Syreny. Anna Langner

Читать онлайн книгу.

Syreny - Anna Langner


Скачать книгу
pozostali dwaj mężczyźni także się obracają i idą w moją stronę.

      O mamo…

      Mówiłam coś o tym, że w Burzewie nie ma Zary, McDonalda i przystojniaków? Okej, dwa pierwsze punkty są nadal aktualne, ale to o przystojniakach muszę wycofać. Są tu i przewiercają mnie wzrokiem na wylot.

      Mam ochotę uciec spojrzeniem w bok, ale postanawiam być twarda i dzielnie patrzeć im w oczy. Ten, który odwrócił się na moje wołanie, najprzystojniejszy z nich wszystkich – nie mam pojęcia, dlaczego myślę o nim w tych kategoriach – wysuwa się na przód i patrzy na mnie z drwiącym uśmiechem. Szorty nadal uwierają mnie w tyłek i uświadamiają mi, jak żałośnie muszę teraz wyglądać. Trzymam kurczowo rower, choć mam ochotę rzucić go w trawę i zwiać do lasu.

      – Mogło się stać bardzo wiele! Mógł spłonąć las! Ale co was to obchodzi?! Przyjechaliście tutaj tylko na jakiś czas i czujecie się bezkarni! – Daję upust swoim emocjom i z satysfakcją obserwuję, jak jeden z dwóch pozostałych mężczyzn, długowłosy blondyn o wyglądzie kalifornijskiego surfera, otwiera usta ze zdziwienia.

      – No tak. Jesteś jedną z tych nawiedzionych ekoświrusek, które przywiązują się nagie do drzew w imię ochrony jakiegoś ginącego gatunku, prawda? – odzywa się głębokim, ociekającym pewnością siebie głosem Przystojniak, a raczej Dupek od Niedopałka.

      Patrzę na jego ciemne zmierzwione włosy i mimowolnie się zastanawiam, czy są miękkie w dotyku. Po chwili wymierzam sobie mentalny policzek. To ostatnie, o czym powinnam teraz myśleć.

      – Nie miałbym nic przeciwko, by przywiązała się do jakiegoś drzewa. Oczywiście nago – stwierdza trzeci, który do tej pory milczał, brunet z bujną fryzurą à la Elvis, i przygląda mi się uważnie. W myślach mianuję go Dupkiem Numer Dwa.

      Cała trójka zaczyna się śmiać, a ja oczywiście się czerwienię. Zaciskam powieki i liczę po cichu do dziesięciu. To mój drugi dzień wakacji i nie pozwolę, by jakaś banda naładowanych testosteronem orangutanów mi go zepsuła.

      – Przepraszamy za kolegę, to się więcej nie powtórzy – zwraca się do mnie Blondyn Surfer. To właśnie on otworzył usta, gdy zwróciłam im uwagę. Mam wrażenie, że jest z nich najłagodniejszy i najbardziej przyjaźnie nastawiony. – Moja Aśka jest taka wściekła zawsze, gdy ma okres – dodaje, co oczywiście zostaje nagrodzone gromkim śmiechem jego kolegów.

      – Poczekaj, Igor. A dlaczego ty niby ją przepraszasz, co?! – zwraca się do niego Dupek od Niedopałka, którego przemianowuję na Przystojnego Dupka. Jego wzrok nadal jest utkwiony we mnie. – Nie będzie nam tu cisnąć jakaś miejscowa wiejska dziewuszka.

      Tego już za wiele.

      Rzucam rower, który upada z łoskotem na trawę, i podchodzę do mojego przeciwnika. Z bliska okazuje się jeszcze wyższy, niż sądziłam: sięgam mu ledwo do ramienia. Mogłabym utonąć w jego zielonych oczach, gdyby nie fakt, że aktualnie mam ochotę mu je wydłubać. Dźgam go palcem w tors, dodajmy: bardzo umięśniony, ale to teraz nie ma znaczenia.

      – Posłuchaj, panie Mam Zawsze Rację! – Staram się, by mój głos brzmiał groźnie, ale z moich ust wychodzi tylko piskliwy dziewczyński jazgot. – Nie wiem, jak tam u was z kulturą osobistą, ale chyba jeśli jesteś gdzieś gościem, to wypada zachować minimum przyzwoitości! Powinieneś ruszyć dupę i podnieść ten zasrany niedopałek, a potem grzecznie przeprosić mnie, cały las i każdą pieprzoną sarnę, która w nim mieszka!

      – Skąd wiesz, że są tutaj sarny, wiejska dziewuszko? Poza tym nie mam zamiaru nikogo przepraszać. – Przystojny Dupek robi krok do przodu, napierając na mnie i sprawiając, że zamieniam się w słup soli i bezwładnie opuszczam rękę.

      Jest obcy i nie powinien stawać tak blisko, a tym bardziej mnie dotykać. Ale właśnie to robi – narusza moją przestrzeń osobistą.

