Za moich czasów. Leon Drewnicki

Читать онлайн книгу.

Za moich czasów - Leon Drewnicki


Скачать книгу
w

Leon DrewnickiZa moich czasów

      Wydane w formacie ePUB przez Imprint Sp. z o.o. – 2010 rok.

      Leon Drewnicki

      ZA MOICH CZASÓW

      PAMIĘTNIKI LEONA DREWNICKIECO, MAJORA, BYŁEGO DOWÓDCY POSPOLITEGO RUSZENIA POWIATU WARSZAWSKIEGO W WOJNIE PRZECIW MOSKALOM 1831 R.

      DO CZYTELNIKA

      Czytelniku, jeżeli kiedyś wpadną moje pamiętniki w ręce Twoje, a znajdziesz jaki błąd w mojej pisowni lub ortografii, przebacz! Nie moja w tym wina, że nie odebrałem wyższych nauk, chociaż rodzice moi mieli się nieźle. Mogliby mi dać wyższe nauki, ale będąc poddanymi »szlachcica nie mogli tego dopełnić. Bo na Podolu, gdziem się rodził, syn poddanego nie ma prawa uczyć się w szkołach, gdzie się uczą szlacheckie dzieci. Dzieci poddanych mogą się uczyć czytać i pisać po rusku i po polsku tylko u diaka, przy cerkwi ruskiej, lub u organisty przy kościele katolickim.

      Diak lub organista nauczy dzieci poddanych czytać i trochę bazgrać, o tyle, ile sam umie. Jeżeli syn poddanego nauczy się cokolwiek czytać, pisać i rachunków, bierze jego szlachcic do siebie na usługi. Nic jemu nie płaci, tylko jego ubiera w liberię lokaja, kucharza, stangreta, kozaka. Drugich robi karbowymi, w lesie gajowymi, przy stawach stawniczymi i za gorliwość ich i ułsługę sto batami wynagradza.

      Dziad mój, Grzegorz Drewnicki, był księdzem unickim na Podolu we wsi Inaczyńce, położonej 4 mile od miasta Międzyborza, należącej do księcia Czartoryskiego. Po sprzedaniu Polski Moskalom, Prusakom i Austriakom, nasze piękne "Podole zajęli Moskale. Te Mongoły najprzód zaczęli przymuszać księży unickich wyrzeczenia się papieża rzymskiego i przyjęcia sekty schizmatyckiej, a jeżeli który ksiądz unicki przeciw ukazu carycy Katarzyny się opierał, Mongoły jego męczyli i gwałtem przymusili. I to samo robili z mieszkańcami Podola rytu unickiego. Grzegorz Drewnicki, mój dziadek upierał się przeciw ukazu Katarzyny. Wtrącony do turmy w mieście powiatowym Latyczewie, 2 mile od Międzyborza, i tam zamordowany został przez Mongołów.

      Ojciec mój, Ignacy Drewnicki, jako popowicz przymuszony był przyjąć sektę sehizmatycką z żoną i dziećmi. Po zajęciu Podola Moskwa przysłała swoich mongolskich komisarzy do spisania podolskiej ludności. Ludność podzielona została na klasy: pierwsza klasa, szlachta wolna od rekrutów i podatków, druga – skazk duchowne dla popów, dzieci ich wolni od rekrutów, ale muszą być popami po cerkwiach i po pułkach lub palamurami.

      Trzecia klasa, mieszczanie po rządowych, miastach, wolni od robienia pańszczyzny, płacą czynsz, mogą być kupcami. Kupcy podzieleni na trzy klasy; kupiec pierwszej klasy płaci rocznie za patent 30 000 rubli bumażnych. Drugiej i trzeciej nie wolno, tylko w kraju. Synów ich biorą na dwadzieścia pięć lat do wojska, tak jak i chłopów. Biją kijami, tak jak i drugich. Dzieci cudzoziemców wolne od wojska.

      Czwarta klasa, mieszczanie po miastach szlacheckich, są poddanymi szlachty. Jedni od domu i ziemi szlachcicowi czynsz płacą; wielki, bo szlachcic ma prawo nałożyć taki, jaki się jemu podoba. Jeżeli mieszczanin nie jest w stanie czynszu opłacić, szlachcic posyła dworskich Kozaków, zabiera manatki mieszczaninowi, sprzedaje Żydom, a mieszczanina zmusza do robienia pańszczyzny. Szlachcic oddaje synów mieszczan do mongolskiego wojska na dwadzieścia pięć lat.

      Piąta klasa, muzyki (chłopi) – najnieszczęśliwsi. Muszą szlachcie pracować, odrabiać pańszczyznę, płacić pogłówne, podymne, dawać do dworu kury, jaja, grzyby, orzechy, frukta i miód od pszczół. Synów ich oddają do mongolskiego wojska, biją chłopów aż do zabicia, sprzedają jak bydło, mieniają na psy i konie. Jeden drugiemu przegrywają w karty i ich córki niewinne gwałcą. Biedny chłop musi cierpieć, bo gdyby się udał na skargę do rządu, nie otrzyma sprawiedliwości, bo rząd składa się z Mongołów i niegodziwej zmoskwiczonej polskiej szlachty. Prócz szlachty, co chłopów gnębi i uciska, muszą pracować jak pszczoły na niepotrzebnych trutniów, dla popów, robić im daremszczyznę, orać, siać, zbierać zboże. Oprócz tego dawać dziesięcinę; płacić za spowiedź nie potrzebna, bo szpiegostwo. Popy przy spowiedzi wypytują się, czy nie wiedzą tych, co źle mówią na cara lub carycę, albo na ich rząd i czynowników. Muszą płacić za chrzciny, za śluby i pogrzeb, do cerkwi dawać wosk na świece i na wszystkie kościelne ceregiele.

