Szczyty Chciwości. Edyta Świętek
Читать онлайн книгу.zaraz, zaraz… kto tak właściwie spoczywa w niknącej pod kopcem skrzyni?
Trzeciakowa przycisnęła mokrą chusteczkę do ust i na chwilę stłumiła jęk rozpaczy. Spojrzała bezradnie po zapłakanych twarzach żałobników. Zatrzymała oczy na Agacie.
Czemu wygląda tak nieporządnie? Staro, ponuro, beznadziejnie… A Kazik? Kiedy on zdążył zmarnieć do tego stopnia? Ma pochylone plecy, wąs mu posiwiał. I Tymek też stracił nagle swój młodzieńczy wigor. Co oni ze sobą zrobili? – zżymała się w duchu. Przecież to jeszcze dzieciaki! A gdzie zniknął Leon?
Próbowała odszukać wzrokiem małżonka, lecz nigdzie go nie dostrzegła. Jakby zapadł się pod ziemię. Nagle jej wzrok spoczął na tabliczce zamocowanej do prostego drewnianego krzyża, który grabarz wbijał właśnie w świeżo usypaną pryzmę.
– Nie! – jęknęła w rozpaczy. – Nie! To niemożliwe. Nie mój Leoś! Leosiu, Leosiu! Jak mogłeś mi to zrobić? – krzyczała, spoglądając na grób zmarłego cztery dni wcześniej męża.
Jak przez mgłę wróciło do niej przerażające wspomnienie feralnego dnia, gdy zaaferowany Kazimierz przyniósł im wieści o tym, że od kilku godzin Kinga walczy w szpitalu o życie. Byłoby biedactwo utonęło, bo ratownicy wyciągnęli ją bez czucia i oddechu z wody. Co za licho poniosło Tymka z rodziną nad ten cholerny Balaton na Bartodziejach?
Dziecko trafiło na intensywną terapię, lecz rokowanie było przerażające. Lekarze powściągliwie opiniowali, że prawdopodobnie niedotleniony mózg nigdy nie będzie równie sprawnie funkcjonował, jak przed podtopieniem. Na dodatek został zerwany rdzeń kręgowy w odcinku szyjnym, co zapewne poskutkuje dożywotnim niedowładem ciała.
Ile tak dramatycznych informacji może znieść serce osłabione wiekiem i chorobami?
Zbyt wiele trudnych chwil spadło w minionych latach na rodzinę, by Leon był w stanie to przeżyć. Ani słówka nie pisnął, gdy Kazik skończył zdawanie relacji ze szpitala. Stęknął tylko, przyłożył dłonie do klatki piersiowej, a potem padł z otwartymi oczami na dywan. Nawet nie zdążyli go pochwycić.
To kostucha złapała starca w swój drapieżny uścisk.
Jak teraz znieść kolejne dni, tygodnie czy miesiące bez mężczyzny, który zawsze był obok? Bez kogoś, z kim upłynęło ponad pięćdziesiąt lat życia?
– Nie płacz, mamusiu. Nie płacz.
Franciszka spojrzała na córkę, która mocno podtrzymywała jej ramię.
Choćbym był święty i kryształowy, nie umknę przed przeznaczeniem i karą za winę. Dlaczego więc mam cierpieć w dwójnasób? – rozmyślał Tymoteusz, zerkając przez okno biura za odchodzącą Barbarą. Ona skończyła już pracę, on miał w perspektywie posiedzenie zarządu.
Mimo upływu czasu jego uczucie do tej kobiety nie stygło. Tęsknił szaleńczo. Marzył o tym, by znowu łączyła ich taka sama bliskość jak przed laty. W ich związku nigdy nie chodziło tylko o fizyczność. Nie każde spotkanie kończyło się zmysłowymi uniesieniami. W rzeczywistości znacznie ważniejsze były wspólnie spędzone chwile.
Wspominał godziny upływające na rozmowach. Wyjazdy „na delegację” do Torunia, gdy po prostu spacerowali po obcym mieście, gdzie nikt ich nie znał. Mogli przechadzać się – niczym narzeczeństwo – ze splecionymi dłońmi. Przesiadywać w kawiarniach bez obawy, że zostaną nakryci. Pójść razem na przedpołudniowy seans do kina. Czasami zabierał kochankę na zakupy do domu Mody Polskiej. Czekał, aż przymierzy naręcze ubrań i zaprezentuje mu się w każdej z tych kosztownych kreacji. Pomagał jej w wyborze najpiękniejszej, tej wymarzonej, płacił za nią, a potem z zachwytem spoglądał na Basię, gdy przychodziła w nowym nabytku do biura. Była szczupła, zgrabna i dość wysoka, więc na niej nawet wór pokutny musiałby pięknie leżeć.
