Wszystko, czego pragnę w te święta. Anna Langner
Читать онлайн книгу.Nagle w mojej głowie zapala się czerwona lampka.
„Sama przyjdziesz do mojego łóżka, prędzej czy później…”
Gwałtownie wysuwam się z jego objęć, szybko podnoszę się z łóżka i idę w stronę drzwi. Patrzy na mnie zaskoczony, jakby wyrwany z transu albo brutalnie wybudzony z pięknego snu. Jego klatka piersiowa szybko unosi się i opada, a oczy gorączkowo błądzą po moim ciele.
– Dzięki za wsparcie, ale będzie lepiej, jak już sobie pójdziesz – mówię, gapiąc się w dywan, i otwieram drzwi.
Słyszę, jak głośno wzdycha, wstaje i mnie wymija. Nie potrafię na niego spojrzeć. Nie mam pojęcia, czy chciał mnie tylko pocieszyć czy może wykorzystać moją chwilową słabość. Z góry założyłam, że to drugie.
– Przestań się ograniczać, Ewa. Zacznij w końcu żyć, zanim będzie za późno. – Słyszę jego zrezygnowany głos, a potem głośne trzaśnięcie drzwiami.
Rozdział 8
Całą noc dręczą mnie koszmary. Śni mi się, że zostaję zdegradowana i znów muszę sprzedawać smartfony w jakimś podrzędnym salonie firmowym. Potem biorę ślub z Dominkiem i w wielkich bólach rodzę mu bliźniaki. Podczas porodu strasznie krzyczę, a dookoła jest pełno krwi. Gdy położna podaje mi dzieci, widzę, że nie mają twarzy normalnych noworodków, tylko dorosłych ludzi. Jedno wygląda jak ja, drugie jak Adam.
Budzę się zlana potem, a moje serce wali jak oszalałe. Drżącymi dłońmi sięgam po telefon i okazuje się, że jest dopiero pierwsza w nocy. Wiem, że nie zasnę bez szklanki wody, więc schodzę na paluszkach po schodach. Obejmuję się ramionami, bo na dole jest przeraźliwie zimno.
Zaskakuje mnie przytłumione światło dobiegające z kuchni. W pierwszym momencie myślę, że to pewnie matka otworzyła kolejne wino i zapija nocą swoje smutki.
Zatrzymuję się i dostrzegam Brunona stojącego przy lodówce. Pije mleko prosto z kartonu i zaczynam się zastanawiać, czy jest od niego uzależniony. Przygryzam wargę, bo ma na sobie tylko luźne bokserki. Na jego piersi dostrzegam tatuaż – datę 7.02.2017.
Nagle podnosi wzrok, odstawia karton na blat i ociera usta wierzchem dłoni. Uśmiecha się na mój widok, ale to nie jest uśmiech z gatunku tych miłych i uprzejmych. Nosi raczej nazwę: „Teraz mi nie uciekniesz”. Przełykam ślinę i mam ochotę się wycofać, ale nie robię tego, bo wtedy znów będzie górą.
– Chciałam tylko napić się wody – mówię, przestępując z nogi na nogę. Przeklinam w duchu fakt, że znów mam na sobie wydekoltowaną nocną koszulkę, która podkreśla moje krągłości.
– Może być zimne mleko? Czy nie tykasz tego niezdrowego syfu? – Bruno unosi jedną brew i złośliwie się uśmiecha.
– Może być – odpowiadam, wchodzę do kuchni i biorę od niego karton, który podaje mi bez słowa.
Piję łapczywie, bo jego obecność sprawia, że umieram z pragnienia. Szkoda tylko, że to nie mleko jest w stanie je zaspokoić.
Czuję, jak mnie obserwuje, i nagle czynność picia mleka wydaje mi się bardzo nieprzyzwoita i naładowana erotyzmem. Oddaję mu szybko karton, a on chowa go do lodówki. Gdy zamyka drzwiczki, kuchnia pogrąża się niemal w całkowitych ciemnościach.
Dom jest przerażająco cichy. Słychać tylko tykanie zegara i szum lodówki.
– Chyba nie spałaś zbyt dobrze, skoro błąkasz się w środku nocy? – pyta, a raczej stwierdza i już po chwili stoi przede mną. Nasze stopy stykają się ze sobą, a jego oddech łaskocze moje usta.
Powinnam wymyślić jakiś pretekst i uciec na górę. Zamiast tego stoję jak wmurowana w podłogę i gapię się na jego nagą klatkę piersiową. Wytatuowane cyfry, ledwo widoczne w półmroku, majaczą przed moimi oczami. Podnoszę wzrok i widzę, jak jego jabłko Adama drga, a oczy przewiercają mnie na wylot.
