Dłużniczka milionera. Dani Collins

Читать онлайн книгу.

Dłużniczka milionera - Dani Collins


Скачать книгу
mimo gorąca, Cami poczuła na odkrytych ramionach i udach gęsią skórkę.

      Zajrzała Dantemu w oczy, szukając w nich odbicia kłębiących się w niej emocji. Na jego twarzy malowała się jednak wyłącznie pogarda. Rozczarowana, zapragnęła zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. Jednak zanim zdążyła to zrobić, głośno zabrzęczał minutnik. Odwróciła się na pięcie i na drżących nogach pomknęła do kuchni, by wyjąć z piekarnika kolejną porcję babeczek.

      Zdjęła rękawicę i zamknęła piekarnik. Westchnęła. Co on tu w ogóle robił? Ich wczorajsze spotkanie było dostatecznie nieprzyjemne. Nie życzyła sobie, żeby naruszał jej przestrzeń osobistą, oceniając i krytykując.

      Obróciła się i odkryła, że Dante stoi w drzwiach kuchni. Serce zabiło jej jeszcze mocniej, ale nie ze strachu – co samo w sobie było przerażające. Jak to możliwe, że jakaś jej część cieszyła się, że go widzi? Był okrutnym egoistą i szczerze go za to nienawidziła.

      Położyła ręce na biodrach.

      – Nie jesteś tu mile widziany – oświadczyła.

      Dante przerwał krytyczne oględziny jej prawie pustego mieszkania. Cami zauważyła, że ma lekko podkrążone oczy; wątpiła jednak, by to jej zawdzięczał bezsenną noc. Poruszyła się niespokojnie, aż nadto świadoma, że jej sutki są doskonale widoczne pod cienką bluzką.

      – Co ty tu robisz? – dodała po chwili milczenia.

      – Moja babka chciałaby ci podziękować. – Nie dało się tego powiedzieć z większą niechęcią.

      – Czy… – zająknęła się Cami, nagle domyślając się przyczyny jego bezsenności. – Czy wszystko u niej w porządku?

      – Owszem, już opuściła szpital.

      – To dobrze. – Cami odprężyła się nieco. – Co się stało?

      – Astma. Od lat nie miała ataku, więc nie wzięła inhalatora.

      Z Cami stanowczo działo się coś niedobrego. Mimo że Dante najwyraźniej nią gardził, w jego głosie pobrzmiewała opiekuńczość, która wydała jej się czarująca. Seksowna.

      – Cóż, cieszę się, że wszystko jest już w porządku. Nie wiedziałam, że jest twoją babcią.

      – Doprawdy?

      Co teraz? Cami zdała sobie sprawę, że jakaś jej część aż do teraz miała nadzieję, że Dante przyszedł ją przeprosić. Cóż za naiwność!

      – Nie – odpowiedziała, siląc się na spokój. – Nie wiedziałam. I, zanim zapytasz… Pomogłabym jej, nawet gdybym wiedziała, że jesteście spokrewnieni. W odróżnieniu od ciebie nie uznaję odpowiedzialności zbiorowej.

      Powiedziawszy to, Cami odwróciła wzrok. Prawdę mówiąc, sama nie wiedziała, czy jej ojciec jest winny zarzucanych mu czynów. Przyznał się do winy na piśmie, ale jej bratu powiedział, że jest niewinny. A gdyby był winny, to czy ona stawała się współwinna jego kradzieży? Nie miała pojęcia. Ta niewiedza dręczyła ją każdego dnia.

      – Skąd miałabym wiedzieć, że jesteście spokrewnieni? – szepnęła, patrząc na swoje bose stopy. – Nawet nie macie tak samo na nazwisko.

      – Sycylijki zachowują swoje panieńskie nazwisko – odparł Dante, takim tonem, jakby to była oczywistość. – Poza tym sporo udziela się w mediach. Wystarczyłoby, żebyś wpisała jej nazwisko w wyszukiwarkę, żeby się dowiedzieć o naszym pokrewieństwie.

      – A dlaczego miałabym to robić?

      – Ty mi powiedz. Dlaczego twój ojciec postanowił mnie zdradzić? Z zazdrości? Dla pieniędzy? Wczoraj mnie rozpoznałaś. Musiałaś sprawdzić, jak wyglądam.

