Od pierwszego wejrzenia. Kristen Ashley
Читать онлайн книгу.wydane pieniądze. Nie będę tego używał.
– Wujku…
– Nie będę!
– Wujku!
– Dziewuszko, to bardzo miłe z twojej strony, ale nie będę tego używał!
Skrzyżowałam ramiona na piersi.
– Dobra, w takim razie ja te numery pozbieram.
– Daj spokój.
W listach nie wydawał się taki uparty.
– Założę się, że Nancy ma komórkę! – zagaiłam.
Ja również potrafiłam być uparta. Wujek nie odpowiedział. W półmroku dojrzałam, jak się rumieni.
– Ona ci się podoba! – zawołałam radośnie.
– Choleeera… – mruknął.
– Zakochana paaara, Teeex i…! – zaśpiewałam.
– Ile ty masz lat? – burknął zażenowany.
– Trzydzieści jeden! – Przecież dobrze wiedział ile.
– To weź się zachowuj jak dorosła!
To naprawdę było zabawne!
Podjechaliśmy pod jakiś bliźniak, ale tylko w jednej części paliło się światło. W odsłoniętych oknach było widać cały tabun ludzi, upchniętych w środku jak sardynki.
Przyszli wszyscy, których poznałam w Fortnum, i jeszcze sąsiedzi Indy, papużki nierozłączki Stevie i Tod. Była jeszcze piersiasta blondynka, która wyglądała jak sobowtór Dolly Parton. Miała na imię Daisy.
W tłumie kręcili się też ojciec Indy, Tom, rodzice Hanka – Malcolm i Kitty Sue – i jakieś koleżanki mamy Jet: Trixie i Ada. Dojrzałam jeszcze Duke’a, o którym Tex również wspominał w listach, siwego harleyowca z warkoczem i bandaną na głowie. Gdzieś na uboczu snuł się ćpunek zwany Kevsterem, który w ogóle nie pracował, i psiapsiółki Indy i Ally: Andrea oraz Marianne. Do tego stado facetów, jacyś policjanci i pracownicy Lee. Potem się dowiedziałam, że Mace, Vance i Matt również byli zatrudnieni w jego agencji detektywistycznej.
I faktycznie, wszyscy mieli na sobie jeansy, nawet obszyta cyrkoniami spódniczka Daisy była jeansowa! Jednak wkopałam się z tym strojem…
Mimo to bawiłam się świetnie. Ta impreza okazała się znakomitym pomysłem, bo wujek miał fajnych przyjaciół i dobrze się wśród nich czułam. Wyluzowałam się, nawet za bardzo, szczególnie wtedy, gdy dziewczyny opowiedziały mi o tym, jak goniły z pistoletami jakieś laski w barze, a ja zgięta wpół o mało nie posikałam się ze śmiechu. Tod pochwalił się, jak Indy śpiewała razem z nim z playbacku podczas występu drag queen. Darłam się „No przestań!” tak głośno, że wszyscy się gapili. Ten tłum oznaczał, że mogłam skutecznie unikać Hanka, choć przestrzeń była dość ograniczona.
Przez jakiś czas mi się udawało.
Ale nie chciałam się na tym skupiać, bo to była naprawdę udana biba! Istne wariatkowo! Ludzie gawędzili, pogryzając nerkowce, a tam, gdzie nerkowce, tam świetna impreza, to każdy wie. Zapijaliśmy je mocnym wytrawnym martini, które Indy mieszała w shakerze; było tak diablo dobre, że wypiłam trzy, zanim się zorientowałam, że przeginam.
Moim największym błędem było jednakże skuszenie się na wafle czekoladowo-karmelowe, gdy Hank był tuż obok. Nikt mnie nie ostrzegł, jakie to dobre. Zamknęłam oczy i jęknęłam głośno, nie mogłam się powstrzymać.
Gdy je otworzyłam, wszyscy ci przystojniacy gapili się na mnie i w ogóle już nie wyglądali na groźnych. Lee, Eddie, Mace, Vance i oczywiście Hank, który patrzył na mnie tak, jakby to on dla odmiany chciał zjeść mnie.
