Sieci widma. Leszek Herman

Читать онлайн книгу.

Sieci widma - Leszek Herman


Скачать книгу
na męża triumfalnie. – Sam widzisz!

      – Co widzę?

      – Jest dziennikarka, a on tymczasem jak nie w Londynie, to w tej cholernej Danii. I jak on ma cokolwiek zbudować? Co z tego ma niby być? Dziewczyna w końcu się zniechęci i znajdzie sobie jakiegoś innego, bardziej ustatkowanego, absztyfikanta.

      Edward westchnął ciężko i opuścił głowę.

      Przez chwilę stali w milczeniu, wpatrując się w niknący w mroku za promem pas białej piany.

      – W tym Londynie to właściwie teraz jest godzinę później czy wcześniej? – Anna spojrzała na zegarek na ręce. – Nigdy nie mogę tego zapamiętać.

      – Godzinę wcześniej.

      – Czyli tam nie ma jeszcze jedenastej. – Anna sięgnęła do torebki.

      – Obiecuję ci, że jeśli wyjmiesz komórkę, żeby zadzwonić do Igora, to ci ją wyrwę i wyrzucę za burtę!

      – Zwariowałeś chyba? – Anna spojrzała na męża podejrzliwie.

      Mina Edwarda świadczyła jednak, że był do tego zdolny.

      – Pomijając nawet kretyństwo telefonowania do Igora o tej porze, to wiesz, ile za to połączenie zapłacimy? Dom trzeba będzie sprzedać!

*

      Ewa delikatnie przejechała po ustach błyszczykiem, a następnie zakręciła go i schowała do kosmetyczki. Spojrzała dyskretnie na stojącą obok niej Kamilę. Do kabiny z Łukaszem dotarli prawie równocześnie z jego kuzynką i jej chłopakiem. Tym samym plan wzięcia wspólnego prysznica stał się nieaktualny. Z łazienki dochodził teraz łoskot uderzającej o kabinę prysznica wody i mruczenie Łukasza, który najwyraźniej usiłował przypomnieć sobie słowa jakiegoś aktualnego przeboju. Na szczęście w mikroskopijnym korytarzyku było lustro i mogły teraz poprawić sobie z Kamilą makijaż.

      – Słuchaj… – Ewa przeczesała włosy i niby przypadkiem spojrzała w kierunku pokoju. Patryk leżał rozwalony na łóżku i czytał jakąś gazetę.

      – Tak? – Kamila była akurat w fazie niezwykle precyzyjnej rekonstrukcji obrysu ust za pomocą łososiowej konturówki, więc nie spojrzała nawet na koleżankę.

      – Poznałaś tę byłą dziewczynę Łukasza? – Ewa miała nadzieję, że jej pytanie zabrzmiało zupełnie neutralnie.

      Kamila na chwilę utkwiła w niej spojrzenie, po czym powróciła do swojego zajęcia.

      – Nie. Nikt z nas tutaj jej nie poznał. Łukasz chyba nie traktował jej na tyle poważnie, żeby przedstawiać ją komukolwiek.

      Ewa przez chwilę rozważała w myślach tę odpowiedź. Czy fakt, że ją przedstawił, coś znaczył w związku z tym, co usłyszała? Chociaż właściwie nie musiał jej przecież przedstawiać, poznali się na imprezie, mieli wspólnych znajomych. Bartka i Dawida znała od dawna.

      – Wiem, że była trochę od niego starsza. Ot, taka przygoda. – Kamila skończyła z konturówką i sięgnęła po szminkę. – A czemu pytasz właściwie?

      Ewa wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się.

      – Bez powodu. Zastanawiałam się, dlaczego nigdy o niej nie mówi.

      – Bałaś się, że była na tyle ważna, że nie chce o niej rozmawiać? Że ma jakąś traumę?

      – To chyba wtedy mówiłby o niej bez przerwy?

      – Wspominatoza? Faceci chyba trochę inaczej to przechodzą. – Kamila sięgnęła po chusteczkę i ostrożnie ściągnęła z ust nadmiar szminki. – Możesz być raczej spokojna, to nie była jakaś szczególnie ważna historia. Przynajmniej dla niego.

