Nabór. Vincent V. Severski

Читать онлайн книгу.

Nabór - Vincent V. Severski


Скачать книгу
chwili taksówkarz.

      – A co tu rozumieć? – Monika była nastawiona prowokująco. – Lać ciapatych… Nie?

      – Daj spokój! – wtrącił się Dima i położył dłoń na jej dłoni. – Nie było pytania – rzucił do kierowcy.

      – Dlaczego nie? Odpowiem. Chociaż nie znam się na polityce. Jestem przeciwko wojnie, każdej wojnie, a do muzułmanów nic nie mam. Bardziej martwią mnie miejscowi szaleńcy i oszuści, tacy jak ten Bolecki…

      – No to graba! – Monika wyciągnęła rękę, a kierowca ją uścisnął. – Niech się pan nie gniewa, ja tylko tak…

      – Nie ma sprawy – odparł z uśmiechem.

      Dima musiał przyznać, że Monika wygląda pięknie w srebrnej biżuterii, ładnie umalowana i zadziorna. Zamglony wzrok dodawał jej uroku nowości. Nigdy dotąd tak mu się nie podobała jak w tej chwili. I wciąż pozwalała mu trzymać dłoń na jej dłoni.

      Dojechali pod dom na Ursynowie. Przestało padać i noc się rozpogodziła.

      – Niech pan zaczeka, pojedziemy dalej na Powiśle. – Wysiadł z samochodu, obszedł go i pomógł wysiąść Monice, która ku jego zaskoczeniu trzymała się bardzo dobrze. – Odprowadzę cię…

      – Tylko sobie nic nie wyobrażaj. – Uśmiechnęła się i oparła na jego ramieniu.

      – Tego akurat mi nie zabronisz. Będę sobie wyobrażał, co chcę. Możesz tylko nie zaprosić mnie do siebie – powiedział z ironią, bo w gruncie rzeczy bardzo by chciał, żeby go zaprosiła. – Dobrze myślę?

      Stanęli przed wejściem.

      – Ciągle myślisz i myślisz tego wieczoru, a nikt nie wie o czym. Co ty ukrywasz, Dimka? Przecież widzę, że coś ukrywasz. – Miała lekko przymrużone oczy i pogodny uśmiech. – Ja cię rozpracuję, kolego, ale już nie dzisiaj.

      Przyciągnęła go bliżej i pocałowała w usta, a Dima objął ją i przytulił. Stali tak przez kilka sekund, aż coś, co z początku było ledwie dotykiem ust, przemieniło się w namiętny pocałunek. Przywarli do siebie całym ciałem. Nie zdarzyło im się to nigdy wcześniej. W ich związku, naznaczonym ciągłymi emocjami i uczuciem, o którym nigdy nie rozmawiali, taka chwila nadeszła dopiero teraz, kiedy zakończył się najważniejszy etap w ich życiu, już razem nie pracowali i trochę za dużo wypili.

      – Jak jakieś dzieciaki – wyszeptała Monika. – Czuć ode mnie…

      – Jak dzieciaki? – zapytał Dima, a Monika wtuliła twarz w jego ramię. – Ładnie powiedziane. Czuję najwspanialszą kobietę, jaką…

      – Stop… stop…. też ładnie powiedziane, ale ja wiem, jak jest. – Pocałowała go jeszcze raz w usta. – Idź już! Taksówka czeka. Dalej dojdę sama.

      Dima dojechał na Powiśle i nawet się nie zorientował, kiedy taksówkarz zapalił światło i oświadczył: czterdzieści osiem złotych. Dopiero gdy to powtórzył, Dima chwycił za portfel. Odmówił przyjęcia reszty i wysiadł.

      Stanął przed bramą swojego domu, próbując uporządkować męczącą gonitwę myśli napędzaną alkoholowymi oparami. Miał ochotę jeszcze się przejść, trochę przewietrzyć. Tyle ważnych rzeczy wydarzyło się tego dnia, ale wszystko tłumił zapach perfum Moniki.

      Sporo miałem w życiu trudnych chwil – pomyślał Dima – więc dlaczego akurat ten dzień tak mnie dotknął? Bo Monika? Bo nie zadzwoniłem do tych pieprzonych Złotych Brzóz? Bo zobaczyłem, jak się publicznie żre para starych szpiegów? Bo zabawiłem się w prywatne szpiegostwo z legendą wywiadu? Bo nie porozmawiałem ze Stokrotką? Bo kuzynka z Mosadu wieszczy jakąś katastrofę? Bo chcą wykończyć Romana? Jeszcze tylko brakuje, żeby zadzwoniła Wiera… Ogon!