W głowie mi szumiało, puls przyspieszył.
– No co? – zapytałam niewinnie. – Pyszne to jest!
Wujek położył mi rękę na głowie.
– Widać, że to rodzinka, co?
Ally podeszła akurat w chwili, w której Indy wymieniała mi kieliszek na pełny. „Martini dla niegrzecznych dziewczyn”, tak wszyscy mówili na te drinki.
– Podobno kupiłaś Texowi komórkę? – zagaiła.
– Ano! – odpowiedziałam z entuzjazmem godnym lepszej sprawy i wyciągnęłam telefon z kieszeni. – Wpisuję mu kontakty. Dasz swój numer? – Otworzyłam klapkę i wstukałam imię w książkę adresową.
– Nie będę tego używał! – powtórzył Tex.
– Owszem, będziesz! – ofuknęłam go.
– Głupia strata kasy! – odparował.
Spojrzałam na niego z niesmakiem.
– A właśnie, że będziesz! – rozkazałam mu bardziej, niż oznajmiłam.
– Ależ ty się pięknie złościsz! – rzucił mi uśmieszek.
– Ależ ty jesteś upierdliwym uparciuchem! – odrzekłam, sącząc… nie, biorąc potężny łyk martini.
Prawie odleciałam do jakiejś krainy niegrzecznych dziewczynek! Wujek pokręcił głową, jakby to było zabawne.
– A co, jeśli Nancy będzie potrzebowała oprzeć się na twoim silnym ramieniu, a ty akurat będziesz turlał się po mieście w swoim chevrolecie? Hm? Co wtedy?
Wujek poczerwieniał, nie tylko z gniewu. Gdybym zachowała czujność, co oczywiście było niemożliwe z powodu nabzdryngolenia, zauważyłabym, że wszystkie dziewczyny wokół mnie nagle zaczęły się uśmiechać, a faceci wokół stali się jakby spięci.
– Roxie… – usłyszałam za sobą głęboki głos.
Nie rozpoznałam go od razu, ale wydał mi się dziwnie znajomy… To był Hank.
– No więc? – Zignorowałam Hanka i wzięłam się pod boki, wciąż patrząc na wujka.
– Roxanne Giselle, grabisz sobie! – zamruczał złowrogo.
– Ha! – krzyknęłam dumnie, a czując Hanka za sobą, nie mogłam wymyślić nic sensownego.
Gdy Tex pochylił się groźnie nade mną, poczułam, jak Hank chwyta mnie za ramię i odciąga spoza jego zasięgu. Przyciągnął mnie do siebie, a ja byłam zbyt pijana, żeby się opierać, a zresztą podobało mi się to. Wujek spojrzał na niego ponad moją głową.
– Nightingale, może powinieneś ją stąd wyprowadzić i wstukać swój numer w mój cholerny nowy telefon?
– Niezła opcja – rzekł Hank za mną.
W przebłysku świadomości pomyślałam, że to kiepska, bardzo kiepska opcja. Nie było jak się wywinąć. Hank już manewrował moim bezwładnym ciałem poprzez tłum. Zgarnął z krzesła swoją kurtkę i wyprowadził mnie przez kuchnię tylnymi drzwiami.
Tak to się właśnie zaczęło.
Początek końca.
Uderzenie chłodnego nocnego powietrza odczułam jak policzek. Gdybym nie odfrunęła do krainy niegrzecznych dziewczynek, to od razu bym wytrzeźwiała. Niestety, już odleciałam, byłam kompletnie nieprzytomna. Wetknęłam telefon do tylnej kieszeni i spojrzałam na Hanka.
– Wujek jest uparty – rzekłam butnie.
Włączył światło na tylnym ganku, dodatkowo oświetlała nas latarnia stojąca za domem. Hank podszedł do mnie i zarzucił mi kurtkę na plecy. Objął