Od kultury "ja" do kultury "siebie". Roma Sendyka
Читать онлайн книгу.tych samych masek, ról i typów” (s. 278).
Podmiot zanurzony w oceanie nieswoistości szuka dramatycznie potwierdzenia: „Wszystko, cokolwiek widzę w sobie, naokoło siebie, jest tylko korowodem form, rytmiką powracających widzeń, wszystko, co wiem o sobie, jest tylko widziadłem. Kimże więc jestem sam w sobie? Co stanie się ze mną, gdy zniknie widzenie? Co stanie się i co staje się już w tej chwili?” (s. 279). Znajduje jednak tylko puste miejsce po sobie: teatr form nie dopuszcza elementów nieskoordynowanych: „Nie jestem nową, nieznaną, niebywałą rzeczą: rozpoznałem siebie sam i zostałem odpoznany” (s. 278).
W pismach Lamba Brzozowski znalazł wzorzec praktyk oporu – ucieczki w wyobrażenie. „Lamb wydobywa ukrytą w swojskości i złączonym z nią niepostrzeganiu codzienności cichych niezliczonych istnień – wyobraźnię utajoną; przetwarza w nią życie ledwie wiedzące o sobie” (s. 281). Twórca staroświeckiego Elii zbudował „mieszkalny świat” dla udręczonej jaźni, bezpieczny azyl. Jest to jednak świat wymagający dramatycznej odwagi, wciąż bowiem stoi na fundamencie „podziemnej wulkanicznej potęgi”, w zasięgu bezlitosnej ręki ciemności. „Na zwaliskach dnia codziennego zasiadł pan postrachu: oślepłe myśli krążą cichym kołem” (s. 281). Bolesny aspekt bytu jednostki to trwoga, zgroza, lęk – przed „ślepą siłą, bezmyślnym niebezpieczeństwem”, które czai się, niszczy, budzi strach przed „bezimienną otchłanią” – seria rozrzuconych po tekście metafor pozwala czytać ten egzystencjalny lęk bardzo konkretnie – to także obawa śmierci.
Lamb uciekał od bólu w pocieszenie, w melancholijną zgodę na rzeczywistość i koncentrację na przynoszeniu konsolacji innym – naznaczony stygmatem choroby, kalectwa, złamanego życiorysu, poświęcenia, tragedii rodzinnej (w tym i tylko tym miejscu spowinowacają się dwa rozpatrywane losy i zbiory tekstów). Sposobem wykonania, drogą tego cichego heroizmu była nieskrępowana wędrówka w inne jaźnie: Lamb „śni tu w samej rzeczy życie w kontemplacjach cudzych i dziwnych umysłów, błąka się w nich i kiedy powraca do siebie, czy nie jest to znowu tułacza przygoda” (s. 264). Brzozowski przenikliwie rozpoznawał egzystencjalny charakter centralnego motywu snu i marzenia w pisarstwie angielskiego eseisty, co znalazło później potwierdzenie u angielskiej krytyki135. W labiryncie nie swoich jaźni łatwo było jednak o zagubienie: „Dzieła – miły Boże – sen błąkający się po zawikłaniach obcej myśli: obce? Któraż jest własna? Kiedy jest powrót? Powrót prawdziwy: nie do tego, co jest do siebie podobne lub niepodobne; lecz co jest tym właśnie niezależnym już od tak drobnej rzeczy, siebie” (s. 265).
Siebie musi być więc zdobywane, wymaga nieustannej czujności, zagrożone jest nierozpoznaniem w kakofonii innych dyskursów, „gościnnych jaźni”, świergotliwych głosów drobin rzeczywistości. Mimo realnego niebezpieczeństwa rozproszenia siebie, Brzozowski wskazuje na konieczny, dostępny człowiekowi mechanizm koherencyjny: „Każde życie jest dla samego siebie centrum, każde tworzy z siebie i w sobie własne swe usprawiedliwienie, które nie da się wypowiedzieć abstrakcyjnie, gdyż polega właśnie na tem, że życie zostało przeżyte” (s. 282). Ostatni cytat zamyka drogę do dalszych dyskursywnych dywagacji: życie, autentyczne bycie siebie jest doświadczane tylko w przeżyciu – nie da się w pełni ująć go w słowa. O sobie nie można więc ostatecznie opowiedzieć, można je tylko doświadczyć. Jeden z najbardziej zagadkowych fragmentów eseju Brzozowskiego, zmieniając konstrukcje zaimkowe na pluralne, staje się rodzajem ewokacji zdarzenia autoidentyfikacji – zagarniając w ten akt tak podmiot wypowiadający się, jak i słuchający, a być może i jeszcze jakiś byt, którego głos współoznajmia ostatnie zdanie:
Nasza rdza, nasza rdza – krwi krople, zapomnianej, spiekłej, serdecznej. My byliśmy kroki ludzkie, stąpania, echa, głosy w nieznane noce, noce o rozwianych włosach, rozszerzonych poza możność oczach, czarnym krzyku. Domowe duchy codziennego ogniska oddalają się, rosną w mroku, świeci jak pożar całego świata żar ogniska, szara ręka kładzie się na sercu. To ja (s. 281).
