Zbrodnia wigilijna. Georgette Heyer
Читать онлайн книгу.w domu, a następnie ozdobić. Do tej świątecznej pracy potrzebował ochotników, jednak szukając ich, natrafił na trudności. Paula najwyraźniej uznała, że strojenie choinki na Boże Narodzenie jest zwyczajem niepoważnym, Stephen na samą myśl, że mógłby w tym uczestniczyć, dostawał mdłości, według Edgara Mottisfonta było to zajęcie dla młodszych, a Maud po prostu nie chciało się nic robić.
Maud, która czytała kolejne rozdziały Życia Elżbiety, cesarzowej Austrii, zwróciła na siebie uwagę, informując całe towarzystwo, że Elżbietę uwielbiali Węgrzy. Wyraziła też przypuszczenie, iż cesarzowa była bardzo niestabilna emocjonalnie, i spytała Roydona, czy mógłby napisać sztukę na ten nadzwyczaj ciekawy temat.
Roydon był tą propozycją zdumiony. Oznajmił (z wyniosłą miną), że dramaty kostiumowe nie leżą w obszarze jego zainteresowań.
– Przecież jej życie było pełne dramatycznych zwrotów – naciskała Maud. – Na pewno byłoby godne dzieła z gatunku płaszcza i szpady.
W pośpiechu interweniował Joseph, mówiąc, że według niego życie cesarzowej nie jest odpowiednim motywem do napisania sztuki teatralnej, i spytał Maud, czy nie zechciałaby jednak odłożyć książki i pomóc przy strojeniu choinki.
Nie zechciała. W końcu jedynie Mathilda przystała na jego prośbę. Stwierdziła, że uwielbia zawieszać na drzewkach pstre dekoracje, i wyraziła gotowość ozdobienia choinki ogromną liczbą kolorowych bombek i srebrzystych sopli.
– Myślę jednak, Joe – powiedziała, kiedy towarzystwo się rozpierzchło – że nikt nie ma tyle co ty chęci do urządzenia tradycyjnego przyjęcia świątecznego.
– To się jeszcze zmieni, moja droga. To się zmieni, kiedy wybije godzina zero – odparł Joseph, nieuleczalny optymista. – Mam trochę drobnych prezentów do zawieszenia na drzewku. No i sztuczne ognie, oczywiście!
– Nie wydaje ci się, że Edgarowi Mottisfontowi coś leży na wątrobie? – spytała Mathilda, zmieniając temat.
– Rzeczywiście – zgodził się Joseph. – Chyba chodzi o jakieś drobne niepowodzenia w interesach. Wiesz, jakim skostniałym tradycjonalistą jest Nat, a Edgar chce coś na nim wymóc. Ale to minie, zobaczysz!
Przygaszone spojrzenie Mottisfonta w czasie wspólnego lunchu wskazywało, że jego rozmowa z cichym wspólnikiem nie przebiegła w świątecznym nastroju. Nie tylko Mottisfont wydawał się przybity, bo także Nathaniel siedział przy stole z ponurą miną i odrzucał wszelkie próby wciągnięcia go do rozmowy.
Valerie, która w ostatnich godzinach nawiązała grubą nić przyjaźni z dramatopisarzem, wydawała się nie zwracać uwagi na ponury nastrój gospodarza, lecz wszyscy inni go wyczuwali. Stephen także był posępny, jego siostra niespokojna, Mathilda milczała, Roydon sprawiał wrażenie zdenerwowanego, a napędzany wrodzonym brakiem taktu Joseph co chwila pytał, co im właściwie dolega.
Nadeszła jednak chwila, w której niespodziewanie dla wszystkich przygnębienie Nathaniela zmieniło się w dobry humor. Gdy się zorientował, że tylko jego ponura mina jest przyczyną niemiłej atmosfery przy stole, postanowił to zmienić. Choć wydawało się, że dyrygowanie nastrojem ludzi przynosi mu złośliwą satysfakcję, kiedy towarzystwo wstawało od stołu, był już na tyle rozluźniony, że spytał gości, czym chcą się zająć, aby wesoło spędzić popołudnie.
Maud przerwała długie milczenie i oznajmiła, że wypocznie tak jak zawsze i trochę poczyta. Wciąż pielęgnując w sobie myśl, iż losy cesarzowej mogłyby się stać doskonałym materiałem na sztukę, zauważyła głośno, że ze względu na liczne podróże tej kobiety trudno będzie przenieść na scenę najważniejsze wydarzenia z jej życia.
– Ośmielam się jednak stwierdzić, że potrafiłby pan dać sobie z tym radę – powiedziała uprzejmie do Roydona.
– Willoughby nie pisuje takich sztuk – zaoponowała Paula.
