Dream again. Mona Kasten
Читать онлайн книгу.po głównej ulicy. Pieprzyć karierę aktorską, pieprzyć główne role i marzenia. Pieprzyć to wszystko.
Musiałam w kółko powtarzać tę mantrę, żeby w końcu dotarła do mojej podświadomości. Już raz mi się to udało, gdy moje pierwsze wielkie marzenie legło w gruzach.
Kierowałam się wskazówkami na wyświetlaczu telefonu i na kolejnym skrzyżowaniu skręciłam. Uliczka była węższa i spokojniejsza. Im dalej szłam, tym bielszy i bardziej puszysty stawał się śnieg, i zarazem tym gorzej szło mi się z bagażem.
Kiedy w końcu stanęłam przed szarym domkiem, który pasował do opisu Ezry, byłam przemoczona, przemarznięta i bez tchu. Czułam, że będę miała zakwasy w ramionach.
Mały ogródek przed domem całkowicie nikł pod śniegiem. Odgarnięto tylko wąską ścieżkę. Widziałam na niej ślady, od których serce zabiło mi szybciej.
Wyprostowałam się, poprawiłam torbę na ramieniu, a potem podeszłam do drzwi. Wtaszczyłam walizkę na schodki, strząsnęłam z siebie śnieg. Moja twarz była lodowata, ale pod puchową kurtką zaczęłam się pocić jak szalona. Cieszyłam się, że w końcu dotarłam do celu i miałam nadzieję, że zaraz wskoczę pod prysznic.
Zadzwoniłam do drzwi. Właściwie Ezra wiedział, że zjawię się mniej więcej o tej porze. Napisałam do niego, gdy tylko mój samolot wylądował w Portland, a także później, gdy wsiadłam do autobusu. Nie widziałam brata od Święta Dziękczynienia i bardzo się cieszyłam, że się spotkamy, nawet w takich okolicznościach.
W końcu usłyszałam kroki w korytarzu i ciche stukanie, którego nie potrafiłam w żaden sposób zaklasyfikować. Już miałam wspiąć się na palce i zajrzeć do środka przez mleczne szkło, gdy drzwi otworzyły się energicznie.
Gwałtownie zaczerpnęłam tchu.
Na to w ogóle nie byłam przygotowana. Ani na znajomy dreszcz, który mnie przeszył, ani na jego zielone spojrzenie, które odnalazło mój wzrok i w którym widziałam własne zdumienie.
Nie miałam innego wyjścia, patrzyłam mu w oczy i dostrzegałam wszystko na nowo: gęste, ciemne rzęsy, ostre rysy twarzy, cień zarostu na policzkach, którego dawniej tam nie było. Także brązowe włosy wyglądały inaczej. I tylko oczy ciągle były tak dobrze znajome, tak bliskie, że mój żołądek fiknął salto.
– Cześć, Blake – rzuciłam ochryple. Najwyraźniej po drodze straciłam panowanie nad głosem.
Wspierał się na kulach. Ale zanim zdążyłam wykrztusić choćby słowo pytania, co się stało, ściągnął brwi, a potem podniósł rękę i zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
Wpatrywałam się w nie z niedowierzaniem i chwilę trwało, zanim otrząsnęłam się z osłupienia.
– Ej!
Jego kroki oddalały się, podobnie jak stukanie. Teraz już wiedziałam, że to odgłos kul.
– Blake, ja tu zamarznę. Otwórz te cholerne drzwi! – zawołałam.
Zero reakcji.
– Mam zadzwonić do Ezry i powiedzieć mu, że zostawiłeś mnie samą na zimnie?
Coraz głośniejsze stukanie. Chwilę później Blake otworzył drzwi i obdarzył mnie tym samym ponurym spojrzeniem, co kilka chwil wcześniej.
– Zawsze byłaś nieznośna.
Ups.
To były pierwsze słowa, które usłyszałam z jego ust po ponad roku. Przyznaję, trochę zabolało. Z drugiej strony wiedziałam, że sobie na to zasłużyłam.