W oddaleniu, gdy „szara ręka” spocznie w końcu na mym sercu – mówi Brzozowski – będę w swej śmierci – sam sobą.
***
Andrzej Zawadzki, rekonstruując koncepcje podmiotu w pismach Brzozowskiego, wymienia cechy czyniące z niego wzorcową jaźń nowoczesną: identyfikuje niekoherencję podmiotu, jego nietrwałość i atomizację, społeczne i kulturowe konstytuowanie, podległość procesom niekontrolowanym przez jednostkę, zmienny, wytwarzany charakter podmiotowości, jej historyczność, niezdolność do ostatecznego osadzenia w „zbiorze reguł i form”, nieustanne podejmowanie pracy/gry „samo- odniesienia”, osaczenie dyskursem, językiem i kulturową formułą, pod-leganie siłom dyspersyjnym i jednoczesnemu pożądaniu „obecności, tożsamości i transparentnego poznania”136. Jakości te w wielu miejscach są kompatybilne z rozpoznaniami dyskursu o sobie w socjologii tamtego okresu – współbieżności wynikają zapewne z podobnej atmosfery i lektur epoki, niemniej jednak warto wspomnieć, że Brzozowski znał psychologię Williama Jamesa137.
Gdyby czytać Charlesa Lamba Brzozowskiego w perspektywie teorii jaźni, łatwo byłoby dostrzec, że wiele cech podmiotu tego eseju uda się nazwać językiem rekonstruowanym w pierwszej części rozdziału. To, co „świadome siebie” wypowiadało się w tekście, informowało wprost o swym historycznym („historyczność jest w nas” – s. 287) charakterze, o konstruowaniu, wynajdywaniu – procesualnym aspekcie siebie, będącego w efekcie stanem zmiennym, niestabilnym, płynnym; o swojej interakcyjności ze światem rzeczy, ducha (wyobraźni, religii), innych jaźni138; o symbolicznym charakterze tej czynności (język, dyskurs, komunikacja z tym, kto jest inny); a przede wszystkim o refleksyjności – quasi-narcystycznym zwracaniu się ku sobie w potrzebie autoanalizy, o zdolności podejmowania autointerpretacji, jak i narracji uspójniającej odmienne dane, o odzwierciedlaniu siebie w przestrzeni innej jaźni. Brzozowski zajął się, jak pisał, nie intersubiektywną, empiryczną osobą pisarza Charlesa Lamba, lecz kimś, kogo można by rozumieć jako efekt identyfikowanej przez Cooleya właściwości looking-glass selves: zajął się „Lambem. Moim Lambem przynajmniej – Lambem, jak ja go tu rozumiem i przedstawiam” (s. 277).
Na koniec chciałabym podkreślić, że ten rodzaj podmiotu – „osobowość świadomą siebie, ośrodek zjawisk psychicznych i podmiot poznania” – można uznać za typowy dla eseistyki. „Kim jestem ja sam?” – źródłowe, właściwie założycielskie pytanie zadawane przez wypowiadających się w tym gatunku, pytanie ściśle nowoczesne139, stawiane przez Montaigne’a, Browne’a, Lamba, Brzozowskiego, Miłosza i wielu innych, pojawiające się w tekstach explicite, częściej jednak ukryte – powoduje, że wzorcowy podmiot wielu autoreferencjalnych tekstów charakteryzuje przede wszystkim dwojako rozumiana refleksyjność, a więc rekurencyjna potrzeba autoodniesienia i zarazem kompulsywny przymus autointerpretacji. Proces ten dokonywany jest poprzez rozpoznawanie „odzwierciedlenia” siebie, a więc odpowiadanie na pytanie o to, czym są dla mnie przedmioty (kultury), procesy społeczne, inne jaźnie – tak wytłumaczyć można zarówno charakterystyczną dla eseistyki praktykę ekstensywnego cytowania, jak i najogólniejszą poetykę portretu, charakteru, w której mieści się tak wiele tekstów tego gatunku. Ponieważ zaś interpretacja siebie nigdy nie będzie zakończona (każde jej podjęcie, każde zetkniecie, interakcja, z celem autoodniesienia formuje – a więc zmienia siebie), jaźń na powrót będzie musiała podjąć swą pracę autoidentyfikacji. Podmiot eseistyczny jest więc zmienny, procesualny, emergencyjny, interakcyjny, refleksyjny, ujawniający się nie inaczej, jak tylko performatywnie, w akcie zapisywania
135
Np. G.H. Daggett,
136
A. Zawadzki,
137
Por. S. Brzozowski,
138
Henryk Markiewicz bez dodatkowych wyjaśnień stwierdził, że „w etapy rozwoju duchowego swego bohatera [tj. Lamba; Brzozowski – R.S.] wpisuje właściwie biografię własną” (S. Brzozowski,
139
Por. Z. Bauman,