
Pokiwał głową.
– Zależało mi na szóstce z tego sprawdzianu, przecież mówiłem. Przez całe rano odliczałem minuty i sekundy.
– A co dostałeś?
Leo znowu westchnął.
– Piątkę minus.
Clair wzięła od Leo adres i telefon, dała mu wizytówkę i odesłała z powrotem na lekcje.
Malcolm Leffingwell w ogóle nie widział Lili w tym tygodniu.
Noreen Outen zajrzała do pokoju przez uchylone drzwi.
– To ostatni?
Clair wstała i się przeciągnęła.
– Tak, proszę pani. Udało się coś znaleźć na listach obecności?
Noreen poprawiła ciężkie okulary, które zsuwały jej się z nosa, i przejrzała zapiski w niedużym notesie.
– Dwie uczennice były chore: Robyn Staats i Rosalee Newhouse, nieobecność obu zgłosiły matki. Nikt się nie spóźnił na pierwszą lekcję, wszyscy byli na miejscu. Mamy tu porządną młodzież, nikt by się tu nie mieszał w podejrzane sprawki.
– Któraś z tych nieobecnych dziewczyn znała Lili? – spytała Sophie.
– Niech pomyślę… Robyn jest w pierwszej klasie, Rosalee w trzeciej. Myślę, że to możliwe, ale trudno powiedzieć na pewno.
– Z nimi też będziemy musiały porozmawiać – oznajmiła Sophie.
Noreen skinęła głową.
Clair opadła z powrotem na krzesło. Miała wrażenie, że kręcą się w kółko.
18
– Dlaczego kapitan chce się z nami spotkać u mnie w domu? – spytał Porter.
Ściskał kierownicę tak mocno, że zbielały mu kostki obu dłoni.
Kątem oka widział czerwono-niebieskie światła migające na dachu chargera, syrenę zagłuszało wycie silnika. Jechał autostradą sto trzydzieści na godzinę.
Na siedzeniu pasażera Nash prawą ręką ściskał uchwyt „ojapierdolę” nad drzwiami, a lewą trzymał się fotela.
– Nie chciał powiedzieć. Próbowałem to z niego wyciągnąć. Jego słowa brzmiały, cytuję: „Macie w tej chwili przyjechać z Porterem