Chciałam coś powiedzieć, on jednak odwrócił się na pięcie i pokuśtykał w głąb domu. Z westchnieniem dźwignęłam walizkę i wniosłam ją, podobnie jak torbę podróżną, do przedpokoju. Ściągnęłam zimowe ciuchy, kurtkę rzuciłam na bagaże. I dopiero wtedy poszłam za Blakiem w kierunku saloniku. Do tej pory widziałam to wnętrze tylko przez kamerkę telefonu, podczas rozmowy z Ezrą. W rzeczywistości domek, który mój brat zajmował z kumplami z drużyny, wyglądał zupełnie inaczej. No i wypełniał go charakterystyczny zapach mojego brata i Blake’a. Mój żołądek ścisnął się znajomo.
– Co ci się stało w nogę?
Blake usiadł na czarnej skórzanej kanapie, niedbale rzucił kulę na ziemię i wbił wzrok w telewizor zawieszony na przeciwległej ścianie. Bez słowa sięgnął po kontroler i wrócił do przerwanej gry.
Stłumiłam uśmiech. Dawniej grał w te wszystkie gry NBA razem z Ezrą. Ciągle z ich powodu skakali sobie do gardeł i musiałam interweniować i zaprowadzać pokój.
Uważnie przyjrzałam się szerokiej metalowej szynie widocznej na szarych spodniach od dresu. Ciągnęła się od połowy łydki po udo.
– Kontuzja podczas gry? – zapytałam znowu.
Blake zachowywał się, jakbym nie istniała. Jak opętany wciskał guziki na kontrolerze. To także boleśnie przypominało przeszłość.
Wzięłam się w garść i odepchnęłam od siebie te wspomnienia, tak samo jak wszystkie inne. W odsuwaniu nieprzyjemnych wspomnień jestem naprawdę dobra. Usiadłam na kanapie, możliwie najdalej od niego, i przyglądałam mu się przez dłuższą chwilę.
– Ezry nie ma w domu? Mówiłam mu, kiedy przyjadę.
– Po co tu przyjechałaś, Jude? – Blake nie odrywał wzroku od ekranu.
Jego głos był ochrypły i niski, tak jak to zapamiętałam. Znowu przeszedł mnie dreszcz. Pewnie z zimna.
– Ezra nie wspominał, że przyjadę?
– Zaprotestowałbym, gdybym wiedział.
Zacisnęłam zęby. A więc brat mnie okłamał, gdy zapewniał, że nikt nie będzie miał nic przeciwko temu, jeśli chwilowo się u niego zatrzymam. Cholerny świat. Nie miałam pieniędzy, by poszukać czegoś innego, ale z drugiej strony nie chciałam rozdrapywać starych ran, wprowadzając się wbrew woli Blake’a. Ezra zaklinał się, że wszyscy się zgodzili, a ja ślepo mu uwierzyłam.
– Właściwie chciałam tu trochę posiedzieć – zaczęłam niespokojnie.
Blake zatrzymał grę, ale nadal na mnie nie patrzył.
– Jak długo?
– Jakiś czas, chwilowo. Poszukam pracy i...
– Jak długo? – Wpadł mi w słowo.
Zagryzłam wargi. Powoli traciłam cierpliwość, ale za wszelką cenę starałam się zachować spokój. To nasze pierwsze spotkanie od wieków, a niełatwo zapomnieć o wszystkim, co się między nami wydarzyło. Ezra opowiadał mi o pierwszym semestrze, gdy Blake ciągle trenował, szalał na parkiecie do utraty sił. Opowiadał mi także o niezliczonych dziewczynach, zazwyczaj bardziej szczegółowo, niżbym tego chciała.
– Na razie nie wiem, Blake – odparłam po dłuższej chwili.
Spiął się cały, gdy wypowiedziałam jego imię. Wstał gwałtownie i głośno zaklął z bólu.
Poderwałam się na równe nogi.
– Poczekaj, pomogę ci – rzuciłam pośpiesznie i chciałam podnieść kulę z podłogi, on jednak powstrzymał mnie ruchem dłoni.
Schylił się sam, choć nie udało mu się ani za pierwszym, ani za drugim razem. Kiedy wreszcie ją podniósł, stanął przede mną i patrzył z góry.
Prawie zapomniałam, jaki jest wysoki.
– Żeby wszystko było jasne, nie chcę, żebyś tu mieszkała. Byłoby lepiej, gdybyś jak najszybciej poszukała sobie innego miejsca.
Przyjemny właściwie dreszcz