Wszystko, czego pragnę w te święta. Anna Langner

Читать онлайн книгу.

Wszystko, czego pragnę w te święta - Anna Langner


Скачать книгу
w tym samym czasie, i tyle. Powinieneś się położyć, tato – mówię na jednym oddechu i modlę się, by ojciec był na tyle pijany i zmęczony, by nie drążył dalej tematu.

      Ignoruje to, co powiedziałam, za to zwraca się do Brunona:

      – Widzę, jak na nią patrzysz.

      Jestem coraz bardziej zażenowana, ale mój towarzysz niedoli nic sobie nie robi z tej tragikomicznej sytuacji. Powinien czuć respekt albo udawać skruszonego, a nie bezczelnie się szczerzyć. Powinien zaprzeczyć.

      – Moja córka nie zrzuca majtek przed byle kim. – Ojciec bełkocze, a poziom mojego zażenowania sięga zenitu.

      Gdyby tylko wiedział, co tu się przed chwilą działo…

      – Może porozmawiamy jutro przy śniadaniu? Teraz jest już dość późno. – Bruno brzmi beztrosko, zupełnie jakby nic wielkiego się nie działo.

      – A żebyś wiedział, że sobie porozmawiamy… a żebyś, kurwa, wiedział… – Ojciec chwieje się i przytrzymuje ściany, ale nadal uważnie nam się przygląda. – Pójdę do siebie.

      Oddycham z ulgą, gdy widzę, że się odwraca i zatacza w kierunku schodów.

      – Pamiętaj: mam na ciebie oko! – Zatrzymuje się na chwilę, ponownie patrzy na Brunona i przykłada sobie dwa palce do powiek, a potem wskazuje nimi na niego. Po chwili jak gdyby nigdy nic zabiera się za nieudolną wspinaczkę na górę, podśpiewując przy tym Windą do nieba.

      Gdy zostajemy sami, robi się niezręcznie. Odchrząkuję i nieudolnie próbuję zakryć swoje sutki, które ciągle bardzo wyraźnie odznaczają się pod materiałem koszulki.

      – Pójdę do siebie. – Bruno odzywa się pierwszy i nie czekając na moją odpowiedź, rusza w stronę schodów.

      Obejmuję się ramionami, bo znów czuję przeraźliwy chłód. Nie mam pojęcia, czy dlatego, że w kuchni zrobiło się zimno, czy może przez to, że zostawia mnie tutaj samą i nie zaprasza do siebie.

      Nie robiłam sobie żadnych nadziei. Absolutnie.

      – Nie lubi mnie. – Zatrzymuje się w połowie drogi i zerka na mnie przez ramię.

      Kręcę szybko głową, dając mu do zrozumienia, że nie wiem, o co mu chodzi.

      – Twój ojciec mnie nie lubi, bo wie, że chcę zabrać to, co przez tyle lat było jego. Przywłaszczam sobie jego największy skarb – dodaje, a ja w ciemnościach dostrzegam jego białe zęby.

      Rusza dalej na górę i dopiero po chwili dociera do mnie sens jego słów.

      Rozdział 9

      Następnego dnia budzę się, myśląc o mężczyźnie, który nie powinien rozgaszczać się w tym domu, a tym bardziej w mojej głowie. Czy tego chcę, czy nie, Bruno staje się moją wstydliwą, niezdrową obsesją, jak chipsy podjadane w środku nocy. Z tą różnicą, że chipsy nie potrafią robić z moim ciałem takich rzeczy, jakie on robił wczoraj.

      Postanawiam wypełnić mój grafik po brzegi, by przestać o nim myśleć. Mam zamiar namówić Adama na kawę. Chcę spędzić z nim trochę czasu tylko we dwójkę, jak za dawnych lat. Może kupimy prezenty dla rodziców, a przy okazji uda mi się wyciągnąć od niego coś na temat tego nieudanego związku z Patrycją?

      Zanim schodzę na dół, doprowadzam się do porządku. Wkładam dopasowany sweter, ale wybieram ten z jak najmniejszym dekoltem. Niech Bruno nie myśli, że celowo go prowokuję.

      Spoglądam w lustro wiszące w mojej sypialni i ciężko wzdycham. Zmęczenie nadal jest widoczne na mojej twarzy i dodaje mi lat. Powinnam w końcu porządnie się wyspać.

      Robię delikatny makijaż, choć od przyjazdu tutaj ani razu się nie malowałam. Złośliwy głosik w mojej głowie mówi mi, że to dla Brunona, ale szybko go uciszam.