– Ładnemu we wszystkim ładnie – zachwycał się, ilekroć widział ją w czymś nowym. – Jesteś najszykowniejszą kobietą, jaką znam.
Smutna prawda. Choć Elżunia miała szafę wypełnioną drogimi fatałaszkami, nigdy nie wyglądała równie ponętnie co Szydłowska. Może z racji wieku, wszak dzieliły je niemalże dwie dekady. A może dlatego, że choć ślubna zdołała zrzucić parę nadprogramowych kilogramów, to i tak wciąż była zbyt masywna w porównaniu z rywalką?
A może wpływ na jego uczucia miało to, że małżonka zachowywała się niczym nobliwa matrona – zawsze z godnością, zawsze stosownie do okoliczności, i pod wieloma względami przypominała swoją matkę – damę w każdym calu – tak idealną, że aż człowiekowi robiło się niedobrze na samą myśl o przebywaniu w jej towarzystwie. Gdy jeszcze teściowa żyła, Tymek wciąż odnosił wrażenie, że jest przez nią obserwowany z zacietrzewieniem sępa czatującego na padlinę. Czekała na każde uchybienie i potknięcie, a gdy kogokolwiek na czymkolwiek przyłapywała, dawała temu wyraz czy to gniewnym ściągnięciem brwi, czy komentarzem.
Elżunia, być może w dużej mierze nieświadomie, coraz częściej powielała jej zachowania. Tresowała swoje pociechy, by prezentowały światu nienaganne maniery oraz eleganckie słownictwo. Proszę, dziękuję, przepraszam – te wyrazy gładko wypływały im z ust. Dla żony istotne było, by dzieci do siebie odnosiły się ładnie i grzecznie, a do rodziców zawsze z największym szacunkiem.
Jedynie Mirella umykała matczynym standardom, Tymek doskonale o tym wiedział, ponieważ niejeden raz słyszał siarczyste przekleństwa padające z ust najstarszej latorośli. Przymykał jednak na to oko – przynajmniej póki jemu i Elżbiecie nie okazywała grubiaństwa – gdyż była kobietą temperamentną, obdarzoną impetem i pazurem.
Tak czy inaczej młodzieńczy wigor Barbary stanowił przyjemną odmianę po wielkopańskich nawykach ślubnej. Przy niej wypoczywał i odnosił wrażenie, jakby ubyło mu lat.
Mieli swoje własne małe rytuały. Gdy spacerowali razem, lubiła go obejmować i wsuwać kciuk w szlufkę jego paska. Po każdej randce Tymek zostawiał na biurku Basi zaklejoną kopertę, a w niej kartkę pocztową z kwiatami. Na odwrocie rysował długopisem dwa serca. Często na powitanie zamiast go pocałować, Basia pocierała nosem o nos ukochanego.
– Jak Eskimosi. Tylko wspólnego igloo brak – rzucała żartem.
W tych słowach nie było ani smutku, ani przygany. Rozmawiali o tym niejednokrotnie. Wiedziała, że on nie może porzucić niestabilnej emocjonalnie żony. Z tego samego względu, choć skóra cierpła mu na samą myśl o takiej możliwości, akceptował to, że pewnego dnia ukochana zechce założyć rodzinę i urodzić mężowi dzieci.
Gdy z nią zrywał, myślał, że zdoła zapomnieć. Pocierpi parę dni, potem ból zelżeje. Zobaczy, że ona ukoiła tęsknotę w cudzych objęciach i zaczyna odżywać oraz rozkwitać pod wpływem nowej miłości. Uprosił ją, by mimo ich rozstania nie odchodziła z Zachemu.
Ona także cierpiała, widział to w jej spojrzeniach przepełnionych tęsknotą.
To wszystko pozwalało mu lepiej wczuć się w sytuację Romka. Już nie potępiał siostry i przyjaciela. Nawet jeśli przez krótki czas uważał, że dopuścili się czegoś niestosownego, szybko przejrzał na oczy. No bo cóż niestosownego było w miłości?
Teraz żal mu było odtrąconego mężczyzny. Nie mógł zrozumieć Agaty i jej dziwacznej logiki. Jakie znaczenie miało to, że Romek jest esbekiem? W końcu z tego wynikało więcej korzyści niż szkód. Za jakiś czas ludzie przestaną wracać do fatalnych wydarzeń związanych z uprowadzeniem księdza Popiełuszki. Już i tak coraz mniej się o tym mówiło. A Roman nie miał z tą akcją absolutnie nic wspólnego. Tymoteusz wierzył w niewinność przyjaciela.
Jutro zaproszę Basię do kawiarni – postanowił.
Ciąża zdecydowanie nie służyła Mirelli. Choć brzuch jeszcze jej nie urósł, kobieta już czuła się ociężała niczym słonica.