      DREWNICCY PODDANYMI CZARTORYSKICH

      Wracam się do komisarzy mongolskich. Podolska szlachta przekupiła komisarzy, aby nałapać dla siebie jak najwięcej poddanych. Lud podolski, nie obeznany z chytrymi prawami moskiewskimi, wpadł w sidła zastawione przez niegodziwą szlachtę, tak jak i mój ojciec. Przekupieni komisarze zachęcali mieszczan do wpisywania się w księgę szlachecką. Każdy życzył sobie być szlachcicem i do księgi szlacheckiej się wpisywał. Przekupieni komisarze – niby to zapisywali do księgi szlacheckiej – to wpisywali do księgi krepostnych (poddanych szlachcie). Tym sposobem podła szlachta wolnych mieszczan dużo nałapała w swoje poddaństwo. Nieostrożny mój ojciec mimowolnie wpadł w sidła szlacheckie i został niewolnikiem i poddanym księcia Adama Czartoryskiego.

      W rok potem ojciec mój został zawiadomiony, aby zapłacił poduszne (pogłówne). Poszedł natychmiast do Bernatowicza, rządcy dóbr Czartoryskiego, i powiedział, że ekonom Sanocki żąda, aby zapłacił poduszne i czynsz; mówił, że nie jest poddany Czartoryskiego. Mówił: „Ja jestem szlachcic i do księgi szlacheckiej wpisany”. Służalec Bernatowicz pytał ojca: „Czy ty umiesz pisać?”. – „Umiem”. Bernatowicz otworzył księgę i pokazał własnoręczny ojca podpis. Ojciec: „Nie rozumiem, jak się to stało. Ja nie wpisywałem się do księgi poddaństwa, ale do księgi szlacheckiej”. Bernatowicz: „Wpisałeś się do księgi, bądź poddanym księcia Czartoryskiego. Wpisałeś się dobrowolnie, nikt ciebie nie przymuszał”. Powiedział: „Idź precz i ojca wypchnął za drzwi. Zmartwiony ojciec wrócił do domu z płaczem, że został przez podłych komisarzy moskiewskich oszukanym. Opowiadział mojej matce. (Moja matka, Maria z Sakiewiczów, rodem z miasta Mikołajewa na Podolu.)

      Za polskich czasów ojciec kupił od Zubkowskiego dom w mieście i futor w lesie. Prowadził handel winem mołdawskim i miał sklep korzenny. Miał się dobrze, byłby mnie dał wyższe nauki, a zostawszy poddanym nie mógł tego uczynić, bo jak już powyżej pisałem, poddany ze szlachtą do szkół chodzić nie może. Ojciec mój od Zubkowskiego kupił dom i futor (kolonia) za gotowe i swoje własne pieniądze. Zostawszy poddanym Czartoryskiego; i od domów i ziemi musiał czynsz opłacać. Ojciec mając dosyć pieniędzy nie żałował wydatków na proces do wydobycia się z poddaństwa Czartoryskiego, ale wszędzie przegrał, bo sam sobie był winien, że był nieostrożny i zapisał się w poddaństwo.

      WYPRAWA DO WARSZAWY I UDZIAŁ W BITWIE POD RASZYNEM

      Brat mój starszy, Ignacy, wzięty był w rekruty, a że był niezdatny, został uwolniony. Ja wtedy byłem jeszcze bardzo mały. Widziałem, jak w nocy łapano rekrutów do moskiewskiego wojska, widziałem, jak rekrutów kuli w dyby i żelazne pęta, jak okutych gnali do Latycżewa; powiatowego miasta, jak im pół głowy golili, jak ich Moskale na mustrze kijami bili. Gdym na to patrzał, skóra na mnie ze strachu drżała, myśląc, że jak dorosnę, to i mnie to czeka. Często słyszałem, gdy mój ojciec rozmawiał z sąsiadami, mówił te pamiętne słowa: „Lepiej nam było za polskich czasów jak teraz za tych psów Moskali”. Te wyrazy utkwiły mi w głowie. Jednego razu zapytałem ojca: „Tatuniu, ja często słyszę, jak mówicie, że lepiej było za Polaków jak za Moskali. Dlaczego wy zostali Moskalami? Kiedy dobrze było za Polaków, to trzeba było być zawsze Polakami, a nie Moskalami”. Ojciec mówił: Synu, przeklęta szlachta i biskupi Polskę sprzedali, naszą ojczyznę, trzem rozbójnikom: Austriakom, Prusakom i Moskalom. Ja wtedy służyłem w konfederacji barskiej i tę krysę, co mam na czole, dostałem od Moskali. My, konfederaci, i nasz kochany Kościuszko broniliśmy Polski, ale szlachta i jezuici nas zdradzili, i taż sama szlachta, teraz zmoskwiczona, trzyma nas w ciężkiej niewoli, bije i katuje, czego za polskich czasów nie było, bośmy byli wolni”.

      Rok po roku schodził, a ja rosłem. W 1809 r, – już miałem lat osiemnaście – dowiedziałem się, że Polacy biją Austriaków koło Warszawy. Zwierzyłem się ojcu, że chcę iść do wojska polskiego i bić Austriaków. Ojciec mi z radością powiedział: „Synu! Myśl moją odgadłeś. Ja o tym myślałem. Chciałem ciebie odesłać do Warszawy, abyś uniknął rekruta moskiewskiego. W Warszawie jest twój krewny, Marcin Gadomski. Lat temu kilkanaście on uciekł od rekrutów.


Скачать книгу