      No dobra, ja pierwsza naruszyłam jego przestrzeń osobistą, dźgając go palcem, ale to on zaczął całą sprawę swoim kretyńskim niedopałkiem!

      – Ostra zawodniczka, nie ma co. – Blondyn Surfer, czyli Igor, patrzy na mnie z lękiem w oczach, nie kryjąc uznania w głosie. – Moja Aśka już by odpuściła, nawet podczas okresu.

      Kimkolwiek jest Aśka, chłopak ma na jej punkcie obsesję.

      – Jeśli bardzo chcesz kogoś ukarać, to jestem cały twój. Wynajęliśmy tutaj niedaleko domek. Willa Verona czy jakoś tak. Może wpadniesz do mojego apartamentu na małe odwiedziny? – proponuje z entuzjazmem Dupek Numer Dwa, którego przemianowuję w myślach na Dupka Elvisa, poruszając przy tym znacząco brwiami.

      Mam ochotę zwymiotować. Znam takich typków jak on. Myśli, że jest przystojny i nadziany, więc każda będzie na niego lecieć. Stoi teraz bliżej mnie, więc mogę przyjrzeć się jego markowym ciuchom i wypielęgnowanym dłoniom. Mogę się założyć, że chodzi na manicure i regularnie podcina końcówki swoich starannie ułożonych włosów. Cholera, nawet klapki ma od Tommy’ego Hilfigera!

      Nie mam zamiaru komentować jego obleśnej propozycji. Obawiam się, że każde moje słowo podziała na tego napaleńca jak woda na młyn. Rzucam mu tylko pełne odrazy spojrzenie i kręcę zdegustowana głową.

      Jak on to powiedział? „Wynajęliśmy domek”? Dobre sobie! Willa Verona to nie jest jakiś tam domek. To najbardziej wypasione miejsce w okolicy. Świetnie urządzony luksusowy ośrodek z prywatnym basenem. Na tle zwykłych drewnianych domków, które miejscowi wynajmują turystom, wyróżnia się przepychem. Podobne luksusy widywałam tylko w większych nadmorskich miejscowościach.

      Taki ośrodek pasuje do tej zabitej dechami dziury jak pięść do nosa, ale lokalny „biznesmen”, niejaki Gąsiorowski, zainwestował cały swój majątek i postawił Veronę dla bogatych wczasowiczów, którzy szukają spokojnego, ustronnego miejsca. Jednocześnie sprzątnął sprzed nosa kilkoro stałych klientów mieszkańcom wsi, którzy przez lata wynajmowali im skromniejsze kwatery. Nic dziwnego, że ośrodek, choć luksusowy, zaczął się cieszyć złą sławą. Miejscowi opowiadają o nim różne historie. Podobno przyjeżdżają tam zepsuci znudzeni bogacze. Drogie alkohole, wystawne jedzenie i prostytutki są na porządku dziennym. Oczywiście nie mam pojęcia, ile w tych plotkach prawdy. Wiem tylko, że wujek, ciocia oraz większość mieszkańców Burzewa złorzeczą na to miejsce.

      – Powiem tak, wiejska dziewuszko – zwraca się do mnie Przystojny Dupek, ignorując wcześniejszą wypowiedź kolegi. Jego chłodne spojrzenie wywołuje ciarki na moim ciele, mimo że nadal panuje nieznośny upał. – Wynajęliśmy cały ośrodek, by mieć trochę prywatności. Stać nas na każde inne miejsce na wybrzeżu, ale celowo przyjechaliśmy właśnie tutaj, gdzie jest cisza i spokój. A przynajmniej tak było, dopóki ty się nie pojawiłaś. – Wzdycha zirytowany i posyła mi zniecierpliwione spojrzenie, jakbym była przyklejoną do jego buta gumą do żucia, której ma zamiar się pozbyć.

      Udaję, że mnie to nie rusza, ale w środku cała kipię ze złości i dziwnego podekscytowania. W Veronie jest pięć ogromnych i drogich apartamentów. Każdy z nich może pomieścić nawet do dziesięciu osób, a oni wynajęli cały ośrodek, i to w środku sezonu, bo chcieli mieć „trochę prywatności”?! Nie próbuję nawet oszacować, o jakie pieniądze może chodzić.

      – Nie mam nic do obrzydliwie bogatych, zapatrzonych w siebie dupków, o ile nie hałasują i nie śmiecą. Wtedy mogą sobie nawet pieprzyć wszystkie choinki w tym lesie. Byleby nie zostawiali niedopałków – rzucam, mając w głowie opowieści wujka o niestosownych imprezach, które odbywają się w Veronie.

      – Podoba mi się. Jeśli jest równie ostra w łóżku jak w gadce, to chcę ją mieć tylko dla siebie – odzywa się Dupek Elvis i wzbudza we mnie kolejny odruch wymiotny. Wypowiada się o mnie jak o przedmiocie, który można sobie poużywać, i wcale nie przejmuje się tym, że


Скачать книгу