Wybór Crossa. Sylvia Day
Читать онлайн книгу.Eva zdjęła szpilki.
– Dobrze. Pójdzie nam łatwiej, gdy będziesz współpracować.
– Chyba nie myślisz, że trzymając mego kutasa w ustach, podczas gdy biorę udział w wideokonferencji, ułatwisz mi sprawę.
Właśnie wtedy usłyszałem przez słuchawki, że zebrany w Kalifornii zespół powitał mnie. Przez chwilę nie dbałem o to, zajęty wyłącznie tym, co się zaraz stanie w gabinecie.
Jeszcze kilka tygodni temu było nie do pomyślenia, bym się zabawiał w godzinach pracy. Gdyby Eva była inna, nakłoniłbym ją, by zaczekała, aż będę mógł się jej całkowicie poświęcić.
Mój aniołek był jednak kochanką lubującą się w niebezpieczeństwie. Uwielbiała dreszczyk emocji związany z tym, że moglibyśmy zostać przyłapani. Gdyby nie ona, nigdy bym się nie dowiedział, że ja także za tym przepadam. Zdarzały się chwile, że pragnąłem pieprzyć się z nią na oczach całego świata, żeby wszyscy widzieli, że posiadłem ją bez reszty.
– Jeśli lubisz, żeby wszystko było łatwe, nie powinieneś się ze mną żenić – rzekła z szelmowskim uśmiechem.
A przecież wkrótce miałem ją poślubić jeszcze raz, oby jak najszybciej. I to nie będzie ostatni raz. Będziemy często odnawiać nasze śluby, abyśmy pamiętali, że obiecaliśmy być razem, bez względu na to, co przyniesie życie.
Eva z wdziękiem opadła na kolana. Oparła dłonie na podłodze i podeszła do mnie na czworakach niczym polująca lwica. Patrzyłem na nią poprzez szklany blat biurka. Oblizała się łakomie.
Niecierpliwie oczekiwałem na spełnienie erotycznych fantazji. Wszystko, co miało związek z żoną, sprawiało mi przyjemność. Ale jej usta stanowiły klasę samą w sobie. Ssała mnie tak, jakby moja sperma była czymś smakowitym i niezbędnym do życia. Robiła to nie tylko dla mojej, ale i dla własnej przyjemności. Przyglądanie mi się było dla niej dodatkową ucztą.
Rozpiąłem rozporek jeszcze bardziej i zsunąłem gumkę bokserek, nie tracąc z oczu jej twarzy, która wyrażała najwyższy zachwyt. Rozchyliła wargi i jej oddech stał się szybszy. Uniosła się i przysiadła na piętach niczym pokorny petent.
Usadowiwszy się wygodnie, poczułem, że gumka bokserek krępuje mi uda i uciska jądra. Zupełnie jakbym był związany. Przywołało to przykre wspomnienia, które chciałem na zawsze pogrzebać.
Otrząsnąwszy się z bolesnych porównań, odchyliłem się na oparcie fotela. Serce zaczęło galopować…
Eva mnie pożerała.
– Ożeż ty – wyszeptałem, chwytając się fotela, podczas gdy wpiła mi palce w uda.
Odczucie gorącej wilgoci wokół wrażliwego szczytu penisa było niewiarygodnie intensywne. Ssanie jeszcze się wzmogło. Aksamitnie delikatny język masował najwłaściwsze miejsce. Poprzez łomot własnego serca dobiegły mnie pytania, czy moje słuchawki i kamera dobrze działają…
Wyprostowałem się, pochyliłem do przodu i włączyłem mikrofon.
– Przepraszam za zwłokę – powiedziałem dziarsko, podczas gdy Eva wchłonęła mnie głębiej. – Teraz, gdy możecie ocenić propozycję prezentacji, przedyskutujmy kroki, jakie podejmiecie, by wprowadzić zalecane regulacje.
Eva zamruczała z zadowolenia, a ja odczułem w sobie jej wibracje. Byłem tak twardy, że mógłbym nim wbijać gwoździe. Eva głaskała mnie i uciskała szczupłymi palcami, sprawiając, że moje pragnienie wciąż rosło.
Tim Henderson, kierownik projektu i przewodniczący zespołu, odezwał się pierwszy. Nie bardzo mogłem się skupić. Widziałem go raczej oczyma wyobraźni niż na ekranie monitora. Wysoki, chorobliwie chudy mężczyzna o bladej cerze i rozwichrzonej grzywie ciemnych kręconych włosów. Dobrze, że nie musiałem nic mówić, bo zupełnie zaschło mi w ustach.
