Dłużniczka milionera. Dani Collins

Читать онлайн книгу.

Dłużniczka milionera - Dani Collins


Скачать книгу
się w słuch. – Jego głos był niski, chrapliwy.

      – Co? – zająknęła się Cami. Serce waliło jej w piersi. Jego głos, zapach, bijące od niego ciepło działały na nią odurzająco.

      Zrobiła krok do tyłu, ale napotkała za plecami ścianę. Dante położył ręce po obu stronach jej głowy, nie dotykając jej, ale zamykając ją w potrzasku. Dotknęła jego piersi, chcąc go odepchnąć… ale zamiast tego, zaintrygowana jego ciepłym i silnym ciałem, mimowolnie powiodła rękami po cienkim materiale koszuli.

      Jak to możliwe, że tak szybko mu się poddała? Jak do tego w ogóle doszło? Miała ochotę dotykać jego ramion, brzucha, pleców… Wzbierające w niej pożądanie było równie ekscytujące, co niepokojące. Niebezpieczne, ale niemożliwe do powstrzymania.

      – Co proponujesz? – Jego głos brzmiał niczym pieszczota.

      Cami zadrżała. Miała wrażenie, jakby znalazła się pod wpływem nieznanego narkotyku, który czynił ją bezwolną i pełną euforii. Nie odsunęła się; nie mogła. Jej oddech był krótki, urywany. Mogłaby przysiąc, że czuje na brzuchu jego twardą erekcję. Jego mięśnie były twarde jak stal. Zamiast go odepchnąć, wbiła palce w jego ciało, badając je wbrew własnej woli. Jak to możliwe, że uczynił ją tak bezbronną bez żadnego wysiłku? Nawet jej nie dotykał; to ona dotykała jego, ale i tak nie mogła mu się oprzeć. Czekała z rozchylonymi ustami, aż jego wargi dotknął jej ust. Szorstkie. Gorące.

      Gdy nareszcie ją pocałował, przeszedł ją dreszcz. Rozpoznanie. Tak jakby czekała na to przez całe życie. Ta reakcja powinna ją przerazić, ale zamiast tego poddała mu się z westchnieniem ulgi. Pozwoliła, by ich pocałunek trwał i trwał, coraz śmielszy, bardziej namiętny. Nigdy nie posunęła się dalej. Nie chciała. Teraz jednak było inaczej. Czuła się zmysłowa, kobieca… czuła, że żyje.

      Zupełnie otwarcie powiodła dłońmi po jego piersi, zachłannie badając kształt muskularnego ciała. Dante warknął i położył dłoń na jej biodrze, przyciskając ją mocniej do ściany. Drugą zacisnął na jej piersi, kciukiem drażniąc wrażliwy sutek. Cami zadygotała, czując w podbrzuszu rozkoszne ciepło. Była boleśnie świadoma jego twardej erekcji, napierającej na nią w najbardziej intymnym miejscu. Kiedy ostatni raz pragnęła czegoś tak pierwotnego i zwierzęcego? Nigdy. Nigdy przed spotkaniem tego mężczyzny, od którego pocałunków kręciło jej się w głowie. Opuściły ją wszelkie opory. Nie przestawaj, błagała w myślach. Chcę więcej.

      Dante uszczypnął jej sutki; intensywność tego doznania sprawiła, że ugięły się pod nią kolana. Wsunęła palce w jego włosy i przyciągnęła go mocniej do siebie, sprawiając, że ich pocałunek stał się niemal bolesny. A wtedy on naparł na nią biodrami, z rozmysłem ocierając się o nią, aż zaczęła jęczeć z rozkoszy. Była coraz bliżej. Zamknęła oczy, drżąc z napięcia, w oczekiwaniu na szczyt…

      A wtedy Dante odsunął się, zostawiając ją samą pod ścianą.

      Cami zamrugała. Jej ciało wręcz błagało o niego. To, co zrobił, było okrutne! Popatrzyła na niego, zdyszana i zdezorientowana; on także był podniecony, ale w jego oczach czaiło się cyniczne rozbawienie, które zapiekło ją do żywego.

      – Później skończymy o tym rozmawiać. Ubierz się. Uczesz włosy. Zaraz się spóźnimy.

      – Co? – wyjąkała Cami, za wszelką cenę starając się ustać na nogach.

      – Twoja propozycja faktycznie jest interesująca, więc myślę, że pozwolę ci się wykazać. Ale moja babka czeka na nas. – Zerknął na złoty zegarek. – Najwyższy czas wychodzić.

      – Nigdzie z tobą nie idę.

      – Ach, czyli chcesz dokończyć rozmowę teraz? – Wyraz jego twarzy wyraźnie mówił, że będą używali ust w innym celu niż rozmowa.