      Cami zawstydziła się jeszcze bardziej. Czy już wtedy ją fascynował? Ale jak mogła nie zapragnąć dowiedzieć się czegoś więcej o mężczyźnie, który miał nad nią taką władzę, a zarazem pozostawał tak nieuchwytny?

      – Hm, możliwe. – Cami zamierzała nonszalancko potrząsnąć głową, ale udało jej się tylko sprawić, że gumka zsunęła się z luźno spiętych włosów. Sięgnęła, żeby ją poprawić, co zwróciło jego uwagę na jej piersi. To jeszcze bardziej ją onieśmieliło.

      Wchodzenie w dyskusję z Dantem było pozbawione sensu. Przekonała się o tym już kilka razy, kiedy była dostatecznie zdesperowana, żeby spróbować się z nim skontaktować… bez rezultatu.

      Teraz i tak było lepiej niż kiedyś. Jej brat sam się utrzymywał, choć musiał w tym celu wziąć kredyt studencki. Nawet jeśli nie miała pracy ani miejsca do życia, nie pociągnie go na dno za sobą. Więcej; miała miejsce, w którym mogła się schronić, kiedy los po raz kolejny pokrzyżował jej plany. To znaczyło, że buntując się przeciw Dantemu, nie ma nic do stracenia. Wyprostowała się i uniosła podbródek.

      – Oskarżasz mnie, że w jakiś sposób wywołałam u twojej babci atak astmy, żebym mogła jej pomóc?

      – Nie. Ale sądzę, że ją rozpoznałaś i postanowiłaś wykorzystać okazję.

      – Okazję, żeby uratować jej życie? Tak. Przejrzałeś mnie!

      – Okazję, żebym ci wybaczył.

      – Nie wydajesz się kimś skłonnym do wybaczania.

      – Nie masz pojęcia, kim jestem… Cami.

      Słysząc swoje imię z jego ust, Cami zamarła. Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. Dante uśmiechnął się drwiąco, dowodząc, że jest całkowicie świadom jej reakcji.

      W tym momencie zapukała Sharma. Cami z ulgą odwróciła wzrok i poszła otworzyć drzwi.

      – Cześć! – przywitała ją z uśmiechem sąsiadka.

      Cami zamrugała. Zdążyła już zapomnieć, że spodziewa się jej wizyty.

      – Cześć… – bąknęła.

      Sharma zmrużyła oczy i przyjrzała jej się uważnie.

      – Wszystko w porządku? O, widzę, że masz towarzystwo. – Pomachała do Dantego. – Cześć! Jesteś naszym nowym sąsiadem?

      Cami prawie parsknęła śmiechem. Ludzie tacy jak Dante Gallo nie mieszkali w takich miejscach jak to.

      – Dante wpadł tylko na chwilę. – Czując, jak się czerwieni, Cami zapakowała babeczki do papierowej torebki i wręczyła Sharmie razem z kluczykami do samochodu.

      – Dzięki, że pożyczyłaś mi samochód.

      – Nie chcę, żebyś wyjeżdżała. – Shama zrobiła smutną minę. – Co się stało z twoją nową pracą?

      – Później ci wytłumaczę – odparła pospiesznie Cami, modląc się w duchu, żeby Sharma nie pytała o szczegóły.

      Sharma patrzyła to na Dantego, to na nią, jakby się domyślała, że ma z tym coś wspólnego.

      – No dobrze. Miło cię było poznać – rzuciła do Dantego, po czym zwróciła się z powrotem do Cami. – Muszę odebrać Milly z przedszkola. Przyjdziesz się pożegnać, zanim wyjedziesz?

      – Jasne.

      Kiedy zamknęła drzwi, Cami wróciła myślami do poprzedniej rozmowy z Dantem. Żałowała, że nie może cofnąć tego, co powiedziała. Ale niezależnie od jego gróźb, wciąż była szansa, żeby uratować sytuację. Żeby odwołać się do jego rozsądku. A nawet gdyby jej się nie udało, wciąż chciała mu pokazać, że przynajmniej starała się coś naprawić.

      Czekając, aż Cami skończy rozmawiać z sąsiadką, Dante wciąż próbował sobie przyswoić fakt, że jej


Скачать книгу