Piąta ofiara. J.D. Barker

Читать онлайн книгу.

Piąta ofiara - J.D.  Barker


Скачать книгу
ale wkrótce doszła do wniosku, że musi wiedzieć – budynek nie był wcale taki duży. Dom Lili był znacznie większy, a była pewna, że i tak usłyszałaby wrzaski z piwnicy. Ta dziewczyna, córka tego mężczyzny. Świetnie wiedziała, co się dzieje, a nic nie zrobiła.

      – Wchodź – rozkazał mężczyzna.

      Lili spojrzała na wodę. Wiedziała, że jest ciepła, cieplejsza niż powietrze w piwnicy, przyjemnie, kojąco ciepła, ale bała się jej bardziej niż czegokolwiek w życiu – bardziej niż gniewu rodziców, bólu czy poważnego urazu, bardziej niż mężczyzny stojącego obok.

      Ta woda to śmierć.

      – No już, wchodź – powiedział.

      Lili wzięła głęboki oddech, ale nie pomogło to uspokoić dreszczy wstrząsających jej ciałem, osłabienia narastającego gdzieś w głębi i powolnie przejmującego nad nią kontrolę. Mimo to jeszcze raz zrobiła wdech, oparła rękę na krawędzi zamrażarki i wspięła się do środka. Położyła się, mężczyzna trzymał jej głowę nad wodą. Kiedy zanurzyła uszy pod powierzchnię, przestała słyszeć odgłosy piwnicy, zostało jej tylko brzmienie własnego oddychania, echo łomoczącego serca, a nawet dźwięk zamykanych i otwieranych powiek.

      Mężczyzna podniósł ją nieco, na tyle, żeby odsłonić jej uszy.

      – Tym razem zapamiętaj – powiedział. – Zapamiętaj wszystko.

      – Dobrze – powiedziała Lili.

      Mężczyzna wepchnął ją pod powierzchnię, przyciskając jej osłabione ciało do dna zbiornika. Tym razem Lili nie próbowała się wyrywać, nie wzięła nawet ostatniego głębokiego wdechu. Zamiast powietrza wciągała wodę. Wytrzymała dławiący ból płuc zalewanych wodą, zwalczyła odruch kaszlu i chłonęła więcej. Oddychała wodą tak długo, aż pofalowany obraz mężczyzny sterczącego nad zamrażarką zniknął, aż wszystko ogarnęła czerń, aż przestało ją boleć, i cały czas przypominała sobie, że musi zapamiętać.

      Lili miała już nie odzyskać przytomności.

      23

Dzień drugi, 12.20

      – Chyba nie oczekujesz, że będę w stanie dokonywać cudów informatycznych otoczony aromatem świeżo mielonej kawy bez dużego macchiato karmelowego w ręku, co? – powiedział Kloz, siadając za biurkiem kierownika na zapleczu Starbucksa przy Kedzie Avenue.

      Zagracony pokój miał nie więcej niż dziewięć metrów kwadratowych, biurko stało wciśnięte pod tylną ścianę, a każdy wolny centymetr podłogi był zawalony kartonami z najróżniejszymi artykułami. Kiedy Kloz zajął miejsce za biurkiem, a Nash stanął obok, kierownik musiał zostać na korytarzu przed drzwiami.

      – A pan? Napije się pan czegoś? – zwrócił się do Nasha. Kierownik miał przerzedzone brązowe włosy, okulary i jakieś piętnaście kilo więcej, niż przewidziano dla jego sylwetki. Wiercił się, przestępował z nogi na nogę, jego dłonie pozostawały w ciągłym ruchu. Nash mimowolnie zaczął się zastanawiać, jakie skutki dla organizmu musi mieć wdychanie oparów kawy przez dziesięć godzin dziennie.

      – Proszę zwykłą dużą kawę, czarną.

      – Jaki rodzaj? Blonde, Dark, Pike Place bez kofeiny, Caffè Misto, Clover…

      – Zwykłą dużą kawę, czarną – powtórzył Nash.

      Kierownik zgarbił się smutno.

