Nabór. Vincent V. Severski

Читать онлайн книгу.

Nabór - Vincent V. Severski


Скачать книгу
to palec, bladź?

      – Siły Ghods to jednostka do zadań specjalnych irańskiej Straży Rewolucyjnej. Wywiad, kontrwywiad i konkretne operacje. Dowódca to generał Ahmad Harumi i jest podległy bezpośrednio najwyższemu przywódcy. Wspierają Asada, Hezbollah, walczą z Daesh i innymi terrorystami sunnickimi. Krótko mówiąc, są teraz naszymi sojusznikami tutaj…

      – Czyli nie kłamał. – Jagan zadumał się na chwilę. – Bladź, uciąłem sojusznikowi palec. – Wziął go do ręki i zaczął oglądać. – Dobry był ten Reza, potrafił walczyć, więc chyba brak jednego palca nie będzie mu bardzo przeszkadzał – powiedział, jakby mu się zrobiło żal Persa. – No i odstrzeliłem mu dwóch kamratów z tych sił specjalnych, co mówisz. No… nie będą zadowoleni, oj, nie będą. – Zrobił minę skarconego chłopca i zacisnął usta. – I ten jego Arab podobno był jakiś bardzo ważny. Ech…

      – Nie widział twojej twarzy, ale i tak ustalą, kim jesteś, głośno o tobie w okolicy. Nie martw się, zajmiemy się tym i…

      – Ech… majorze! Żebyś widział, jak zdjąłem tych trzech! – Jagan wyprostował się dumnie i wydął usta. – To był majstersztyk! Paf… paf… paf… Wintoriez to prawdziwe cudo, i ten celownik! Ach… – Położył rękę na karabinku. – Nawet w najnowszej Call of Duty nie dałbym tak rady. To nalej jeszcze stakana i idę się przespać.

      – A ten palec to z której ręki? – zapytał major.

      – Nie wiem, chyba z lewej. – Jagan wypił wódkę. – Oddam mu go… kiedyś. Na pewno zrozumie, a może mu się przyda. – Schował palec w kieszonce i wstał do wyjścia.

      – Zostaw kamerkę – rzucił za nim Gurbienko. – Muszę to zgrać.

      26

      Zjechała na trzecie piętro, żeby zabrać płaszcz. Była siedemnasta piętnaście. Gerber przez całą drogę zastanawiała się, co się dzieje. Dynamika wydarzeń tego dnia nie miała sobie równych, a przynajmniej Maria nie pamiętała czegoś takiego, chociaż w ostatnich latach uczestniczyła niemal we wszystkich dramatycznych wydarzeniach z życia Agencji. Dzień zaczął się od narady w sprawie Sekcji i rozmowy z Marcelem, a miał się zakończyć wizytą u premiera.

      Szefowie traktowali ją jako beznamiętną i lojalną wykonawczynię ich rozkazów. Uważali, że musi być od nich uzależniona, jeżeli chce przetrwać we wrogim środowisku. Wesołowski sądził nawet naiwnie, że Gerber lubi swoją pracę i skrywa się pod jego skrzydłami.

      Granatowe audi szefa czekało już przed wejściem, a Wesołowski stał obok i wyraźnie podniecony rozmawiał przez telefon, machając drugą ręką jak początkujący dyrygent.

      Nie zauważył nawet, jak wsiadła. Zorientował się dopiero, gdy kierowca dał mu znak.

      – Pani naczelnik… – zaczął, marszcząc brwi – a może wkrótce pani zastępca szefa…

      – A nie powinno być zastępczyni? – odparła Gerber całkiem poważnie. – Taka forma byłaby chyba prawidłowa. Nie sądzi pan?

      – Ależ oczywiście! Zaproponuję to zaraz premierowi. Ale jest inna sprawa… – Wesołowski zmienił temat. – Właśnie rozmawiałem z panem prokuratorem Farbiarzem, który bardzo prosi o przekazanie teczki pana Dimitriosa z czasów, kiedy był on nielegałem.

      – A co to ma do rzeczy? – obruszyła się Gerber. – Przecież śledztwo dotyczy pułkownika Leskiego. Co ma do tego…

      – Pan prokurator prosi – przerwał jej Wesołowski, ale nie zabrzmiał przekonująco i Maria od razu się zorientowała, że zdaje sobie sprawę z bezprawności tego żądania. – A swoją drogą bardzo mi zależy, żeby pani uważnie przejrzała materiały Sekcji i starała się konstruktywnie współpracować z prokuratorem Farbiarzem.