      Gdy schodzę na dół, słyszę w holu dwa głosy – damski i męski. Ten drugi poznaję od razu. Wczorajszej nocy wodził mnie na pokuszenie. Pierwszy wydaje się znajomy i sprawia, że czuję się dziwnie zaniepokojona. Chcę stanąć dyskretnie na schodach i wybadać sytuację, ale Bruno ma chyba szósty zmysł, bo odwraca głowę od osoby stojącej w drzwiach i od razu mnie zauważa.

      – W samą porę, Ewo! Masz gościa – mówi, obdarzając mnie szybkim, niedbałym spojrzeniem, a potem ponownie całą uwagę poświęca temu komuś.

      Nie muszę długo się zastanawiać, kto to, bo po chwili zza drzwi wychyla się ciekawska głowa z blond lokami. Te duże błękitne oczy ze zbyt mocno wytuszowanymi rzęsami poznałabym wszędzie. Wrodzona ciekawość Anki sprawia, że w ciągu kilku sekund omiata wzrokiem cały przedpokój, w tym mnie, ale oczywiście najwięcej czasu poświęca na kontemplowanie swojego rozmówcy. Mimowolnie zaciskam mocno dłonie na poręczy i już wiem, że to nie będzie udany dzień.

      Nie mam pojęcia, dlaczego tak się denerwuję. Z Anką znamy się od ładnych paru lat. Właściwie odkąd się tu wprowadziliśmy. Chodziłyśmy do jednego liceum i w pewnym momencie byłyśmy nierozłączne. To ona nauczyła mnie, jak być przebojową i walczyć o swoje. Może to dzięki niej wypadłam tak dobrze na rozmowie kwalifikacyjnej i dostałam pracę, która otworzyła mi drzwi do kariery? Ostatni raz widziałam ją rok temu, na Boże Narodzenie, gdy przyszła złożyć nam życzenia w pierwszy dzień świąt. Teraz jakoś nie mam ochoty jej oglądać.

      – Ewa! Miło cię widzieć! Wpadłam, bo usłyszałam, że przyjechałaś wcześniej. – Anka wchodzi do środka, nie czekając na zaproszenie. – Nie wiedziałam, że Adam też już przyjechał i jeszcze… – Patrzy pytająco na Brunona, a on wyciąga ku niej dłoń i się przedstawia.

      Odpowiada mu trzepot kilometrowych rzęs.

      Zaraz puszczę pawia…

      – Myślałam, że zobaczymy się dopiero za kilka dni – mówię tonem pełnym niechęci i pewnie nie brzmię zbyt miło, ale Anka jest za bardzo zajęta gapieniem się na Brunona, by to zauważyć.

      – Pomyślałam, że pogadamy jak za starych, dobrych czasów, no i chciałam zaprosić cię na imprezę. W końcu jestem na swoim, więc przedświąteczne spotkanie w gronie znajomych to chyba dobry pomysł, co?

      Ukradkiem przewracam oczami, bo ostatnie, na co mam ochotę, to zabawa z Anką i jej znajomymi. Może jestem wredna i nietowarzyska. Może jestem suką. Mam to gdzieś. Jedyne, czego mi teraz trzeba, to odpoczynek.

      – To wy sobie pogadajcie, a ja…

      – Nie, nie! – Anka wchodzi Brunonowi w słowo. – Ty też jesteś zaproszony. I Adam. Może pogadamy o tym teraz, przy kawie? Chętnie usłyszę, co sprowadza cię do naszej wiochy.

      Słucham, jak moja dawna przyjaciółka coraz bardziej się nakręca. Pewnie knuje w głowie, jak usidlić przystojnego nieznajomego. Znam Ankę – bardziej od przelotnych romansów lubi tylko wyprzedaże.

      Gdy ściąga płaszcz i idzie do kuchni, nie czekając nawet, aż zejdę ze schodów, zaczynam jej zazdrościć.

      Wszystkiego.

      Ja, dziewczyna z wielkiego miasta, kobieta sukcesu, zazdroszczę Ance z Jastrowa, która w przedszkolu zarabia pięć razy mniej ode mnie.

      Bez słowa obserwuję, jak moja eksprzyjaciółka z gracją zajmuje miejsce przy stole. Bruno zabiera się do robienia kawy, a ona bez skrępowania śledzi każdy jego ruch.

      Zazdroszczę jej pięknej twarzy bez śladu zmęczenia. Zazdroszczę jej lekkości i tej dziecięcej beztroski, która zawsze od niej biła. Zazdroszczę jej cycków, które w przeciwieństwie do moich nie są ukryte pod swetrem, ale wyeksponowane w dopasowanej sukience. Zazdroszczę jej tego, że ma tu spokój i nie jest więźniem własnych ambicji. Zazdroszczę jej, że Bruno właśnie na nią patrzy i to do niej


Скачать книгу