Zbrodnia wigilijna. Georgette Heyer

Читать онлайн книгу.

Zbrodnia wigilijna - Georgette  Heyer


Скачать книгу
wspomnienia. – Byłem romantycznym młodzieńcem! Myślę, że wielu uważało mnie za nieodpowiedzialnego młodego człowieka, ale ja nigdy niczego nie żałowałem. Nigdy!

      – Skoro mnie rozumiesz, proszę, żebyś przemówił do rozumu stryjkowi Natowi – powiedziała Paula z cieniem rezygnacji w głosie.

      – Spróbuję, moja droga. Jednak wiesz, jaki jest Nat! To kochany stary złośnik! Jest najwspanialszym człowiekiem pod słońcem, ale, niestety, ma swoje uprzedzenia.

      – Przecież dwa tysiące funtów to dla niego żadne pieniądze. Nie rozumiem, dlaczego nie chce dać mi ich teraz, kiedy jestem w potrzebie. Czy mam czekać, aż umrze?

      – Niedobra dziewczyna! Nie dziel skóry na żywym niedźwiedziu.

      – Przecież obiecał, że zapisze mi trochę pieniędzy. Poza tym ma chyba taki obowiązek. Jestem w końcu jego jedyną bratanicą.

      Było jasne, że Joseph nie aprobuje tak bezdusznego stawiania sprawy. Cmoknął z niezadowoleniem i jeszcze raz uścisnął dłoń Pauli.

      – Bardzo lubię dobre recytacje. Pamiętam, że znałam kiedyś ogromnie wzruszający wiersz o mężczyźnie, który zmarł z pragnienia na Llano Estacado. Nie wiem dlaczego, ale chyba zabłądził, jadąc konno. Wiersz był bardzo dramatyczny, jednak minęło dużo czasu, odkąd sama go recytowałam, i już zapomniałam większość tekstu.

      Po tej deklaracji wszyscy odetchnęli z ulgą. Paula z kolei oznajmiła, że nie lubi recytować wierszy, ale gdyby stryjek Nat nie był pochłonięty grą w brydża, poprosiłaby Willoughby’ego, aby głośno odczytał swoją sztukę.

      – Spodziewam się, że dobrze byśmy się bawili – stwierdziła Maud obojętnym tonem.

      Nathaniel nie zwykł przedłużać swojej aktywności do późnych godzin, nie był też typem gospodarza, który zmienia zwyczaje, żeby zadowolić gości. Godzinę przed północą brydżyści wrócili do salonu, gdzie czekała na nich taca z napojami, a Nathaniel oznajmił, że idzie już do łóżka.

      Edgar Mottisfont ośmielił się mu przypomnieć:

      – Miałem nadzieję, że dłużej dziś z tobą porozmawiam, Nat.

      Nathaniel zerknął na niego spod krzaczastych brwi.

      – O tak późnej godzinie nie zajmuję się już interesami – oświadczył.

      – Ja też chciałam zamienić z tobą słówko – wtrąciła Paula.

      – Nie dam ci – odparł Nathaniel i parsknął śmiechem.

      Maud powoli zbierała karty ze stolika.

      – Boże, to już jedenasta? Ja też muszę iść do łóżka.

      Valerie wydawała się przerażona perspektywą powrotu do sypialni o tak wczesnej dla niej porze. Dlatego z ulgą przyjęła wesołą propozycję Josepha:

      – Cóż, mam nadzieję, że nikt więcej nie opuści towarzystwa. Noc jest jeszcze młoda, co, Valerie? Może pójdziemy do pokoju bilardowego i posłuchamy radia?

      – Najlepiej będzie, jeśli ty też pójdziesz już spać – stwierdził Nathaniel, na którego źle wpływało radosne usposobienie brata.

      – Ani mi się śni! – zawołał Joseph. – Powiem ci coś, Nat. To ty bardzo dobrze zrobisz, jeśli zostaniesz z nami.

      Chyba jakiś zły duch kazał mu po tych słowach serdecznie klepnąć brata w plecy. Dla wszystkich było oczywiste, że trafił Nathaniela pomiędzy łopatki, on zaś, który szczerze nienawidził takiej poufałości, natychmiast jęknął i wykrzyknął:

      – Moje lumbago!