– Moja droga, ja po prostu uważam, że sztuka o życiu cesarzowej mogłaby być interesująca – odparła Maud. – Jakie to było romantyczne życie!
Ze znudzonych twarzy gości Nathaniel odgadł, że Życie Elżbiety, cesarzowej Austrii nie jest dla nich najbardziej pożądanym tematem do rozmowy, więc natychmiast i ze źle skrywaną arogancją wyraził żywe zainteresowanie tą sprawą. Tak więc wszyscy, poza Stephenem, który gdzieś sobie poszedł, musieli jeszcze raz wysłuchać długiej opowieści o fryzurze cesarzowej, koniach cyrkowych i zazdrości arcyksięcia.
– Kto by pomyślał – szepnęła Mathilda Mottisfontowi – że nas, zwykłych śmiertelników, kiedyś będzie prześladować cesarzowa.
Mężczyzna posłał jej szybki, zdawkowy uśmiech, jednak nic nie powiedział.
– Kogo właściwie obchodzi cesarzowa Austrii? – spytała w końcu zniecierpliwiona Paula.
– To jest historia, moja droga – wyjaśniła Maud.
– Nienawidzę historii. Żyję tylko chwilą obecną.
– Mówiąc o chwili obecnej – wtrącił się Joseph – kto pomoże mnie i Tildzie dokończyć strojenie drzewka?
Popatrzył znacząco na bratanicę.
– Och, już dobrze! – odrzekła Paula nieuprzejmie. – Rozumiem, że nie mam wyboru. Choć osobiście uważam, że choinka to zwykły nonsens.
Za oknami znowu zaczął padać śnieg, więc szanse na jakąkolwiek inną rozrywkę się oddaliły, a do ubierania drzewka zabrali się też Valerie i Roydon. Poszli do pokoju bilardowego jedynie po to, by włączyć radio, jednak nie potrafili się oprzeć błyszczącej lamecie, połaciom sztucznego szronu i kolorowym świeczkom. Roydon chciał początkowo pouczyć towarzystwo, że podtrzymywanie starych zwyczajów świątecznych to zwykła dziecinada, a ten konkretny zwyczaj ma w dodatku korzenie germańskie, lecz gdy zobaczył, jak Mathilda przypina do gałązek małe uchwyty do świeczek, zapomniał, że on sam jest ponad to, i zaproponował:
– Może jednak ja to zrobię? Przymocuję uchwyty i zapalę wszystkie świeczki.
Znalazłszy kilka pudełek z poskręcanymi drucianymi sopelkami, Valerie zaczęła przytwierdzać je do drzewka, od czasu do czasu wołając z zachwytem:
– Popatrzcie! Czy to nie wygląda słodko? Och, a tutaj mamy jeszcze takie puste miejsce…
Joseph nie ukrywał, że jest w siódmym niebie. Uśmiechał się zwycięsko do Mathildy, zacierał ręce i dreptał wokół drzewka, głośno chwaląc pracę osób zaangażowanych w jego strojenie, przenosił zdezelowane drewniane schodki w te miejsca, gdzie akurat były potrzebne. Kiedy nadeszła pora herbaty, do pokoju weszła Maud. Powiedziała, że choinka wygląda jak z obrazka i że nie miała dotąd pojęcia, iż cesarzowa była kuzynką Ludwika Bawarskiego, szaleńca, który rozkazał pozostać na swoim dworze Wagnerowi i zachowywał się wobec niego w nieco osobliwy, choć raczej ujmujący sposób.
Po nieudanej próbie przedyskutowania z Mathildą tego, jak długo jeszcze będzie żył Nathaniel, Paula dopadła stryja w gabinecie, przerywając w ważnym momencie jego rozmowę o interesach z Mottisfontem. Nathaniel ją zbył, więc późnym popołudniem, w ponurym nastroju, dołączyła do grupy ubierającej drzewko. Wygłosiła kilka kąśliwych uwag na temat wyglądu choinki i nie zaoferowała żadnej pomocy, jedynie krążyła po pokoju, paląc papierosa i wywodząc głośno, że skoro Nathaniel chce jej zapisać pieniądze w testamencie, to równie dobrze mógłby jej dać te same pieniądze przed śmiercią. Nikt nie zwracał na nią uwagi poza Mathildą, która poradziła jej nie dzielić skóry na żywym niedźwiedziu.
– Dlaczego nie, przecież wszystko jest ustalone! – zawołała rozdrażniona Paula. – Stryj już dawno temu obiecał, że dostanę od niego sporą sumkę. A przecież nie chcę całej tej kwoty już teraz. Wystarczy mi kilka tysięcy, bo w końcu jakie znaczenie ma dla stryja Nata kilka tysięcy funtów?
Zakłopotany