Wybór Crossa. Sylvia Day
Читать онлайн книгу.wyczynów seksualnych. Ale i tak czułam się okropnie.
– Dowiedziałem się ostatni? – zapytał Cary.
– Nie, jedyny. – Zerknęłam na Raula. – Przynajmniej ode mnie. Gideon chce to ogłosić światu, ale ten ślub zachowamy w tajemnicy.
Przyjrzał mi się.
– Na jak długo?
– Na zawsze. Dla reszty świata nasz następny ślub będzie pierwszym.
– Nie masz wątpliwości?
Że też Cary nie dbał o to, że mamy słuchacza. Byłam boleśnie świadoma tego, że każdy mój ruch, każde moje słowo są dostrzegane i słyszane.
Ale obecność Raula nie miała wpływu na to, co odpowiedziałam.
– Nie. Jestem zadowolona, że się pobraliśmy. Ja go kocham, Cary.
Byłam zadowolona, że Gideon jest mój. I tęskniłam za nim. A obejrzawszy jego zdjęcia, zatęskniłam jeszcze bardziej.
– Wiem – powiedział Cary, wzdychając.
Nie mogąc sobie poradzić z tęsknotą, otworzyłam w laptopie aplikację pozwalającą wysyłać SMS-y i napisałam do Gideona: „Tęsknię za Tobą”.
Odpowiedział mi niemal natychmiast: „Zawróć samolot”.
Musiałam się uśmiechnąć. To było tak bardzo w jego stylu. I tak bardzo nie w moim. Marnotrawienie czasu pilota, paliwa… dla mnie byłoby to zbyt niepoważne. Co więcej, wracając, pokazałabym, jak bardzo stałam się od niego uzależniona. Byłby to pocałunek śmierci dla naszego związku. Gideon mógł mieć wszystko, każdą kobietę, w każdej chwili. Gdybym kiedykolwiek stała się zbyt łatwa, obydwoje stracilibyśmy szacunek do mnie. A wkrótce potem utraciłabym jego miłość.
Powróciłam do mego nowego profilu, załadowałam zdjęcie selfie ściągnięte ze smartfona i przerobiłam je na zdjęcie profilowe. Następnie oznaczyłam je i podpisałam: Miłość mojego życia.
Skoro już ma się afiszować na zdjęciach z kobietami, niechże przynajmniej będę jedną z nich. A na fotografii, którą wybrałam, uchwyceni zostaliśmy w scenie ponad wszelką wątpliwość intymnej. Leżymy na plecach, stykając się skroniami. Mam nieumalowaną twarz, a Gideon jest odprężony i ma w oczach uśmiech. Byłam pewna, że każdy, kto spojrzy na to zdjęcie, zrozumie, że łączą nas więzy, o których świat nigdy się nie dowie.
Raptem zapragnęłam do niego zatelefonować. Już niemal słyszałam jego niezwykle seksowny głos, który odurzał mnie jak luksusowy trunek – głos gładki, z odrobiną pikanterii. Chciałam znaleźć się przy nim, trzymać go za rękę, przytknąć wargi do jego szyi i wdychać woń jego skóry, budzącą we mnie jakiś prymitywny głód.
Czasami na myśl o tym, jak bardzo go potrzebuję, odczuwałam przerażenie. Zdawało mi się, że jest dla mnie wszystkim. Że bardziej wolę być przy nim niż z moim najbliższym przyjacielem, któremu w tej chwili jestem niemal tak samo potrzebna, jak Gideon mnie.
– Wszystko jest w porządku, Cary – zapewniłam go. – Nie martw się.
– Gdybym uwierzył, że naprawdę tak myślisz, martwiłbym się jeszcze bardziej. – Zniecierpliwiony, klepnął się w czoło. – Postąpiłaś pochopnie, Evo.
Skinęłam głową.
– Ale się uda.
Musi się udać. Nie wyobrażałam sobie życia bez Gideona.
Cary zwiesił głowę i zamknął oczy. Gdyby nie zbielałe od ściskania poręczy fotela knykcie, można by pomyśleć, że znowu popadł w otępienie wywołane dramaminą. Źle przyjął nowinę. Nie bardzo wiedziałam, jak mogłabym go uspokoić.