      Nagle sobie przypomniał, że miał dzisiaj obserwację w centrum handlowym i pubie. Rozejrzał się po pustej ulicy.

      – Gdzie jesteście, panowie?! – krzyknął na całe gardło. – Zapraszam na kieliszek do siebie! – poniosło się po pustej ulicy. – Kurwa, tyle gówna w ciągu jednego pierdolonego dnia. Tylko ta Monika… Jednak jest kochana – powiedział na głos i zaczął szukać kluczy do domu. – Chyba ostatni raz tak się nagrzmociłem, kiedy wracałem z Rosji. Jak to jest, że jak się ich szuka, to zawsze są w ostatniej kieszeni…

      Mieszkał na drugim piętrze, ale winda była zepsuta od dwóch dni, więc ruszył po schodach. Doszedł na pierwsze półpiętro, gdy usłyszał trzaśnięcie drzwi i ruch na klatce schodowej. Po chwili szybkim krokiem zeszli trzej mężczyźni. Minęli go w milczeniu i znikli na dole. Nigdy ich wcześniej nie widział.

      Przyspieszył kroku. Dobrze przeczuwał: drzwi do jego mieszkania były uchylone. Pchnął je delikatnie, wsunął rękę i nacisnął włącznik, ale światło się nie zapaliło.

      Wyłączyli prąd, żeby nie działało wi-fi – pomyślał. Bali się ukrytej kamery.

      Poświecił sobie telefonem i włączył prąd. Dopiero teraz zobaczył, że program monitorujący mieszkanie wysłał mu ostrzeżenie. Dima miał zainstalowany system bezpieczeństwa niezależny od wewnętrznego wi-fi, więc na smartfonie utrwaliło się całe nagranie.

      Rozejrzał się po mieszkaniu. Jakby przeszła trąba powietrzna albo trzęsienie ziemi. Nawet go to nie zaskoczyło. Przedstawienie? – pomyślał.

      – Oczywiście, że to show pana Wesołowskiego i prokuratora Farbiarza – powiedział na głos. – Kto to teraz, kurwa, posprząta? Dziękuję kolegom z obserwacji za profesjonalny kipisz, ale trochę się wpierdoliliście, panowie… Co ja tak dzisiaj przeklinam?

      Podszedł do biurka w sypialni, otworzył szufladę i włożył do niej rękę. Wyczuł, że notatnik i pakiet z jego greckim paszportem i dowodem osobistym jest na miejscu.

      Wrócił do salonu i usiadł na fotelu. Włączył program monitorujący. Po chwili na ekranie pojawił się obraz: trzech mężczyzn z latarkami poruszało się nerwowo po mieszkaniu, wyrzucając ubrania z szafy, książki z biblioteki i sztućce z szuflady.

      No tak… – pomyślał. Niczego nie niszczą i niczego nie szukają, więc albo mieli takie polecenie, albo sami tak postanowili. W sumie kulturalnie zrobili ten rozpierdol. Może zadzwonić do Moniki? – przeleciało mu przez myśl, ale spojrzał na zegar i zobaczył, że minęła północ. Uznał, że Monika na pewno już śpi. Ale Stokrotka może jeszcze nie spać, a nawet jeżeli śpi, to akurat teraz powinna się obudzić.

      – Mam kilka pytań, pani naczelnik – powiedział, podnosząc z podłogi książki. – Może niech ktoś przyjedzie z Miłobędzkiej zrobić porządek…

      Uśmiechnął się, ale poczuł, że po raz pierwszy, odkąd rzucił na biurko raport o zwolnienie, zaczyna wzbierać w nim wściekłość, taka prawdziwa, i na pewno nie jest to skutek nadużycia alkoholu. Tak przynajmniej mu się wydawało. Odnalazł aplikację SafeOne, którą dostał od Gerber. Wybrał kontakt oznaczony Mar i nacisnął Połącz.

      Odebrała po dłuższej chwili, wyraźnie zaspana.

      – Obudziłem cię? – zapytał oschle.

      – Tak.

      – To bardzo dobrze.

      – Co? – Nie kryła zaskoczenia. – O czym ty mówisz?

      – To ty nasłałaś na mnie tych złodziei?

      – O czym ty mówisz? – powtórzyła, coraz bardziej poruszona. – Co się dzieje, Dima?

      – Zaraz ci pokażę co. Poczekaj…

      Rozłączył się, załadował kilkunastosekundowy


Скачать книгу