– Chciałbym mieć więcej czasu na zapoznanie się z materiałem – zaczął. – Ale z marszu mogę powiedzieć tyle: uważam, że pracujemy według zbyt napiętego planu. Część propozycji uważam za doskonałą i jestem podekscytowany na myśl o tym, co możemy z tym zrobić. Ale ostatnie stadium stopniowego testowania systemu komputerowego przed wdrożeniem go w życie wymaga co najmniej roku, a nie sześciu miesięcy.
– To samo powiedziałeś mi pół roku temu – przypomniałem mu, zaciskając pięść, gdy Eva wsunęła sobie mego kutasa do gardła. Poczułem kroplisty pot na szyi, gdy zassała mnie gorącymi aksamitnymi ustami.
– Straciliśmy naszego głównego projektanta na rzecz LanCorp…
– Zaproponowałem zastępstwo, które odrzuciłeś.
Henderson zacisnął zęby. Był istnym geniuszem od kodowania i miał błyskotliwy umysł. Nie umiał jednak pracować z innymi i opierał się wszelkim wpływom zewnętrznym. Pogodziłbym się z tym… gdyby nie zabierał mi czasu i pieniędzy.
– Dodając do twórczego zespołu przypadkową osobę, zaburza się jego delikatną równowagę – argumentował. – Mamy teraz odpowiedniego człowieka…
– Dziękuję – przerwał mu Jeff Simmons; na jego kanciastej twarzy pojawił się uśmiech aprobaty.
– …i robimy postępy – ciągnął Tim. – My…
– …nie przekraczajcie terminów, które sami sobie wyznaczyliście – powiedziałem ostrzej, niż miałem zamiar, ponieważ język mojej żony poruszał się z niesamowitą sprawnością. Delikatne, figlarne liźnięcia od nasady po koniuszek pozbawiały mnie rozsądku. Miałem naprężone, obolałe uda. Z całej siły napinałem mięśnie, aby utrzymać się na fotelu. Eva podążała wzdłuż każdej wrażliwej żyłki, pieszcząc płaskim językiem pulsujące krawędzie.
– Tworząc to trudne i wyjątkowe oprogramowanie, wykonujemy swoje zadania i robimy to dobrze – odparował.
Zapragnąłem ułożyć Evę na biurku i pieprzyć się z nią na całego. Ostro.
Aby to zrobić, musiałem się uporać z przeklętym spotkaniem.
– Doskonale. Po prostu róbcie to szybciej. Wysyłam wam zespół, który pomoże osiągnąć cele w wyznaczonym czasie. Będą…
– Poczekaj chwilę, Cross – warknął Henderson, nachylając się bliżej kamery. – Wysyłając do nas jakichś korporacyjnych pionków, żeby nam deptali po piętach, tylko spowolnisz nasze prace! Musisz nas zostawić w spokoju. Gdy będzie nam potrzebna pomoc, poprosimy o nią.
– Jeśli sobie wyobrażasz, że dam wam pieniądze i będę cichym wspólnikiem, to grubo się mylisz.
– Ho, ho – mruknęła Eva, a jej oczy zabłysły z rozbawieniem.
Sięgnąłem pod biurko i ścisnąłem jej kark.
– Pojemność aplikacji jest wysoce konkurencyjna. Dlatego zwróciliście się do mnie. Przedstawiliście mi jedyny w swoim rodzaju intrygujący koncept, na którego realizację potrzeba roku. Mój zespół uznał ten termin za rozsądny i osiągalny.
Wstrzymałem oddech, dręczony gorącymi wargami, które ślizgały się w górę i w dół po moim rozszalałym bojowniku. Eva pracowała z rozmysłem, pomagając sobie zaciśniętą pięścią. To już nie były wstępne igraszki. Chciała, żebym miał wytrysk. Natychmiast.
– Pan patrzy na to ze złej perspektywy, panie Cross – powiedział Ken Harada, gładząc dłonią niebieskawą kozią bródkę. – Wyznaczanie terminów nie wspiera procesu twórczego. Pan nie rozumie, jak…
– Niech pan nie zwala winy na mnie.
Potrzeba odbycia regularnego stosunku się wzmagała. Poczułem