Piąta ofiara. J.D. Barker
Читать онлайн книгу.na górze próbuje chronić dupę. Powinniśmy współpracować z federalnymi przy tym śledztwie. A oni podebrali nam sprawę i nas odcięli. Co to za logika? Miałoby to sens tylko pod warunkiem, że ktoś na górze chce odseparować nasz wydział od śledztwa.
– Kto? Dalton?
– Może i ktoś wyżej. Burmistrz przyjaźnił się z Talbotem. Nieźle mu się oberwało, kiedy wszystko wyszło na jaw. Do tego gazety zaczęły pisać, że Sam puścił Bishopa wolno…
Clair rzuciła w niego długopisem.
– Sam nikogo nie puścił. Uratował tamtą dziewczynę.
Kloz złapał długopis i schował do kieszeni.
– My o tym wiemy, ale jeśli komuś zależy na pikantniejszej historii, to lepiej powiedzieć, że puścił. Kumpel burmistrza jest kryminalistą, detektyw prowadzący śledztwo uwalnia seryjnego mordercę… Idealny pretekst, żeby federalni przejęli sprawę i nie dopuszczali nikogo z zewnątrz.
– Myślisz, że utrzymuje kontakt z Bishopem? – zwróciła się Clair do Nasha.
– Sam?
– No tak.
Nash wzruszył ramionami.
– Nie wiem.
– Mógłby zrobić coś takiego? – zapytała Sophie. – Rozmawiać z nim na własną rękę?
Nash znowu wzruszył ramionami.
– Od czasu śmierci Heather jest raczej skryty.
– Jakiej Heather? – zapytała Sophie.
Clair przechyliła głowę.
– Nie słyszałaś?
Sophie pokręciła głową.
– Żona Sama została zamordowana podczas napadu na sklep kilka tygodni przed całą tą sprawą z Bishopem. Pewnie nie powinien był wtedy pracować, ale od początku zajmował się Zabójcą Czwartej Małpy, więc kiedy zaczęliśmy podejrzewać, że facet nie żyje, musieliśmy go wezwać. To było jego śledztwo. Policja złapała gościa, który zabił Heather, ale zwolnili go za kaucją. Bishop zabił Talbota, Porter uratował Emory, a potem przez parę dni dochodził do siebie w szpitalu. Po powrocie do domu znalazł na łóżku pudełeczko. W środku znajdował się liścik od Bishopa i ucho należące do mordercy żony Portera. Bishop go dorwał – wyjaśniła Clair.
– Co Bishop napisał w liściku?
– Prosił Sama, żeby pomógł mu odnaleźć matkę – odparł Nash.
– Matkę? A co ona ma z tym wspólnego?
Clair wywróciła oczami.
– Nie mamy teraz na to czasu. Wszystko ci opowiem w samochodzie. Musimy działać, zastanowić się, jak sobie poradzimy bez Sama. – Zwróciła się do Nasha. – Co się wydarzyło u Reynoldsów?
Nash znalazł zdjęcia na telefonie i przesunął go po blacie ku Clair i Sophie. Kloz się nachylił, żeby dokładniej się przyjrzeć.
– Zrobił to ten sam facet, który zabił Ellę Reynolds?
– Nie wierzę w zbiegi okoliczności – stwierdził Nash.
– Ale dlaczego?
– Pytanie za milion dolców.
Sophie przewijała zdjęcia jedno po drugim.
– To nie ma żadnego sensu. Skoro sprawca wziął na cel rodzinę Reynoldsów, to po co uprowadził Lili Davies? Nie znają się, nie ma między nimi żadnego związku.
– Musi być jakiś związek, po prostu jeszcze go nie znaleźliśmy. Co nam wiadomo o ojcu? – zapytała Clair.
Nash wstał i podszedł do tablicy. Zapisał „FLOYD REYNOLDS” i podkreślił, a pod spodem dopisał „ŻONA: LEEANN REYNOLDS”.