      W tym momencie otworzyły się drzwi i z łazienki wyszedł przepasany białym ręcznikiem Łukasz. Drzwi zasłoniły Ewę i Kamilę, odgradzając je od reszty pomieszczenia.

      – Dżinsy i biały T-shirt, co? – Sięgnął do plecaka i spojrzał pytająco na Patryka.

      – Mnie się pytasz? – Patryk nawet nie oderwał wzroku od gazety. – Ja się nie zamierzam w ogóle przebierać.

      – Flejtuch – rzuciła z uśmiechem Kamila, wychodząc zza drzwi kabiny. – Włóż lepiej koszulę. Zabrałeś chyba jakąś? – Spojrzała na kuzyna.

      – Zostanę przy T-shircie, tylko wezmę ten z nadrukiem. – Podrapał się w głowę. – Chociaż może rzeczywiście biała koszula…

      – Chłopaki tu przyjdą? – Ewa usiadła na brzegu łóżka, obrzucając spojrzeniem mięśnie Łukasza, które akurat znikały pod bielą koszuli.

      – Jak nie zasnęli już gdzieś na górze, to pojawią się pewnie dopiero na imprezie. – Kamila rozpuściła upięte tymczasowo włosy i zaczęła je rozczesywać.

      – Mam panaceum na sen. – Łukasz triumfalnie wyciągnął z plecaka małą plastikową torebeczkę.

      – Wwiozłeś to na prom? – Ewa spojrzała na niego z niedowierzaniem.

      Kamila przestała rozczesywać włosy i utkwiła spojrzenie w kuzynie.

      – Chyba ci odbiło! Wieźliśmy to od Poznania? W trzech miejscach po drodze stały gliny.

      – Nie histeryzuj siostra. To bardzo dobra trawa. Będziemy się zajebiście bawić.

      – A potem powypadamy za burtę. Wykluczone! Masz to natychmiast schować!

      – No weź…

      – Ja nie żartuję.

      – Ona ma rację! – Ewa patrzyła z niepokojem na małą torebeczkę, wypełnioną suchymi, zielonkawymi fusami. – Poza tym tutaj nie ma okien, ktoś to poczuje i będziemy mieć kłopoty.

      – Wypalimy na górze. Jak ktoś się napatoczy, to zawsze się zdąży wypierdzielić za burtę.

      – Łukasz!

      – Oj, dobra, dobra. – Łukasz pokręcił ze złością głową i wrzucił torebeczkę do swojego plecaka. – Nudziary.

      Kamila postukała się palcem w czoło, odwróciła i podeszła do lustra.

      – Wiesz, co się dzieje z twoim mózgiem, jak stale tak jarasz?

      – Jakie stale? Ostatnio to paliłem dwa miesiące temu.

      – To wystarczy. A te twoje napady agresji to myślisz, że skąd się biorą?

      – Gówno, nie napady agresji. Ty jesteś, kurwa, bardziej agresywna ode mnie.

      – No właśnie widać.

      – Dobra! Koniec! – Ewa postanowiła stłumić w zarodku kolejną rodzącą się awanturę i zdecydowanie wstała. Obciągnęła wąską sukienkę i spojrzała na Łukasza.

      – Zaraz będzie północ. Zbierajmy się, bo potem nie znajdziemy wolnego stolika.

*

      Aleks stała przed lustrem i wpatrywała się w swoje odbicie. Skromna ciemnozielona sukienka w odcieniu szmaragdowym była tłem dla jej wzburzonych rudych włosów. Gdyby ściągnęła je mocno na karku, to ta stylizacja pasowałaby wręcz do biura czy na jakieś oficjalne spotkanie, ale teraz wyglądała tak, jak powinna. Dokładnie. Nie chciała nic nadmiernie krzykliwego. Z kolorem jej włosów łatwo byłoby to osiągnąć granatem albo kremową bielą, ale właśnie tego starała się uniknąć.

      Skromnie, elegancko, doskonale. Wiedziała, że szmaragdowa sukienka w ostrych światłach rozjarzy się, podkreślając jej włosy tak, że trudno będzie od niej oderwać wzrok. Jeśli jednak nie będzie chciała, żeby zwracano na nią uwagę, to z boku,


Скачать книгу