      ROZDZIAŁ TRZECI

      – Nie! – Cami na drżących nogach podeszła do kanapy, na której stał jej otwarty plecak. Wyciągnęła pierwszy z brzegu sweter i przycisnęła go do piersi. – Wynoś się z mojego domu!

      Dante wzruszył ramionami.

      – Poczekam w samochodzie. Jeśli nie wyjdziesz w ciągu dziesięciu minut, wrócę po ciebie.

      Cami zagryzła wargi. Nie chciała się poddawać, ale wiedziała, że jeśli Dante natychmiast nie wyjdzie z jej mieszkania, nie zdoła odzyskać nad sobą kontroli. Kiedy drzwi się za nim zamknęły, opadła na kanapę. Miała ochotę krzyczeć i przeklinać.

      Dlaczego go pocałowała? I dlaczego zrobiła to tak pożądliwie, że pomyślał, że chce zapłacić mu swoim ciałem? To było upokarzające!

      Ale kiedy to robili, nie wydawało się upokarzające. Przy nim poczuła coś, czego nie czuła nigdy wcześniej. Z nikim wcześniej.

      Dlaczego właśnie on?

      Przez całe życie czekała na właściwego mężczyznę. Randki i związki były luksusem, na który nie mogła sobie pozwolić, więc unikanie intymnych sytuacji nie było zbyt trudne. Nie uważała swojego dziewictwa za szczególnie cenne czy święte, ale miała swój bagaż emocjonalny. Nie chciała być czyjąś zdobyczą. Jeśli miała uprawiać seks, to z kimś, kto ją pokocha i zdobędzie jej zaufanie.

      I wtedy pojawił się Dante Gallo, i postawił poprzeczkę dla jej przyszłego kochanka na niebotycznym poziomie. Obawiała się, że przeskoczenie jej okaże się niemożliwe. Co, jeśli nigdy nie spotka mężczyzny, przy którym czułaby się tak, jak przy nim?

      Ukryła twarz w swetrze, wciąż spięta i niespokojna. Podniecona, niech go diabli wezmą. Przespałaby się z nim. Naprawdę by to zrobiła. To nie było w jej stylu! Nigdy dotąd jej nie poniosło. W głębi duszy obawiała się, że coś z nią nie tak.

      Nie. Po prostu nie znała Dantego Galla.

      Ale on nie był właściwym mężczyzną dla niej! Był tak daleki od właściwego, jak to tylko możliwe. Mimo to wciąż czuła, jak ocierał się o nią… Na samą myśl znów poczuła podniecenie. A także przerażenie. Przypomniała sobie bowiem, o czym rozmawiali, zanim ją pocałował.

      Jak to możliwe, że nie wiedział, że spłaca dług? Przecież regularnie wysyłała raty! Od pięciu lat nie opuściła ani jednej. Mimo że nieźle zarabiała i prowadziła bardzo skromne życie, regularnie zostawała bez grosza, ponieważ spłacała dług rozmiaru pokaźnej hipoteki.

      Westchnęła i zaczęła się ubierać. Nie cieszyła jej perspektywa zjedzenia obiadu z Dantem i jego babcią, ale nie chciała, żeby znowu zobaczył ją w tak skąpym ubraniu. Założyła strój, który zostawiła sobie na przejazd do Vancouver: czarną wełnianą mini, czarne rajstopy i miękki błękitny sweter, na który dopiero co uroniła kilka łez. Para wysokich skórzanych kozaków dopełniła stylizacji. Sama nigdy by sobie na nie nie pozwoliła, ale matka jednego z jej uczniów ze szkółki narciarskiej nie zmieściła ich w walizce, więc postanowiła podarować je Cami. W nich Cami czuła się pewniejsza i bardziej przebojowa, co bardzo przyda jej się w obcym mieście, które wkrótce miało zostać jej domem.

      Zerknęła na zegar i zobaczyła, że zostały jej dwie minuty. Uczesała włosy, złapała torebkę i wyszła z mieszkania. Schodząc po schodach, zalogowała się do aplikacji banku i znalazła potwierdzenie ostatniego przelewu. Na parkingu podniosła głowę znad telefonu… i zatrzymała się w pół kroku.

      Dante stał oparty o czarny SUV, również zatopiony w swojej komórce. Deszcz ustał, ale na niebie wisiały ciężkie, ciemne chmury, rzucając cień na jego twarz. By mroczny i władczy, i dopiero co dotykał jej tak, jakby należała do niego. Wciąż czuła na sobie jego ręce, wciąż była pod jego urokiem.

      – Ładnie


Скачать книгу