Skradzione laleczki. Ker Dukey
Читать онлайн книгу.to jeszcze nie jest porażka. To może być poszlaka. Opis sprawcy brzmi jak jego opis. A takie zachowanie zgadza się ze sposobem działania Benny’ego.
Znajdę tego gnoja. W końcu go znajdę.
– To ona. – Wskazuję palcem obraz na monitorze, na którym oglądamy nagranie z kamery przemysłowej. Widzimy, jak Alena wychodzi z centrum handlowego, a mężczyzna, który pasuje do opisu Kiki, przechodzi przez drzwi niecałą minutę później. Ma opuszczoną głowę i czapkę z daszkiem. Ukrywa się. – Można to obejrzeć pod innym kątem?
– Niestety nie. To jedyna kamera, która filmuje tę część centrum – oświadcza technik, wciskając kilka przycisków, by nieco rozjaśnić obraz.
Pomieszczenie, w którym jesteśmy, wydaje się mikroskopijne, szczególnie w porównaniu z ogromnym centrum handlowym. Wszyscy patrzymy w jeden z co najmniej stu ustawionych obok siebie ekranów. Scott wisi nade mną ze swoim wielkim cielskiem. Za każdym razem, kiedy nabieram oddechu, wdycham powietrze, które on wypuścił z płuc. Pachnie słodko, jak gdyby Dillon miał w ustach cukierka.
Wow, czy ja naprawdę użyłam słów „Dillon” i „słodko” w tym samym zdaniu? Robi mi się niedobrze. Natychmiast przewracam oczami.
– A co z kamerami przed budynkiem? – pyta Scott, nachylając ciało nad ramieniem technika, i przy okazji ocierając się o moją rękę. Przechodzi mnie lodowaty dreszcz, chociaż w pokoju jest potwornie gorąco. Nie najlepiej radzę sobie w takich ciasnych, zamkniętych pomieszczeniach.
Mężczyzna wyszukuje coś w komputerze i za chwilę włącza kolejny film.
– Przeglądam te nagrania od rana, odkąd zadzwoniliście. Patrzcie, znalazłem ją tutaj. – Wskazuje ekran. – Właśnie wyszła z centrum.
Przełącza na nagranie z innej kamery. Widzimy jak dziewczyna wychodzi na parking od południowego zachodu i zaraz znika nam z pola widzenia. Technik chce już wyłączyć odtwarzanie, ale natychmiast łapię go za nadgarstek.
– Jeszcze chwila.
Sekundę później wychodzi mężczyzna w czapce z daszkiem.
Kiedy tylko go zauważam, mój puls gwałtownie przyśpiesza. Facet jest zdecydowanie chudszy niż Benny, ale w końcu minęło już osiem lat, odkąd widziałam go po raz ostatni. Mógł zrzucić kilka kilogramów, stracić mięśnie.
To on. To musi być on.
– Odchodzi w innym kierunku. – Rozmyślania przerywa mi Dillon. Spuszcza wzrok na moją klatkę piersiową, ale sekundę później gwałtownie go odwraca. Muszę przyznać, że zrobił to całkiem subtelnie, jednak i tak zauważyłam, gdzie patrzył. Robi mi się gorąco. Jak gdyby upał panujący w tym ciasnym pokoju nie był wystarczający…
– Ale mógł przecież wrócić – protestuję, wachlując twarz dłonią. – Albo podejść ją z innej strony!
Dillon marszczy ciemne brwi, dokładnie mi się przyglądając.
– No tak. Albo po prostu jest zwykłym facetem, który idzie sobie do domu.
Nagle znów spogląda w mój dekolt. Tym razem jednak ja również spuszczam wzrok. Chcę zobaczyć, co go tak zainteresowało.
Otwieram szeroko usta, ale zaraz zamykam je z powrotem. Moja skóra pali. Dosłownie. Palę się ze wstydu. Odpadł mi guzik koszuli. Błyszczące od potu piersi są teraz widoczne dla wszystkich, którzy mają ochotę je pooglądać. Cudownie.
Zakrywam dekolt marynarką z nadzieją, że się nie ugotuję. Scott za to unosi w górę kącik ust. Od razu jednak potrząsa głową i na powrót przybiera poważny wyraz twarzy.
– Przestań dramatyzować. To tylko zwykły facet – kontynuuje, podnosząc wzrok na moją twarz.
Ta, jasne. Zwykły facet. Benny nie jest zwykłym facetem. Jest potworem.