      Wyszedł z salonu pochylony jak inwalida, przyciskając dłoń do kręgosłupa gestem, który jego rodzina znała doskonale, a który sprawił, że Valerie szeroko otworzyła śliczne usteczka i zawołała ze zdziwieniem:

      – Nie miałam pojęcia, że lumbago jest aż tak poważną przypadłością.

      – Bo nie jest. Mój drogi stryjek Nat po prostu się zgrywa – oznajmił Stephen, podając Mathildzie whisky z wodą sodową.

      – Nie, Stephenie, nie osądzaj go zbyt pochopnie! – zaprotestował Joseph. – Znam biednego starego Nata wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, że teraz nie udaje. Jestem głupcem, zdaje się, że zrobiłem mu jakąś krzywdę. Chyba powinienem za nim pójść.

      – Za nic w świecie, Joe – zaprotestowała uprzejmie Mathilda. – Masz dobre intencje, ale teraz jedynie go zdenerwujesz. Popatrz lepiej na swoją bratanicę. Dlaczego nasza Paula wygląda jak Muza Tragedii?

      – To przez ten okropny dom! – wybuchnęła Paula. – Czy jesteście w stanie spędzić tutaj godzinę i nie poczuć jego atmosfery?

      – Och, możesz sobie drwić! – naskoczyła na niego Paula. – Ale nawet ty musisz czuć to napięcie!

      – Wiecie, to wcale nie jest zabawne. Ja nie wierzę ani w czary, ani w nic z tych rzeczy, a jednak doskonale rozumiem, co ma na myśli Paula – powiedziała Valerie. – Chodzi o ten dziwny klimat. – Zwróciła się do Roydona: – Mógłby pan napisać o tym cudowną sztukę, co?

      – Raczej nie popieram tego typu twórczości – odparł.

      – Och, z pewnością potrafi pan stworzyć wspaniałą sztukę po prostu na każdy temat – stwierdziła Valerie, patrząc na niego wzrokiem pełnym podziwu.

      – Nawet o świnkach morskich? – spytał Stephen kpiącym tonem.

      Dramatopisarz się zaczerwienił.

      – Bardzo zabawne – mruknął.

      Mathilda zorientowała się, że Roydon nie lubi być obiektem drwin.

      – Poradzę coś panu, proszę nie zwracać uwagi na głupie i wątpliwe dowcipy mojego kuzyna – powiedziała.

      Stephen nie przejął się jej słowami i jedynie wyszczerzył do niej zęby. Ale Joseph, który wyznawał zasadę, że dobrej dyplomacji nigdy nie jest za dużo, popatrzył poważnie w twarz Roydonowi i rzekł:

      – Przecież wszyscy wiemy, że nasz stary, poczciwy Stephen lubi się zgrywać!

      – Boże! – zawołał Stephen bardzo głośno.

      Paula aż podskoczyła. Szybkim, niekontrolowanym gestem odgarnęła włosy znad brwi.

      – Właśnie o to mi chodzi. Zachowujecie się w taki sposób pod wpływem tego domu! Przecież on wywołuje ogromne napięcie: jakby rozciągał pomiędzy nami sprężynę, która w końcu pęknie! Stephen, kiedy tutaj przyjeżdża, zawsze wydaje się gorszym człowiekiem niż zazwyczaj. A ja jestem na skraju szaleństwa. Valerie flirtuje z Willoughbym, żeby wzbudzić zazdrość u Stephena, z kolei stryjek Joe jest nerwowy i mówi przykre rzeczy; wiem, że tego nie chce, a jednak nie potrafi się powstrzymać.

      – No, naprawdę! – zawołała Valerie. – Masz tupet! Pan Joseph i przykre słowa!

      – Nie myślcie, że się dobrze bawię – wyznała z kolei Mathilda. – Święta, wszystkie dzieci razem w domu i tak dalej. Cholerne tradycyjne Boże Narodzenie!

      Roydon zauważył roztropnie:

      – Oczywiście wiem, o co paniom chodzi. Ja sam głęboko wierzę we wpływ otoczenia na ludzi.

      – A po tych krótkich wystąpieniach – odezwał się Stephen – widownia eksplodowała oklaskami.

      Joseph rzeczywiście


Скачать книгу