      – Zobaczę, co da się zrobić.

      Nash odprowadził go spojrzeniem aż do części kawiarnianej, po czym zwrócił się do Kloza:

      – No i co?

      Kloz miał na ekranie trzy otwarte okna. Zmrużonymi oczami studiował tekst w trzecim z nich.

      – Straszny staroć, ma co najmniej z pięć lat. Dysk ma tylko pół giga, a podłączyli kamerę HD w trybie 1080p.

      – Mówże po ludzku, bo zrobię ci krzywdę.

      Kloz przewrócił oczami.

      – Kamera nagrywa bardzo wyraźny, szczegółowy obraz, więc potrzeba dużo pamięci, żeby go zapisać. Ten komputer nie ma dużo pamięci. Kiedy kończy się miejsce na dysku, program zaczyna automatycznie nagrywać na najstarszych materiałach.

      – Jak daleko możesz się cofnąć?

      Kloz powiększył jedno z okien i przeczytał jego zawartość.

      – Nie jest tak źle, jak mówiła Sophie. Mogę wyciągnąć nagrania z ostatnich dwóch i pół dnia. Pełne nagrania, bez żadnych skasowanych fragmentów. Kiedy komputery nadpisują dane, nie robią tego linearnie, zgodnie z datą, tak jak my byśmy to zrobili. Nagrywają bajtami. To znaczy, że kiedy starsze nagrania zostają nadpisane, fragmenty całości zostają na dysku.

      Nash nachylił się nad komputerem.

      – Czyli możesz wyciągnąć migawki starsze niż dwa i pół dnia, ale nie cały, pełny filmik?

      – No, wreszcie załapałeś – stwierdził Kloz z uśmiechem od ucha do ucha.

      – I co, jest coś z naszą dziewczyną?

      – Na to chyba już za późno. Uruchomiłem program, który powinien poskładać kawałki do kupy, ale jak dotąd najstarszy obrazek mam sprzed niecałych dwóch tygodni.

      – A ona zaginęła trzy tygodnie temu.

      – Zgadza się.

      Kierownik wrócił z dwoma dużymi kubkami i wręczył je detektywom. Nash powąchał swój i pociągnął łyk.

      – To kawa?

      – To właśnie pan zamówił, prawda? – zapytał kierownik.

      Nash skinął głową.

      – No tak, ale spodziewałem się, że przyniesie mi pan jakieś wymyślne dziwactwo.

      Kloz napił się z głośnym siorbnięciem. Kiedy oderwał wargi od kubka, były pokryte białą pianką.

      – Ja tam uwielbiam takie wymyślne dziwactwa. Trzysta kalorii pyszności.

      – Poważnie? – Nash zmarszczył brwi. – Trzysta?

      Kierownik wzruszył ramionami.

      – To rozmiar venti, prawie sześćset mililitrów, pięćdziesiąt kalorii na setkę, czyli tak, zgadza się. Trzysta.

      Nash odstawił kubek i zmierzył go wzrokiem.

      – A w mojej ile?

      – Zero, chyba żeby dodać cukru. To zwykła czarna kawa.

      Kloz pociągnął kolejny łyk.

      – Nie oceniaj mnie.

      Kierownik zerknął na ekran komputera.

      – Udało się coś wyciągnąć?

      – To straszna kupa złomu.

      – To samo powiedziałem detektywowi, który był tu poprzednim razem. Firma rzadko je wymienia, chyba że się zepsują, ale ten jest jak wół roboczy, nie do zajechania, chociaż próbowałem, uwierzcie mi. W gruncie rzeczy nie zależy im na długoterminowym przechowywaniu plików. W przypadku włamania chcą mieć dowód, ale nie ma powodu trzymać nagrań dłużej niż dzień czy dwa.

      Brzęknął telefon. Kierownik wyjął wielkiego samsunga, przeczytał wiadomość i schował go z powrotem do kieszeni. Kloz zagapił się na niego.

      – Macie tu wi-fi, prawda?

      – Pewnie.

      – Jaki standard?

      – A/b/g/n


Скачать книгу