Mimo to wzdycham, pokonana. Dillon ma rację. To nagranie nie będzie wystarczającym dowodem. Klepię technika po ramieniu i wskazuję palcem ekran.
– Prześlij to proszę na nasz komisariat.
Zostawiam ich i czym prędzej uciekam z klaustrofobicznego pokoju, który zdecydowanie za bardzo przypomina moją celę.
Dopadnę cię, Benny.
– Jak minął dzień, kotku?
Odkładam na stół swoją broń i odznakę, po czym idę do kuchni, wiedziona przyjemnym zapachem. Bo stoi przy kuchence.
– W porządku – wzdycham, klepiąc go po plecach i spoglądając na patelnię. – Mmm, kotlety mielone. Pycha. – Gdyby dla mnie nie gotował, już dawno umarłabym z głodu.
Bo chichocze i składa pocałunek na moim czole.
– Wyglądasz dziś strasznie. Jak dobrze, że jesteś już w domu. Na pewno wszystko w porządku? – Unosi brew w oczekiwaniu na odpowiedź.
– Och, właśnie takie słowa chciałam usłyszeć od mężczyzny, który podobno mnie kocha – żartuję, kradnąc kawałek selera naciowego z miski na sałatkę.
– Nie podobno, tylko na pewno, kotku. Zresztą, później ci to udowodnię, zobaczysz. – Posyła mi oczko, a ja wypuszczam z płuc powietrze. Bo to naprawdę wspaniały facet.
Spoglądam na jego przystojną twarz. Ma takie urocze, przyjemne dla oka rysy. Niewielki zarost pasuje do ciemnoblond włosów, które z natury są kręcone i puszyste. Bo ścina je jednak bardzo krótko, specjalnie dla mnie. To z powodu pierwszej nocy, którą ze sobą spędziliśmy. Pamiętam to jak dziś. W pokoju było ciemno, a on przytulił się do mnie od tyłu. Kiedy tylko przydługi kosmyk włosów dotknął mojego policzka, nagle znów byłam w celi. Byłam ofiarą. Lalką. To koszmar… Ale ja wcale nie spałam. Zaczęłam walczyć. Zrzuciłam Bo z łóżka i uderzyłam go, zostawiając bliznę tuż nad prawym okiem. Rozcięłam jego skórę pierścionkiem, który dostałam od niego tego samego dnia. W tamtym okresie często mi odbijało. Zresztą, nawet teraz z moją psychiką nie wszystko jest w porządku. Bo jednak jakoś ze mną wytrzymuje. Uwielbia mnie. Czuję to w jego dotyku, widzę w spojrzeniu krystalicznie niebieskich oczu i w uśmiechu, którym ociepla każde pomieszczenie, do którego ja wprowadzam jedynie chłód. Trzeba przyznać, że do siebie pasujemy. Jego dobroć do mojej agresji. Wszechświat połączył nas ze sobą, byśmy się nawzajem dopełniali.
– Szczerze mówiąc – przerywam ciszę i wyjmuję talerze. – Miałam okropny dzień. Jest nowa sprawa. Zaginiona dziewczyna, Alena Stevens. Ma czternaście lat.
Porwana z centrum handlowego. Przez niego.
Odwraca się w moją stronę, ale z początku nie mówi ani słowa. Z łatwością wyczuwam, jak opuszcza go dobry nastrój. Bo nienawidzi tej obsesji, którą mam na punkcie odnalezienia Macy. Wie, że każdą sprawę traktuję tak, jak gdybym ratowała siostrę. Kiedy opowiadam mu o pracy, zawsze się krzywi. Chciałabym mu tego zaoszczędzić, ale nie potrafię. Gdybym musiała trzymać to wszystko dla siebie, to chyba bym oszalała.
– Postaraj się za bardzo w to nie angażować, skarbie. Bo znowu mi schudniesz i nie będziesz mogła spać. A ja wolę swoją dziewczynę z bardziej kobiecymi kształtami – mówi z wymuszonym uśmiechem. Jak zawsze próbuje podchodzić do moich obsesji z humorem.
– No cóż, póki co zjadłabym konia z kopytami, więc tym kobiecym kształtom raczej nic nie zagraża.
Tym razem jego uśmiech wygląda szczerze.
– Świetnie. Lubię cię właśnie taką, jaka jesteś.
I to prawda. Wiem o tym. Zresztą, wcale nie wyglądam najgorzej. Dziewczynka, która przez lata była dręczona i