Wszystko, czego pragnę w te święta. Anna Langner
Читать онлайн книгу.– Dwa tygodnie temu zmarła jego babcia. Ostatnia osoba z rodziny. Niewiele o niej mówił, ale wiem, że regularnie ją odwiedzał i był z nią bardzo związany. Potem kilka razy dzwonił do mnie zalany w trupa i prosił o pomoc. Następnego dnia, gdy trzeźwiał, nic z tego nie pamiętał. Zaczął szlajać się po barach i sprowadzać sobie panienki na jedną noc. Widziałem, że jest z nim coraz gorzej. Zaproponowałem mu święta u rodziców. Powiedziałem, że przynajmniej nie będzie sam w Wigilię, trochę odpocznie od tego katowickiego syfu. O dziwo, zgodził się od razu.
Patrzę na mojego brata i robi mi się głupio, że wczoraj przy kolacji naskoczyłam na jego kumpla. Może facet naprawdę jest w trudnej sytuacji?
– Bruno jest trochę szorstki i ekscentryczny, ale życie dało mu po dupie. Jestem pewien, że nie mówi mi wszystkiego i jest jakiś ważny powód, dla którego rzucił robotę i swoje dawne życie.
Kiwam tylko głową, bo nie wiem, co powiedzieć. Nie tak wyobrażałam sobie te święta, ale cieszę się, że mój brat jest dobrym człowiekiem i pomaga innym.
– Rodzice jak to rodzice, od razu się zgodzili, by został na całe święta. Matka umiera w tej wiosce z nudów, więc każda nowa twarz jest dla niej atrakcją. Nie będzie tak źle, Ewa. Bruno jest jak dziki kot, wystarczy go nakarmić i dać mu trochę przestrzeni, a schowa pazurki. – Adam podnosi kubek z kawą w geście toastu.
– Taaa… i zupełnie jak kot lubi pić mleko. – Stukam swoim kubkiem o jego.
– Też to zauważyłaś? Nie wiem, co on ma z tym mlekiem. To chyba jakaś obsesja.
Śmiejemy się przez chwilę i znów jest jak za starych, dobrych czasów. Przez moment mam ochotę zapytać go o Patrycję, ale skoro przed chwilą uciął ten temat i woli gadać o swoim kumplu, to oznacza, że jeszcze za wcześnie na tego typu zwierzenia.
– Ciągle się zastanawiam, co sprawiło, że rzucił wszystko z dnia na dzień… – Adam patrzy przed siebie, jakby intensywnie o tym myślał. – Bruno jest typem człowieka, który nigdy nie odpuszcza, który ma ambicje i brnie do przodu. Jest zupełnie taki jak ty.
Szybko podchodzę do okna, bo nie chcę, by mój brat zauważył, jak bardzo poruszyły mnie jego słowa. Nagle z dołu dobiega nas dźwięk tłuczonego szkła i przekleństwa matki.
– Ktoś chyba robi śniadanie. Umieram z głodu. Ciekaw jestem, ile obrazów wczoraj zmalowała przez te twoje kosmiczne ciasteczka. – Adam szturcha mnie w ramię.
– Tak właściwie, to skąd wiesz o ciasteczkach?
– Bruno mi powiedział. Ale i tak nie dało się nie zauważyć, że coś jest nie tak. Ojciec w piwnicy zjadł całą kiełbasę. Ujarani rodzice to niezapomniany widok! – Mój brat szczerzy się i wygląda, jakby znów miał piętnaście lat. – A teraz chodź na dół i módl się, żeby mama robiła swoje popisowe naleśniki.
Pół godziny później, gdy kończymy śniadanie, matka namawia Adama, by zabrał ją na zakupy do miasta. Ojciec i Bruno jeszcze śpią, a ja nie mam ochoty na bieganie po sklepach. Przedświąteczna gorączka to żadna atrakcja. Raczej kolejna przyczyna mojej ucieczki z Poznania. Marzy mi się cisza, spokój i gapienie się w okno na zimowy krajobraz, więc upieram się, że chcę zostać w domu.
Gdy Adam i mama wyjeżdżają, robię sobie gorącą czekoladę i idę na paluszkach do salonu. Sypialnie są na górze, a ja nie chcę nikogo obudzić. Mam ochotę na chwilę samotności.
Siadam w ulubionym fotelu ojca, na wprost kominka, podkulam nogi i obserwuję tańczące płomienie. Gdy byłam młodsza i jeszcze tu mieszkałam, mogłam wpatrywać się w ogień godzinami. Dawał mi dziwnego rodzaju poczucie stałości i bezpieczeństwa.
