Czarna Kompania. Glen Cook
Читать онлайн книгу.w sęk sterczący z pnia, za którym kryliśmy się z Krukiem… Sęk się uchylił! Pognałem po zakrwawiony miecz Szept, zanim zdążyłem w pełni zdać sobie sprawę, co widziałem.
– Co się stało? – zapytał Duszołap, gdy się poderwałem.
– Chyba naderwałem sobie mięsień – zaimprowizowałem. – Chciałem trochę pobiegać, żeby się rozluźnić, ale coś mi się stało w nogę.
Zacząłem masować prawą łydkę. Chyba mi uwierzył. Spojrzałem w stronę kłody, lecz nic nie zobaczyłem.
Wiedziałem jednak, że Milczek tam był. Że będzie na miejscu, jeśli będziemy go potrzebować.
Milczek. Jak, do diabła, się tu znalazł? W taki sam sposób jak my? Czy znał sztuczki, o które nikt go nie podejrzewał?
Wykonawszy stosowne teatralne gesty, pokuśtykałem do Kruka. Usiłowałem mu wytłumaczyć na migi, że gdyby przyszło co do czego, będziemy mieli pomoc, lecz ta wiadomość nie dotarła do niego. Zanadto zamknął się w sobie.
Było ciemno. Nad naszymi głowami lśnił księżyc w kwadrze. Kilka łagodnych, srebrzystych kolumn jego blasku oświetlało polankę. Duszołap wciąż siedział na kamieniach, a Kruk i ja na kłodzie. Tyłek miałem obolały. Nerwy zszarpane. Miałem dosyć, brakło mi jednak odwagi, by to powiedzieć.
Kruk otrząsnął się nagle. Ocenił sytuację.
– Co, do diabła, robimy? – zapytał.
Duszołap się ocknął.
– Czekamy. Chyba już niedługo.
– Czekamy na co? – zapytałem. Potrafię być odważny, jeśli mam wsparcie Kruka. Duszołap spojrzał w moją stronę. Zdałem sobie sprawę z nienaturalnego poruszenia w gaju za moimi plecami i z tego, że Kruk napiął mięśnie, przygotowując się do akcji. – Czekamy na co? – powtórzyłem słabym głosem.
– Na mnie, lekarzu. – Poczułem oddech mówiącego na szyi. Podskoczyłem tak, że znalazłem się w pół drogi do Duszołapa. Nie zatrzymałem się, póki nie dosięgnąłem miecza Szept. Duszołap roześmiał się. Zastanowiłem się, czy zauważył, że moja noga nagle wyzdrowiała. Spojrzałem na mniejszą kłodę. Nie było tam nic.
Wspaniała poświata spłynęła na kłodę, z której się zerwałem. Nie widziałem Kruka. Zniknął. Złapałem za miecz Szept, zdecydowany porządnie zahaczyć Duszołapa.
Światło przepłynęło ponad powalonym olbrzymem i zatrzymało się przed Schwytanym. Było zbyt jasne, by długo na nie patrzeć. Zalało całą polankę.
Duszołap opadł na jedno kolano. Wtedy zrozumiałem.
Pani! Ten płomienny nimb to była Pani! Czekaliśmy na Panią! Gapiłem się na nią, aż oczy zaczęły mnie boleć. Sam opadłem też na jedno kolano. Wyciągnąłem miecz Szept przed sobą na dłoniach, jak rycerz składający hołd swemu królowi. Pani!
Czy to była moja nagroda? Naprawdę mam ją ujrzeć? To, co wołało do mnie z Uroku, zwróciło się do mnie, wypełniło mnie i przez jedną głupią chwilkę byłem absolutnie zakochany. Nie widziałem jej jednak. Chciałem zobaczyć, jak ona wygląda.
Miała tę samą zdolność, która tak mnie zbijała z tropu u Duszołapa.
– Nie tym razem, Konował – powiedziała. – Myślę jednak, że wkrótce.
Dotknęła mojej ręki. Jej palce paliły mnie jak pierwszy dotyk mej pierwszej kochanki. Pamiętacie tę błyskawiczną, oszałamiającą, szaleńczą chwilę podniecenia?
– Nagroda nadejdzie później. Tym razem możesz być świadkiem obrządku niewidzianego od pięciuset lat. – Poruszyła się. – Na pewno jest ci niewygodnie. Wstań.