      – Teczka Calderona jest w archiwum pionu N, więc ja nie mam do niej dostępu. Pan, jako szef Agencji, zawsze może ją podjąć i przekazać do prokuratury – powiedziała obojętnie, patrząc w okno.

      Dała mu jasno do zrozumienia, że ona tego nie zrobi, więc odpowiedzialność za tę decyzję będzie musiał wziąć na siebie. Po porannej naradzie wiedziała już, że Wesołowski zdolny jest do każdego świństwa. Na samą myśl, że teczka nielegała wyszłaby z budynku, coś nią wstrząsnęło i aż pokręciła ze wstrętem głową. Byłoby to tak, jakby ktoś odarł wywiad z etosu i zaprzeczył sensowi jego istnienia – pomyślała.

      – Hm… – zamruczał Wesołowski, jakby ważył sugestię Gerber. – Pomyślę o tym. Może jednak będzie trzeba – powiedział, kręcąc głową.

      W tej chwili Maria straciła jakąkolwiek nadzieję na pozytywne zakończenie sprawy. Zrozumiała, że jest tylko jedna strona, po której może się opowiedzieć. Spojrzała na zatroskanego Wesołowskiego, który w milczeniu wpatrywał się w widok za oknem, i poczuła satysfakcję, że zdecydowała się zaprosić Marcela do siebie. To nie był jakiś chwilowy impuls, tylko głębokie przekonanie, że trzeba walczyć z arogancką władzą. Nawet jeśli musi się to odbywać wewnątrz Agencji Wywiadu, a może właśnie dlatego. Kiedy audi skręciło z alei Szucha w bramę URM, Maria wiedziała już, co ma robić. Pomyślała, że chce być razem z takimi ludźmi jak Dima, Marcel czy Roman, chce być taka jak oni, i z odrazą popatrzyła na milczącego Wesołowskiego.

      W holu, przestępując z nogi na nogę, czekał już Jerzy Kaziura.

      – Premier prosi na dół – oznajmił bez powitania i pierwszy ruszył szybkim krokiem w stronę schodów.

      Po chwili weszli do dołka, ale Boleckiego jeszcze nie było.

      – Premier zaraz przyjdzie. Proszę poczekać – rzucił Kaziura i znikł za drzwiami.

      Gerber usiadła na krześle w rogu, a Wesołowski zaczął spacerować po pomieszczeniu, grzebiąc w smartfonie.

      – Muszę wymienić ten telefon – wymruczał. – Internet ciągle się rwie.

      – Tu nie ma zasięgu – rzuciła Gerber.

      – Aaa… Tak. – Schował telefon do kieszeni.

      – Ciekawe, że nie było ochroniarza – dodała. – Nie sprawdzali nas? Zostawili telefony? Dziwne…

      Nie dokończyła, bo otworzyły się drzwi i do pomieszczenia wszedł Bolecki, a za nim Kaziura. Gerber wstała, a premier bez słowa podał jej rękę i przytrzymując dłoń w uścisku, spojrzał w oczy, jakby chciał coś zademonstrować.

      Słabe – pomyślała Maria i zajęła miejsce za stołem konferencyjnym, które wskazał jej Bolecki.

      – Mam bardzo mało czasu – rzucił zdecydowanie i zwracając się do Wesołowskiego, zapytał: – Ma pan coś nowego? Proszę usiąść – dorzucił i sam ciężko opadł na krzesło. – Czyli co? Spierdolił nam… – Spojrzał na Gerber. – Bardzo panią przepraszam. To, niestety, jedyne słowo adekwatne do tego, co się stało. Znikł nam… ostatni świadek, z którego można było coś wyciągnąć. Gdzie on jest? – Pokiwał głową, patrząc w stronę Kaziury.

      – Tego jeszcze nie wiemy – odparł Wesołowski jak uczeń wezwany do odpowiedzi.

      – Ja wiem! Nie trzeba być szpiegiem, żeby się tego domyślić. On jest w Grecji i razem z Leskim dalej spiskuje. Zawiódł mnie pan.

      – Jak już mówiłem panu przez telefon, panie premierze, dzisiaj rano w Agencji mieliśmy naradę z panem prokuratorem i zastępcą szefa ABW. Przygotowujemy intensyfikację działań.

      Gerber przyglądała się tej scenie i zastanawiała,


Скачать книгу