Honor. Lene Wold
Читать онлайн книгу.do moich drzwi. Dotarło do mnie, że zabójstwo honorowe to problem o wiele bardziej złożony, niż mi się dotąd wydawało, i uznałam, że powinnam zbadać go bliżej. Bo czym można usprawiedliwić morderstwo w imię honoru?
To pytanie kazało mi wniknąć głęboko w jordańską kulturę, zaprowadziło mnie za mury więzienne w Akabie i na bezkresną pustynię w Wadi Rum. Przeglądałam dokumenty sądowe i archiwa prasowe w poszukiwaniu wzmianek o zabójstwach honorowych w latach 1995–2014, aby w końcu sporządzić listę stu trzydziestu dziewięciu nazwisk. To było sto trzydzieści dziewięć kobiet, które zostały zastrzelone, zamęczone elektrowstrząsami, spalone, ścięte toporem, ukamienowane, rozjechane samochodem albo zmuszone do wypicia trucizny. Z powodów takich jak gwałt, niemoralne prowadzenie się, niewierność, stosowanie makijażu lub zbyt późne powroty do domu.
Historie były szokujące, szybko jednak pojęłam, że to nie wśród ofiar znajdę odpowiedź na swoje pytanie. Bo tylko sami sprawcy mogą mi wyjaśnić, czym się usprawiedliwia honorowy mord. Jedynie ojciec, który zabił własne dzieci, wie, co go do tego popchnęło. Jedynie brat, matka albo siostra, którzy brali udział w zabójstwie, wiedzą, co sami potem myśleli i co czuli. Dlatego postanowiłam wybrać się w okolice, gdzie te ofiary dorastały. Chciałam odnaleźć ich siostry, ojców i matki, którzy je zamordowali, aby zapytać: dlaczego.
W ciągu następnych lat spotkałam mężczyzn, których jeszcze jako dzieci zmuszono, by zabili własne matki, chłopców, którym kazano zamordować rodzone siostry, i mężów, którzy z dumą mi opowiadali, jak zamęczyli na śmierć swoje żony.
Historii było wiele, ale jedna różniła się od pozostałych. Spotkałam Aminę, która uszła z życiem, gdy ojciec chciał ją zamordować, i jej ojca Rahmana, który zabił siostrę Aminy, strzelając jej parokrotnie w głowę. Ich historia była wyjątkowa, ponieważ mogłam ją poznać, wysłuchując obu stron.
Nikt przedtem nie obudził we mnie takiego gniewu jak Rahman. I nikogo przedtem nie było mi tak żal jak Rahmana. Bo choć on sam przyznaje, że próbował zabić obie swoje córki i rzeczywiście zamordował jedną z nich, to nie poczuwa się do żadnej odpowiedzialności za swe czyny. Przeciwnie, sam przedstawia się jako ofiara subkultury przedkładającej honor nad życie. Co mnie zastanawia. Bo jeśli zamordował dla honoru, to należałoby chyba się spodziewać, że będzie z tego dumny?
Jednak w oczach Rahmana niewiele widać dumy i honoru. A jego perspektywa podważyła moje własne przesądy. Bo kiedy mowa o zabójstwach honorowych, zwykle kobiety przedstawia się jako ofiary, mężczyzn jako potwory, islam zaś jako przyczynę. Teraz już wiem, że to z gruntu fałszywe rozumienie zjawiska o bardzo złożonej naturze, w którym chodzi o wiele innych spraw. Bo mord honorowy nie ma nic wspólnego z szariatem, Koranem czy islamem. Tu chodzi o kulturę stawiającą honor ponad życie. Którą możemy zakwestionować i zmienić.
„Co sprawia, że ojciec może chcieć zabić własne dzieci?”, spytałam Rahmana pod koniec naszych trudnych rozmów.
„Czym można usprawiedliwić honorowy mord?”, spytałam Aminę, kiedy spotkałyśmy się na pustyni w pobliżu Wadi Rum.
Ich odpowiedzi złożyły się na tę książkę.
Dziękuję wam za wasze opowieści.
– Odrąbałbym ci ręce, dokładnie tu – mówi i przeciąga palcem po moim przegubie, potem uśmiecha się i jeszcze raz zapewnia, że dokładnie tak by postąpił, gdyby się dowiedział, że jestem związana z inną dziewczyną.
Patrzę na mój przegub, na moje palce, na pierścionek. Potem znów w ciemnobrązowe oczy mężczyzny przede mną.
– Ale dlaczego? – pytam.
Spogląda na mnie, przez chwilę zwleka z odpowiedzią.