Podnoszę się gwałtownie, gdy słyszę jakiś szelest. W progu stoi Bruno i wygląda, jakby ktoś właśnie wyrwał go ze snu. Na jego głowie panuje artystyczny nieład. Ma na sobie czarny T-shirt i luźne szorty. Nie mogę się powstrzymać, by nie omieść go wzrokiem. Na jego prawej łydce zauważam skomplikowany tatuaż, który biegnie wzdłuż całej nogi i kryje się pod jego szortami. Zastanawiam się jak Bruno wyglądałby nago, a moje sutki momentalnie twardnieją.
Odchrząkuję i nerwowo przygładzam rozczochrane włosy. Staram się wyglądać normalnie, jakbym wcale nie myślała o nim w moim łóżku.
– Co robisz tak wcześnie na nogach? – pytam, okrywając się szczelniej szlafrokiem. Jego wzrok prześlizguje się po moim dekolcie, ale zaraz potem skupia na mojej twarzy.
– O to samo mógłbym zapytać ciebie – odpowiada i rozsiada się w fotelu, z którego przed chwilą się podniosłam.
– Lata wstawania na siódmą rano robią swoje. – Wzruszam ramionami i odruchowo cofam się w stronę kominka. Z dwojga złego wolę być bliżej ognia niż Brunona. On rozpala mnie o wiele mocniej, więc wolę zachować dystans.
– To może jakoś wspólnie spożytkujemy ten czas? – Patrzy na mnie, nadal nie ruszając się z fotela.
Unoszę wysoko brwi, bo nie wierzę własnym uszom.
Ten bezczelny typ spod ciemnej gwiazdy najpierw przyjeżdża tu bez zapowiedzi, a teraz myśli, że tak po prostu zrzucę ciuszki i będę się z nim pieprzyć! Co za tupet!
– Mam na myśli wspólne ubieranie choinki. Obiecałem twojej mamie, że się tym zajmę. Chcę się jej jakoś odwdzięczyć za gościnę. – Bruno przygryza wargę. Jestem pewna, że zrobił to specjalnie. Celowo użył takich słów, bym pomyślała sobie Bóg wie co.
Zerkam na dużą choinkę stojącą na środku salonu. Mama zawsze ubierała ją sama i uwielbiała to robić. Jakim cudem w tym roku z tego zrezygnowała?
– Nie ukrywam, że dekorowanie to coś, o czym nie mam pojęcia. Przydałaby mi się kobieca pomoc. – Bruno podnosi się z fotela i również patrzy na świąteczne drzewko, a jego bliskość wystarcza, by do reszty mnie rozproszyć. Dociera do mnie zapach męskiego żelu pod prysznic i czegoś jeszcze, przez co moje podbrzusze staje w ogniu.
– Dekoracje są w piwnicy. Poczekaj tu, zaraz je przyniosę – mamroczę pod nosem i szybko go wymijam, uważając, by przypadkiem się o niego nie otrzeć. To pewnie spowodowałoby jakieś milion wyładowań elektrycznych w moim ciele plus czerwone policzki, a nie mogę pozwolić sobie na to, by coś zauważył.
Błagam, tylko niech nie mówi, że pójdzie ze mną.
– Pomogę ci.
Wiedziałam!
Idę przed nim w stronę schodów prowadzących do piwnicy i zastanawiam się, czy moja koszulka nocna i szlafrok są naprawdę tak krótkie, czy tylko mi się wydaje. Ostrożnie schodzę na dół i próbuję wymacać ręką włącznik, ale gdy w końcu go znajduję, okazuje się, że lampa nie działa.
– Ojciec miał to naprawić. Przynajmniej tak mówił podczas śniadania wielkanocnego – tłumaczę i jednocześnie spinam się, gdy czuję na plecach gorący oddech Brunona. Stoi tuż za mną, w całkowitych ciemnościach, więc szybko idę dalej, omal nie łamiąc sobie przy tym nóg.
– Tutaj coś jest. – Słyszę jego głos i po chwili słabe światło oświetla piwnicę. Zauważam, że zapalił żarówkę smętnie dyndającą na długim kablu. Lepsze to niż nic.
– Nie widać zbyt wiele, ale musi wystarczyć – mówię i zabieram się do szukania świątecznych ozdób. Mama zawsze trzyma je na dolnej półce, więc muszę się pochylić, by zajrzeć pod zakurzony regał.
– Lubisz mnie torturować, co? – Słyszę za sobą warknięcie.
Podnoszę się szybko i spoglądam na niego