Gideon przysłał mi SMS-a: „Nadal zmierzasz w niewłaściwym kierunku”. Omal nie zapytałam, skąd to wie, ale się powstrzymałam. „Czy dobrze się bawicie?” – odpisałam.
„Lepiej bawiłbym się z Tobą”.
Uśmiechnęłam się. „Mam nadzieję”. Zastanowiwszy się, dopisałam: „Powiedziałam Cary’emu”.
Odpowiedź przyszła natychmiast: „Nadal się przyjaźnicie?”.
„Jak dotąd, nie wyrzekł się mnie”.
Tym razem Gideon nie odpisał, a ja powiedziałam sobie, że z tego milczenia nie należy wyciągać zbyt daleko idących wniosków.
Gdy jednak po minucie otrzymałam SMS-a: „Nie przestań za mną tęsknić”, byłam uszczęśliwiona.
Spojrzałam na Cary’ego i stwierdziłam, że mi się przygląda. Czy Gideon także spotkał się z taką dezaprobatą przyjaciół?
„Nie przestawaj mnie kochać” – odpisałam.
Odpowiedź była bardzo w jego stylu: „Umowa stoi”.
*
– Południowa Kalifornia. Stęskniłem się za tobą, dziecino. – Cary zszedł po schodkach na płytę lotniska, zadzierając głowę ku nocnemu niebu. – Boże, jak dobrze uciec od wilgoci Wschodniego Wybrzeża.
Zeszłam za nim, niecierpliwie zdążając ku wysokiej, ciemnej postaci, czekającej przy lśniącym czarnym chevrolecie suburban. Victor Reyes był typem mężczyzny, który przykuwał uwagę. Po części dlatego, że był gliniarzem. Ale głównie dlatego, że był sobą.
– Tato! – wykrzyknęłam, biegnąc co sił w jego stronę, a on przestał się opierać o SUV-a i rozpostarł ramiona.
Wytrzymał impet mego ciała i podniósłszy mnie, przytulił tak mocno, że nie mogłam złapać tchu.
– Cieszę się, że cię widzę, córeczko – powiedział szorstko.
Cary nieśpiesznie podszedł do nas. Tata postawił mnie na ziemi.
– Cary. – Tata uścisnął dłoń mojego przyjaciela, a potem przyciągnął go do siebie, objął szybko i energicznie poklepał po plecach. – Dobrze wyglądasz, chłopcze.
– Robię co mogę.
– Zabraliście wszystko? – spytał tata. Spojrzał na Raula, który pierwszy wysiadł z samolotu, a teraz w milczeniu stał przy zaparkowanym tuż obok czarnym mercedesie.
Gideon powiedział mi, że mam zapomnieć o obecności Raula. Nie było to dla mnie łatwe.
– Tak – odrzekł Cary, poprawiając na ramieniu rzemień marynarskiego worka. W ręce niósł moją lżejszą torbę. Chociaż zabrałam ze sobą tylko kosmetyki i trzy pary obuwia, Cary napakował do worka więcej rzeczy.
Uwielbiałam go za to.
– Głodni? – zapytał tata, otwierając przede mną drzwi obok kierowcy.
W Kalifornii było dopiero po dziesiątej, ale w Nowym Jorku już minęła północ. Dla mnie zbyt późno, by jeść, ale byliśmy bez kolacji.
– Umieram z głodu – odparł Cary, siadając z tyłu.
– Ty zawsze jesteś głodny – powiedziałam ze śmiechem.
– Ty także, cukiereczku – rzucił, gramoląc się na miejsce pośrodku. Pochylił się do przodu, wciskając głowę między nas. – Ja po prostu nie wstydzę się do tego przyznać.
Oddalając się od odrzutowca, patrzyliśmy, jak maleje w oczach. Zerknęłam na profil taty, starając się odczytać, co myśli na temat stylu życia, jakie wiodłam, zostawszy żoną Gideona. Prywatne odrzutowce. Ochroniarze. Wiedziałam, co tata myśli o bogactwie Stantona, ale on był moim ojczymem. Miałam nadzieję, że męża będzie traktował łagodniej.
Wiedziałam