– Od dwunastu lat pracował dla UniMed America Healthcare. Sprzedawał polisy ogólne i ubezpieczenia zdrowotne. Według żony zarabia około dwustu tysięcy rocznie plus premie, nie mają żadnych długów, nie licząc karty kredytowej American Express, ale co miesiąc ją spłacają.
Klozowski gwizdnął.
– Niezła kasa. Ewidentnie wybrałem zły zawód.
– U nas w pracy mamy ubezpieczenie z UniMed – zauważyła Sophie.
– To trzecia co do popularności firma tego typu w stanie – powiedział Nash, po czym zapisał na tablicy „ODCISK BUTA ROBOCZEGO ROZMIAR 11” pod nagłówkiem „SPRAWCA”.
– Gdzie? – zapytała Sophie.
– Z tyłu fotela kierowcy w samochodzie Reynoldsów. To lexus LS. Sprawca wyraźnie próbował zetrzeć ślad, ale pewnie mu się śpieszyło. Sam uważa, że facet zaparł się tam nogą, kiedy dusił Reynoldsa.
Kloz spojrzał w sufit, licząc coś w pamięci.
– Skoro rozmiar jedenaście, to miałby mniej więcej siedemdziesiąt jeden i pół cala wzrostu, czyli jakiś metr osiemdziesiąt.
– Skąd niby to wiesz? – zapytała Sophie.
– Każdy człowiek jest średnio sześć i pół raza wyższy niż rozmiar buta. Mniejsze lub większe stopy byłyby nieproporcjonalne do reszty ciała, co oznaczałoby problemy z chodzeniem, staniem, utrzymywaniem równowagi – wyjaśnił Kloz.
– Aha.
– Trzymaj się mnie, jestem skarbnicą takich ciekawostek.
– Nie, dzięki – odparła Sophie.
– Nie jestem pewna, czy kupuję ten ich brak długów. Może nie mają kredytów, ale co z mniej typowymi rodzajami zadłużenia, na przykład długami hazardowymi albo czymś w tym rodzaju, o czym mógł nie powiedzieć żonie? Jeśli był winny pieniądze nieodpowiednim ludziom, to całkiem możliwe, że dla przykładu ukarali jego córkę.
– Ale jego by przecież nie zabijali – stwierdził Kloz. – Bez sensu, nie miałby ich kto spłacić.
– A żona? Może to ona ma u kogoś dług i postanowili dla przykładu ukarać i córkę, i męża – powiedziała Sophie. – Kobiety też się hazardują.
– Kiedy one mają na to czas? Przecież ciągle tylko gotują, sprzątają i rodzą dzieci – rzucił Kloz i szybko zasłonił notatnikiem twarz przed nadlatującymi długopisami.
Kiedy opuścił go po chwili, zobaczył Clair, która patrzyła na niego niedowierzająco.
– Ale z ciebie żłób.
– Nie przepadam za tobą – oznajmiła Sophie, kręcąc głową z niesmakiem.
Nash przestudiował tablicę i stwierdził:
– Właściwie to całkiem niegłupie.
– Dziękuję – powiedział Kloz z triumfalnym uśmiechem.
– Nie o ciebie mi chodzi, debilu, tylko o Sophie – sprostował Nash. – Clair, poproś Hosmana, żeby pogrzebał w ich finansach, a nuż coś śmierdzi na przedmieściach.
– Robi się.
– Ktoś pilnuje matki? – spytał Kloz.
Nash skinął głową.
– Zostawiliśmy tam dwóch mundurowych, pilnują matki i synka. Na ulicy przed domem stały też trzy wozy telewizyjne. Podejrzewam, że w najbliższej przyszłości raczej nie mogą liczyć na samotność. Pewnie tak będzie lepiej.
Clair znowu przejrzała zdjęcia Reynoldsa na telefonie Nasha.
– Nie