Odwet Wysokiej Gwiazdy. Erin Hunter
Читать онлайн книгу.na króliczą ścieżkę, którą podąży w kierunku skały. Istotnie, otworzyła się przed nim szczelina, ale ciągnęła się ledwie kilka długości ogona, kończąc się ślepo wśród pni janowca. Puls Wysokiej Łapy przyspieszył. Uczniowie natychmiast go znajdą. A potem Ryjówcza Łapa będzie z niego drwił przez resztę dnia. Albo nawet – znając go – przez resztę życia. „Królik” skręcił i przecisnął się pod grubymi gałązkami wrzosu, krzywiąc się z wysiłku. Szarpał się, ale parł do przodu, aż w końcu przecisnął się na drugą stronę, gdzie znalazł przerwę między krzewami.
Poczuł ostry smrodek. Królicze bobki! A więc znalazł szlak, który wiódł między pędami. Ruszył nim, instynktownie trzymając głowę nisko i przykucając, by grzbietem nie trącać wrzosów i nie zdradzić swej pozycji.
Czy w ogóle podążam we właściwą stronę? Gdzie jest ten głaz? – zastanowił się.
Nie mógł dostrzec celu przez gęstwinę, ale wyciągnięcie szyi w celu zorientowania się w swoim położeniu nie wchodziło w rachubę. Od razu zostałby spostrzeżony. Skupił się na woni, może stąd przyjdzie jakaś wskazówka? Torf i wrzosy. A także znajoma woń Rogatej Łapy. Czy młody kocur był blisko?
Wysoka Łapa nabrał prędkości, strzygąc uszami na prawo i lewo i nasłuchując pościgu. I rzeczywiście słyszał za sobą rytmiczne uderzenia łap o ziemię. Akurat gdy spostrzegł rozwidlenie ścieżek, przypomniał sobie instrukcje Pochmurnego Pędu: „Zmień kurs!”. Ostro skręcił, wybierając trasę, która biegła odrobinę w górę. Czuł drżenie gruntu. Więcej łap przebierało za jego ogonem. Uczniowie byli na tropie.
Ścieżka zaczęła się robić bardziej stroma i wypełniła się kamieniami, co sprawiło, że „królik” musiał zwolnić, by się nie potknąć i nie złamać łapy. Uświadomił sobie, że także pościg zredukuje tu prędkość. Po szaleńczej wspinaczce po kamieniach wypadł nagle spomiędzy wrzosów na trawiaste zbocze wzgórza. Położył uszy i przyspieszył. Pamiętając o nowo wyćwiczonych zdolnościach, przedłużał każdy sus. Trawa się przed nim rozmywała. Łapiąc wdech, skusił się, by spojrzeć za siebie.
Rogata Łapa wypadł spomiędzy krzewów. Żytnia Łapa i Łania Łapa były tuż za nim. Wysoka Łapa ujrzał, jak ogon kocura smaga najpierw w jedną, potem w drugą stronę. Planowali go otoczyć! Rzucił się ostro w bok, wpadając w lekki poślizg na trawie. Przecinając ścieżkę uczniów, uniemożliwił im oskrzydlenie go.
– Dalej, Rogata Łapo! Myśl! – zawołał Osikowy Zachód stojący wyżej na wzgórzu.
Wiatr rozwiewał wąsy Wysokiej Łapy. Czuł w głębi ciała ożywczą energię. Pędził szybko jak ptak. Ale uczniowie i tak go doganiali.
Zawracaj – pomyślał. Był drobniejszy od tych, którzy go ścigali, a to dawało mu przewagę: zwinność. Zaczął zwalniać, z początku stopniowo. – Uznają, że mnie przegonili.
Rzucił okiem przez bark, z radością witając błysk triumfu w oczach Żytniej Łapy. To ona teraz prowadziła, a Rogata Łapa był zaraz za nią, naśladując każdy jej sus. Za nim Łania Łapa odbiła w bok; Wysoka Łapa ujrzał, jak młoda kotka chytrze mruży oczy.
Będzie chciała mnie dogonić i odciąć mi drogę – stwierdził.
Raptownie wbił mocno łapy w trawę. Odwrócił się, rozorawszy darń, po czym popędził wprost ku uczniom. Oczy mieli okrągłe ze zdumienia.
Zaskoczeni, co? – pomyślał. Kładąc uszy i wyciągając ogon, „królik” popędził w dół, wprost pomiędzy Rogatą Łapę i Łanią Łapę.
