Od pierwszego wejrzenia. Kristen Ashley

Читать онлайн книгу.

Od pierwszego wejrzenia - Kristen Ashley


Скачать книгу
wypadek.

      – Tu muszę ci przyznać rację – rzekł, nie odrywając ode mnie spojrzenia.

      – Podejrzewam, Whisky, że sporo jeszcze w tej kwestii zostało niedopowiedziane.

      Zacisnął dłonie na materiale, przysunął się jeszcze bliżej.

      – Whisky…? – Głos mu złagodniał, a spojrzenie złotych oczu zrobiło się jakby senne.

      Serce skoczyło mi w piersi. Nie zamierzałam mu tego tłumaczyć, usiłowałam się odsunąć. Nie byłam aż tak ubzdryngolona, żeby całkowicie stracić czujność. Brnęłam dalej w tę rozmowę.

      – Z tego, co Tex mi pisał, wnioskuję, że bardzo cię szanuje, więc jeśli to ty każesz mu używać telefonu, z pewnością posłucha.

      – Może skończymy już gadkę o telefonie, co?

      Przechyliłam głowę i patrzyłam na niego przez przymknięte powieki.

      – Że niby ty nie jesteś uparta? – zapytał.

      – Nie – skłamałam gorliwie.

      – Jasne. – Wyszczerzył się w uśmiechu.

      – Przestań się ze mnie śmiać, nie jestem uparta!

      – I może jeszcze powiesz, że nie jesteś wymagająca?

      – Nie! – żachnęłam się.

      To była bzdura, byłam cholernie wymagająca. Przyglądał mi się uważnie.

      – Gdyby wczoraj ktoś mi powiedział, że siostrzenica Texa jest taką laską, w życiu bym nie uwierzył! Że ma taki charakterek, pewnie, ale nie, że tak wygląda!

      – Co to niby ma znaczyć? – warknęłam.

      – To znaczy uparta, pewna siebie, lekko stuknięta.

      – Nie jestem stuknięta! – wypaliłam, choć oczywiście byłam walnięta, może nie tak jak wujek Tex, ale zawsze.

      – Jasne… – Hank parsknął znowu.

      – Ile my się znamy, dziesięć sekund? I już ci się zdaje, że tak dobrze mnie znasz?

      – Kochanie, rozgryzłem cię już w chwili, w której przekroczyłaś próg Fortnum.

      Zatkało mnie.

      Odetchnęłam z trudem i postanowiłam podrążyć temat. Głupie to było, wiem, a poza tym byłam już nieźle napruta, więc co mi zależało?

      – I uważasz, że jestem uparta i wymagająca?

      – Tak stwierdził Eddie i myślę, że ma sto procent racji.

      Cholera, gadali o mnie!

      – To dlatego za mną nie przepada – skonkludowałam.

      Uśmiech zniknął z jego twarzy, opuścił ręce i się odsunął. Gdy był tak blisko, czułam się ciepło i bezpiecznie. Nie podobało mi się to, że się odsunął.

      – Eddie nie ma cierpliwości do wymagających lasek – poinformował mnie Hank.

      – Eddie wcale mnie nie zna i ty też nie! Nie macie prawa mnie oceniać!

      – Eddie wkrótce przekona się, że miał rację, i się z tym pogodzi. Ja już się pogodziłem.

      Nie chciałam, by się z czymkolwiek godził. W ogóle go w tamtym momencie nie chciałam. To nie była do końca prawda, ale przekonywałam samą siebie, dość mało skutecznie, w końcu byłam nieźle zawiana.

      Hank patrzył na mnie tak, jakby mógł odczytać moje myśli.

      – Jak długo zostajesz w Denver? – zapytał neutralnie.

      – Przez jakiś czas – odparłam.

      – Ile to jest „jakiś czas”? – drążył.

      – Jeszcze nie zdecydowałam.

      – Wystarczająco długo, by zjeść ze mną kolację?

      A niech mnie! Wujek pisał o tym w listach i proszę, zaczynało się. Ci chłopcy z Denver nie certolili się, jeśli czegoś chcieli.

      – Że co proszę? – Zamrugałam, bo chyba się przesłyszałam.

      – Dobrze słyszałaś.

      – To nie jest najlepszy pomysł – odpowiedziałam, wyciągając przed siebie dłoń dla podkreślenia sprzeciwu.

      Zapomniałam, że wciąż miałam w ręku kieliszek z martini, i teraz rozchlapało się po chodniku. I po kurtce Hanka.

      – Cholera, przepraszam! – Odwróciłam się, żeby odstawić kieliszek na pobliski stolik, i pomyślałam, że to świetna okazja do ucieczki. – Pójdę po ręcznik!

      Zatrzymał mnie, chwytając za ramię. Cóż, nici z ucieczki.

      – Nic się nie stało…

      – Oblałam cię drinkiem!

      – Zaraz wyparuje.

      Gapiłam się na niego bezmyślnie.

      – Wcale nie, to zamsz. Cholera, całkiem przemoknięte… Odkupię ci.

      – Niczego mi nie odkupisz!

      – Odkupię, zniszczyłam ci kurtkę. Idę po ręcznik.

      – Nie chcesz odpowiedzieć na moje pytanie. – Hank nie zamierzał się poddać.

      – Nie chcesz osuszyć tej plamy?

      Oczywiście, że nie chciałam mu odpowiadać, za wszelką cenę usiłowałam się wywinąć! Przyciągnął mnie bliżej.

      – Wróćmy do tej wspólnej kolacji. Jutro wieczorem. Podjadę po ciebie o szóstej trzydzieści. Gdzie się zatrzymałaś?

      Pokręciłam przecząco głową.

      – Akurat o tej porze będę zabawiać koty wujka Texa. – To było słabe, ale nic innego nie przyszło mi do głowy.

      Przyciągnął mnie jeszcze bliżej.

      – Czy jest jakiś powód, dla którego odrzucasz moje zaproszenie?

      Był, i to niejeden, miałam milion powodów, a najważniejszy miał na imię Billy. Oczywiście nie zamierzałam żadnego z nich zdradzić Hankowi.

      – Nie – skłamałam.

      – Więc gdzie się zatrzymałaś? – Hank również potrafił być uparty.

      – Posłuchaj, przyjechałam tylko w odwiedziny do wujka, zaraz mnie tu nie będzie.

      Zdawać by się mogło, że nie był w stanie przyciągnąć mnie już bliżej bez nieuniknionego zetknięcia się naszych ciał. Spojrzał na mnie z góry z uśmiechem. Mój umysł opustoszał na widok tego uśmiechu; był zniewalający, hollywoodzki.

      – Kochanie – szepnął niskim, zmysłowym głosem – może tylko to miałaś w planach, dopóki nie przekroczyłaś progu Fortnum. Wówczas mnie zobaczyłaś, a ja ujrzałem ciebie i twoje plany uległy zmianie. Oboje to wiemy, ale widzę, że muszę cię przekonać.

      A niech mnie! Poczułam motyle w brzuchu i dziwne napięcie w biuście, który aż rwał się do tego, by przylgnąć do piersi Hanka. Aż dziw brał, że nie wyskoczył mi z biustonosza z tej tęsknoty.

      Tak, chciałam, żeby mnie przekonał. Pragnęłam tego. Czy dlatego wypaliłam taką głupotę?

      – Nie masz pojęcia, po co tu jestem.

      Jego twarz była tuż przy mojej. Nie mogłam się ruszyć, choć wiedziałam, że powinnam.

      – Nie mam póki co,


Скачать книгу