– Mówiłem, że nie zaznasz spokoju, dopóki tu jestem. Chyba że do mnie przyjdziesz – dodaje cichym, opanowanym głosem i zakłada mi włosy za ucho. Mimowolnie przekrzywiam głowę i wtulam się w jego dłoń. Ten niewinny zazwyczaj gest jest teraz tak bardzo intymny. – Nie możesz robić takich rzeczy, a potem mnie odtrącać – jęczy i zaczyna pieścić kciukiem mój policzek. Jego druga dłoń bawi się ramiączkiem mojej koszulki, a ja mimowolnie wstrzymuję oddech. – Przez ciebie wariuję.
Mogłabym coś powiedzieć. Odwrócić się na pięcie i odejść, ale ja tylko lekko przygryzam jego palec, gdy przesuwa nim po mojej dolnej wardze.
On traktuje to jak przyzwolenie, bo nim zdążę złapać kolejny oddech, dopada do mojej szyi i zaczyna ją na przemian kąsać i obdarzać gorącymi pocałunkami. Jest tak gwałtowny i pewny siebie, jakby zaplanował to, co teraz robi, kiedy tylko tu przyjechał. Mam wrażenie, że zwabił mnie w pułapkę, a teraz napawał się swoją wygraną. Uginają się pode mną nogi, moja szyja, tak często pomijana przez dotychczasowych kochanków, jest bardzo wrażliwa na dotyk. Niepewnie wplatam dłonie w jego włosy.
Bruno nie traci czasu – drugą ręką przytrzymuje mnie i gładzi moją talię, rozpoczyna powolną wędrówkę, wyznaczając ustami ścieżkę na moim ciele. Kieruje się od mojej szyi w dół, aż dociera do ramienia. Zsuwa zębami cienkie ramiączko mojej koszulki. Czuję, jak chłodne powietrze owiewa moje nagie piersi, a sutki momentalnie twardnieją. Po chwili ciepłe usta zaciskają się na jednej z brodawek, a ja nie mogę się powstrzymać i cicho jęczę.
On tylko wzdycha, nie przestaje mnie pieścić i dłonią nakrywa moją drugą pierś. Sunie po niej palcami, chwyta i lekko ściska, jakby chciał wynagrodzić sobie to, że niewiele widzi. Bezwstydnie na niego napieram, bo pragnę, by zajął się moją drugą brodawką, a potem zjechał jeszcze niżej. Cieszę się, że w kuchni jest ciemno. Że nie widzi moich szeroko otwartych oczu, z których bez trudu można byłoby wyczytać wszystkie emocje.
Po chwili Bruno klęka przede mną tak, że jego twarz znajduje się na wysokości mojego brzucha. Jego obie dłonie lądują na moich piersiach i pieszczą je powolnymi okrężnymi ruchami. Zsuwa moją koszulkę niżej, tak że zatrzymuje się na biodrach. Czuję na brzuchu jego gorący język, którym zatacza leniwe kółka wokół pępka. Tracę równowagę, ale Bruno chwyta mnie szybko i pewnie za pośladki i lekko je ściska. Jego usta wędrują niżej, aż do kości biodrowych i miejsca, gdzie znajduje się moja koszulka. Wystarczy, że zsunie ją ze mnie do końca, a ja rozsunę nogi i…
Na samą myśl o tym, że jego język mógłby znaleźć się między moimi udami, robię się wilgotna.
Naglę słyszymy zgrzyt klucza w zamku i ciężkie kroki. Szybko zakładam z powrotem koszulkę i przygładzam włosy. Bruno podnosi się z kolan, odsuwa się ode mnie i staje obok lodówki. W tym samym momencie w kuchni rozbłyskuje światło tak mocne, że muszę zmrużyć oczy.
Ojciec stoi w progu i trzyma rękę na kontakcie. Patrzy na nas zaskoczony spod półprzymkniętych powiek, a ja zauważam, że jest mocno wstawiony. Z jednej strony przeraża mnie myśl, że mógł wracać autem w takim stanie. Z drugiej – może dzięki temu jutro nie będzie pamiętał naszego niezręcznego spotkania.
– Kierowałeś? – pytam.
– Znajomy mnie podrzucił. Niepijący. Dokładnie ten sam, którego przed chwilą ograłem w karty. – Ojciec wygląda na dumnego, choć ledwo trzyma się na nogach.
Oddycham z ulgą, ale nie jest mi dane długo nacieszyć się spokojem.
– Co to za nocne schadzki? – Patrzy na Brunona nieprzychylnym wzrokiem. Widać, że za nim nie przepada, alkohol nie ma tu nic do rzeczy.
– Pijemy mleko – wyjaśnia Bruno.
Mam ochotę walnąć się