Podniosłem się i odsunąłem od niej. Duszołap stał w postawie zasadniczej, wpatrzony w światło, które stawało się coraz mniej intensywne. Mogłem już patrzeć na nie bez bólu. Przepłynęło ponad stosem kamieni ku naszym więźniom. Było coraz słabsze, aż wreszcie mogłem w jego wnętrzu rozróżnić kobiecą sylwetkę.
Pani spoglądała na Kulawca przez dłuższy czas. On również patrzył na nią. Na jego twarzy malowała się pustka. Pozostawił za sobą i nadzieję, i rozpacz.
– Służyłeś mi dobrze przez pewien czas – oznajmiła Pani – a twoja zdrada przyniosła mi więcej pożytku niż szkody. Litość nie jest mi obca.
Skierowała swój blask w jedną stroną. Cień się rozpierzchł. Stał tam Kruk, z łukiem gotowym do strzału.
– Jest twój, Kruk.
Spojrzałem na Kulawca. Na jego twarzy było widać podniecenie i niezwykłą nadzieję. Nie na to, że ocali życie, rzecz jasna, lecz że jego śmierć będzie szybka, prosta i bezbolesna.
– Nie – odparł Kruk. Nic więcej. Jasna, stanowcza odmowa.
– Masz pecha, Kulawiec – stwierdziła Pani. Wygięła się do tyłu i wykrzyczała coś w stronę nieba.
Więzień zaczął się gwałtownie miotać. Knebel wypadł mu z ust. Sznury u jego kostek puściły. Zerwał się na nogi, próbował uciekać, a jednocześnie wypowiedzieć jakieś zaklęcie, które by go ochroniło. Zdążył przebiec z dziesięć metrów, gdy z ciemności wypadło tysiąc ognistych wężów, które otoczyły go ze wszystkich stron.
Pokryły jego ciało. Wpełzły mu do ust i nosa, do oczu i uszu. Łatwo wpijały się w ciało i wygryzały na zewnątrz przez plecy, pierś i brzuch. Kulawiec krzyczał. I krzyczał. I krzyczał. Ta sama straszliwa żywotność, która zwalczyła śmiertelne działanie strzał Kruka, utrzymała go przy życiu podczas tych męczarni.
Zwymiotowałem suszone mięso, które było moim jedynym posiłkiem w ciągu całego dnia.
Kulawiec krzyczał długo, ale nie umarł. Wreszcie Pani zmęczyła się i odesłała węże. Owinęła Kulawca szepczącym kokonem i wykrzyczała kolejną serię sylab. Gigantyczna świetlista ważka opadła z ciemności, porwała go i odleciała z brzęczeniem w stronę Uroku.
– Dostarczy mi rozrywki na lata – wyjaśniła Pani. Spojrzała na Duszołapa, by się upewnić, że wymowa tej lekcji dotarła do niego.
Schwytany przez cały ten czas nawet nie drgnął. Teraz też tego nie zrobił.
– Konował, to, czego świadkiem się zaraz staniesz, przetrwało jedynie w nielicznych wspomnieniach – powiedziała Pani. – Nawet większość moich sług o tym zapomniała.
O czym, u diabła, mówiła?
Spojrzała w dół. Szept skuliła się.
– Nie, to nie to – zapewniła ją Pani. – Byłaś tak znakomitym nieprzyjacielem, że zamierzam cię nagrodzić. – Niezwykły śmiech. – Pomiędzy Schwytanymi jest wakat.
No tak. Tępa strzała, niezwykłe okoliczności prowadzące ku tej chwili, wszystko to stało się jasne. Pani zdecydowała, że Szept powinna zastąpić Kulawca.
Kiedy? W której chwili podjęła tę decyzję? Kulawiec miał poważne trudności już od roku. Spotykało go jedno upokorzenie po drugim. Czy to ona je zaaranżowała? Myślę, że tak. Wskazówka tu, wskazówka tam, zasłyszana plotka, zabłąkane wspomnienie… Duszołap był wtajemniczony w część intrygi. Wykorzystywał nas. Może wiedział już o tym w chwili, gdy nas zwerbował. Z pewnością nie było przypadkiem, że ścieżki Kompanii i Kruka się skrzyżowały… Och, to była okrutna, niegodziwa, podstępna, wyrachowana suka.
O tym jednak każdy wiedział. Tak o niej mówiono. Pozbawiła dziedzictwa swego męża. Jeśli wierzyć Duszołapowi, zamordowała