– Bo przyniosłabyś hańbę rodzinie. Bo zasłużyłabyś na śmierć albo przynajmniej na obcięcie rąk.
Rahman Abd al-Kadir, lat sześćdziesiąt cztery, pociąga dym z fajki wodnej i odchyla się do tyłu. Opodal biegną ruchliwe ulice Ammanu. Wedle statystyki dziewięćdziesiąt sześć procent przechodniów podziela jego opinię[3]. Uważają, że homoseksualizm jest niemoralny. Dziewięćdziesiąt siedem procent jest zdania, że państwo nie powinno go tolerować. Jestem w tym kraju osobą niepożądaną. Z powodu mojej orientacji.
– Zna pan kogoś, kto jest związany z osobą tej samej płci? – pytam.
Podnosi na mnie wzrok.
– Nie!
– Skąd pan wie? – pytam i ściskam filiżankę z kawą tak kurczowo, że bieleją mi kostki.
– Wiedziałbym przecież, gdybym spotkał niewiernego – mówi i szybko dodaje: – Rozpoznałbym to po oczach gadziny. – Potrząsa głową z dezaprobatą.
– No tak. Inszallah, jeśli Bóg pozwoli – odpowiadam i przenoszę wzrok na jeden z minaretów w tle. Gdy mrużę oczy, jego szczyt wygląda jak kapelusik na głowie mojego rozmówcy. Morderca z minaretem na głowie, myślę. Wygląda, jakby był zły. Wiercę się na krześle. Bluzkę mam wciąż mokrą od potu, ponieważ wcześniej tego dnia biegałam między biurami służby bezpieczeństwa, próbując uzyskać zezwolenie na wizytę w kobiecym więzieniu w Ammanie, gdzie podobno przebywa jego córka Amina. Myślę, jaki to absurd. Że ją uwięziono, podczas gdy człowiek, który próbował ją zabić, żyje na wolności.
Szukałam go ponad rok. Miesiącami planowałam ten wywiad. Nawiązałam właściwe kontakty. Próbowałam skłonić go do spotkania za pośrednictwem przyjaciół i znajomych. Już miałam dać za wygraną, gdy nadszedł od niego esemes: jest gotów się ze mną zobaczyć. Wyjaśniłam mu wcześniej, że pracuję nad książką o pojęciu honoru w Jordanii. Że chciałabym z nim porozmawiać, ponieważ cieszy się w swoim sąsiedztwie opinią mądrego człowieka o dużym życiowym doświadczeniu.
Chcąc zrobić z nim wywiad, musiałam kłamać, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo. Zmyśliłam historyjkę o mężu i dzieciach w Norwegii. Zataiłam, że żyję z dziewczyną. Niejedna z tych, które wybrały odważniejszą drogę, spoczywa w grobie na którymś z ammańskich cmentarzy. Pogrzebano je tam, aby zaginął po nich ślad, lecz bezimienne nagrobki nie pozwalają zapomnieć, że kiedyś żyły. Córka człowieka przede mną spoczywa pod jednym z nich.
– To mój obowiązek, bronić honoru rodziny – mówi, ściągając popękane wargi i podkreślając słowa żywym gestem.
Gdy przyszłam do kawiarni, podałam mu rękę. Przywitałam grzecznie człowieka, który by mnie zabił, gdybym należała do jego rodziny. Odrąbałby mi dłonie, gdyby wiedział, kim naprawdę jestem. Teraz jego toporne łapska majstrują przy ustniku fajki wodnej. Prawa dłoń wyraźnie mu się trzęsie. Uciąłby krzywo, myślę. Znów zaciąga się dymem.
Wpatruję się w jego oczy, zmarszczki śmiechowe, bujną brodę. Wiem, że ponad trzydzieści lat temu próbował zabić obie swoje córki. Zastanawiam się, co kazało mu je torturować tamtego ranka, podczas gdy nad ulicami Ammanu niosły się zaśpiewy muezinów. Może wstał parę godzin wcześniej, aby jak zwykle napić się swojej mocnej arabskiej kawy? Przejrzał się w lustrze ostatni raz, nim postanowił zabić własne dzieci?
Słyszałam tę historię z ust młodszej córki. Teraz chcę poznać jego wersję.
– Niech mi pan opowie o swoich dzieciach – zwracam się do niego. – O rodzinie, o pana plemieniu i domu.
Patrzy na mnie. Otwiera i zamyka usta. Potem palcami przeczesuje brodę, pochyla się ku mnie.
*
Gdy słowo „honor” pierwszy raz pojawiło się w jego życiu, Rahman miał dziesięć lat. To był bezchmurny czerwcowy dzień i rozżarzona kula słońca wisiała wysoko nad