– Nie dajcie się przegonić kociakowi! – krzyknął Pochmurny Pęd gdzieś z góry.
Kociakowi? Jestem uczniem! – zakrzyknął w duchu.
Mknął w dół wzgórza. Skała zamigotała na skraju jego pola widzenia. Musiałby zmienić kurs, by do niej dotrzeć. Trójka uczniów starała się zawrócić, ślizgając się po trawie gdzieś za jego ogonem. Należało obrać kurs ku skale, nim pogoń odzyska pewność kroków. Skoczył w bok, a tylne łapy wyślizgnęły się spod niego. Uderzył brzuchem o ziemię, ale zdołał się poderwać i znów zaczął biec. Rogata Łapa go doganiał. Słychać już było jego szybki oddech. Siostry pędziły zaraz za jego ogonem. Ale „królik” zbliżał się już do skały. Jeśli tylko utrzyma tempo, zdoła do niej dobiec. Poczuł dreszcz ekscytacji.
I właśnie wtedy czyjeś łapy uderzyły go w bok. Szybkie pchnięcie strąciło go z trasy. Świat dookoła zawirował, gdy Wysoka Łapa przetoczył się po trawie. W końcu się zatrzymał.
– Świetny pościg! – rzekł Rogata Łapa, pochylając się nad nim.
– Jesteś cały? – Łania Łapa przepchnęła się obok brata i spojrzała zatroskana na upolowanego „królika”.
Żytnia Łapa przybiegła trzecia, ale zbyt ciężko dyszała, by cokolwiek móc powiedzieć.
– Tak, nic mi nie jest. – Wysoka Łapa zdołał się podnieść. Też walczył o oddech.
– Doskonała robota! – rzekł Pochmurny Pęd, przybiegłszy wraz ze Świtającą Pręgą.
Ta dodała z błyskiem w oku:
– Prawie ci się udało!
Rogata Łapa wymierzył mu kuksańca.
– Sądziłem przez moment, że nam zwiejesz – wysapał.
Osikowy Zachód, Skowroni Plusk i Zajęczy Lot przybiegli po chwili.
– To było niesamowite – rzekł ten ostatni. – Jestem pod wrażeniem.
Za nim, znacznie mniej entuzjastycznie, podążał Ryjówcza Łapa; wynurzył się zza swego mentora i zmroził wzrokiem „królika”.
– Ja tam bym zdołał dobiec do kamienia.
Łania Łapa machnęła ogonem z niesmakiem.
– Nie sądzę, krótkonogu.
Wysoka Łapa bardzo chciał zamruczeć, ale nie był nawet w stanie nabrać porządnego wdechu.
Pochmurny Pęd ruchem głowy wskazał Cztery Drzewa.
– Teraz przetestujmy waszą umiejętność polowania.
Strzygąc uszami, Rogata Łapa ruszył dziarsko w dół zbocza. Sprawiał wrażenie, jakby przed chwilą gonił co najwyżej jakiś listek. Uczennice i mentorzy całej trójki poszli za nim i wszyscy szybko zniknęli we wrzosach.
Świtająca Pręga węszyła przez chwilę.
– Sądząc po zapachu, zanosi się na dobre łowy.
Wysoka Łapa wywalił język. Sam czuł jedynie wiatr.
Mentorka się otrząsnęła.
– Nie martw się. Szybko się nauczysz, jak zwęszyć zdobycz przez pół wrzosowiska.
– Głodny jestem – rzucił Ryjówcza Łapa, z nadzieją patrząc ku gęstej linii drzew u stóp porośniętego wrzosami zbocza. – Czy i my nie moglibyśmy zapolować?
– Najpierw ruchy bitewne – odrzekł Zajęczy Lot.
– Z Wysoką Łapą? – obruszył się młody kot. – Przecież on nawet żadnych nie zna.
Mentor zmierzył go chłodnym spojrzeniem.
– W takim razie naucz go kilku.
Szyderczy kocur stanął o długość ogona od kompana z legowiska. Jego brązowa sierść upodobniła go do kawałka drewna leżącego na czesanym przez wiatr wrzosowisku.
Świtająca Pręga lekko smagnęła ucznia ogonem, ponaglając go.
– Najpierw będzie musiał poznać ruchy obronne – przypomniała Ryjówczej Łapie. – Zaatakuj go,